M. M. M. M.
2213
BLOG

Aktorzy na froncie walki ideologicznej

M. M. M. M. Polityka Obserwuj notkę 28

 

Tresura i zwieranie szeregów nie omija środowisk aktorskich. Niedawno do kolejnego po Macieju Stuhrze postępowego artysty polskiej sceny i ekranu dołączył Marian Opania. Aktor oświadczył, że odrzucił propozycję zagrania roli prezydenta Lecha Kaczyńskiego w filmie Antoniego Krauzego o katastrofie smoleńskiej. Oznajmił, że jako osoba myśląca nie chce grać w filmie lansującym tezę o zamachu. Do samego prezydenta ma stosunek nie całkiem pozytywny. Zaś Jarosław Kaczyński to dla niego w ogóle „postać wątpliwie moralna”, która „podzieliła Polskę bardziej niż komunizm”.

Nie należę do zwolenników Jarosława Kaczyńskiego i PiS. Aczkolwiek póki co z braku alternatywy, wybieram PiS. Pomimo mych zastrzeżeń do Prezesa i jego partii, śmiem twierdzić, że pogląd, iż jego moralność jest niejasna i że zatomizował Polaków w stopniu większym niż PRL, nie wiele ma wspólnego z rozumnym myśleniem.

Stawianie na równi rezultatów ustroju totalitarnego z efektami polityki Kaczyńskiego jest zupełnie nieuzasadnione. Z jednej strony mamy zbrodnie systemu, z drugiej ostry spór polityczny. Zresztą w jaki sposób komunizm miał podzielić Polskę? Rozumiem, że następstwem rządów PZPR było rozbicie narodu na świadomych i aktywnych współpracowników reżimu oraz oportunistów. Z drugiej strony – na osoby mordowane, prześladowane i szykanowane oraz jednostki, które starały się zachować twarz, próbowały zwyczajnie żyć, nie współpracowały, ale też nie angażowały się w opór lub opozycję. Na czym więc miałby polegać rzekomy podział Polski w wykonaniu Jarosława Kaczyńskiego? I kto tak naprawdę go dokonał? Jeżeli sprowadzać miałby się on do rozłamu na tych, którzy się jednoczą i wiążą z PiS nadzieje na przywrócenie podmiotowości państwu, którzy niepokoją się o przyszłość Kraju oraz identyfikują się z historią Polski i à rebours – na tych przeciwnych Kaczyńskiemu – uległych wobec zagranicy, zapatrzonych w zachodnią dekadencję i wstydzących się polskości, to takie uporządkowanie należałoby uznać za rzecz pozytywną.

 

Dawniej to były role

Szkoda tylko, że podobną stanowczością i surowymi sądami moralnymi na temat odgrywanych przez siebie postaci filmowych, Opania nie wykazywał się wcześniej. Okazuje się bowiem, że aktor nie widział na przykład niczego niewłaściwego we wcieleniu się w rolę Wicka – żołnierza Armii Ludowej z batalionu „Czwartaków” w 6. odcinku propagandowego serialu „Podziemny Front” (1965 r.). Serial rzekomo osnuto na podstawie akcji lewicowych organizacji podziemnych w okupowanej Polsce. Akcja szóstej części pt. „Przeprawa” rozgrywa się u schyłku Powstania Warszawskiego. Dowódca oddziału ps. Konrad nakazuje przeprawę przez Wisłę. Tłumaczy to m.in. tym, że nie chce, aby „jakiś dwójkarz, albo inny drań sprzedał ich Niemcom”. Bohaterskiemu Wickowi nie dane jest jednak dołączyć do swoich. Pada zabity nad rzeką.

Marian Opania w „Podziemnym Froncie”

Podobnie rzecz ma się z epizodem, jaki aktor zagrał w spektaklu telewizyjnym „Sztorm” (1967 r.). To adaptacja sztuki, uchodzącej w latach 50-tych za tzw. dramat heroiczny i „najwybitniejsze dzieło radzieckiego dramatu”. Jej autorem jest rosyjski Żyd – Włodzimierz Naumowicz Bill-Biełocerkowski (1884-1970). Był marynarzem, uczestnikiem rewolucji bolszewickiej i etatowym funkcjonariuszem partii komunistycznej. Pisać zaczął jeszcze w czasie rosyjskiej wojny domowej. Należał do tzw. Proletkultu –  organizacji kulturalno-oświatowej i artystycznej, która w całości negowała „kulturę burżuazyjną”.

„Sztorm” to wyjątkowo odrażająca agitka. Jego akcja rozgrywa się w pobliżu południowego frontu walk z „białymi”. Przewodniczący Komitetu Powiatowego Rosyjskiej Partii Komunistycznej (bolszewików) – tow. Wasilij wraz z najbliższymi współpracownikami (Przewodniczący Czeki, Redaktorka, Marynarz) borykają się z problemami młodej władzy radzieckiej. Zmagają się z brakiem zaopatrzenia, trudnościami komunikacyjnymi, głodem i bandytyzmem. Problemy lokalowe rozwiązują poprzez „zagęszczenie mieszkańców”, wysiedlenie burżujów lub zajęcie Żeńskiego Klasztoru. Walczą z dywersją we własnych szeregach i epidemią tyfusu. Likwidują inspirowany przez zachodni wywiad kontrrewolucyjny spisek w postaci handlu zakażoną bielizną i mundurami. Zapobiegają buntowi w koszarach. Na koniec toczą zwycięski bój z białogwardzistami. Opania gra w spektaklu komsomolca w niewielkim epizodzie

Widać więc, że ani rola renegata spod znaku AL, ani członka radzieckiej organizacji młodzieżowej w propagandowych gniotach jakoś nie wydały się być aktorowi „mało sympatyczne”. Mądrość zapewne przyszła dopiero z wiekiem. Zwłaszcza gdy za tego rodzaju „śmiałą wypowiedź” nic już nie grozi. Wręcz przeciwnie, za odmowę zagrania roli nielubianego przez establishment prezydenta i dokopanie „Kaczorowi” można zdobyć uznanie „salonu” i mediów.  Ja oczywiście rozumiem, że jak to niektórzy bagatelizują – „takie były czasy” i Opania był wówczas młodym, początkującym aktorem. Czy jednak ktoś, kto ma w swym dorobku tak wątpliwe „kreacje”,  ma prawo do bezwzględnej oceny moralności innych?

 

Felka nie grałem, ale jego towarzysza – owszem

Niestety, ciemny lud nie docenił odwagi i wrażliwości moralnej aktora. Opania spotkał się z nieprzychylnymi komentarzami i opiniami na swój temat. Na szczęście, w sukurs odważnemu aktorowi przyszedł inny znany artysta polski. Mowa o wrażliwym na wichry dziejowe Danielu Olbrychskim – odznaczonym Orderem Niemieckiego Krzyża Zasługi I Klasy. Ten świeżo nawrócony (po lekturze „Sąsiadów”) zwolennik nowej prawdy historycznej o współuczestnictwie Polaków w holocauście, natychmiast stanął w obronie Opani. W programie Moniki Olejnik stwierdził, że wybitny aktor ma prawo odmówić udziału w filmie, który „demoralizuje polskie społeczeństwo”. Olbrychski przyznał, że on również odmówiłby zagrania, gdyby nie zgadzał się z treścią lub scenariuszem filmu. Dumnie oświadczył, że sam wielokrotnie rezygnował z ról ze względów politycznych. I to kiedy? W zamierzchłych czasach komunizmu. Odrzucałem propozycje filmów, które były ku chwale Felka Dzierżyńskiego – oświadczył aktor.

Pomyślałem sobie, no brawo! Ale ten nasz filmowy Kmicic odważny. Ale dlaczego Olbrychski wobec tego wziął udział w produkcji promującej przyjaciółkę Felka Dzierżyńskiego – niesławną rewolucjonistkę żydowskiego pochodzenia –  Różę Luksemburg (właściwie: Rozalię Luxemburg). Chodzi oczywiście o zachodnioniemiecki film „Rosa Luxemburg” (1986 r.) zrealizowany we współpracy z kinematografią czechosłowacką. Wyreżyserowała go znana z lewicowych sympatii zawzięta feministka –  Margarethe von Trotta. Z pochodzenia arystokratka, dała już wcześniej upust swym społeczno-politycznym zamiłowaniom, realizując takie „zaangażowane filmy” jak: „Utracona cześć Katarzyny Blum” (1975 r.) czy „ Czas ołowiu” (1981 r.). Pierwszy opowiada o rzekomym klimacie represji wobec lewicy w zachodnich Niemczech. Drugi przybliża słynny proces terrorystów z Frakcji Czerwonej Armii (RAF).

 

Czerwona Róża” i Pan Daniel

Obraz z 1986 r. opowiada o życiu i działalności Róży Luksemburg zwanej „Czerwoną Różą”. W latach 20-tych pisano o niej jako o „orle rewolucji, której życiorys i pełne wydanie jej dzieł – posłużą jako wielce pożyteczny materiał dla wychowania wielu pokoleń komunistów całego świata”. Zapomniana po tym, jak Stalin uznał ją w 1931 r. za „dewiacjonistkę ideologiczną”, do łask wróciła w połowie lat 50-tych. Jej sława ożyła wraz z wybuchem studenckiej rewolty w latach 1967-1968. Zachodnie ruchy kontestatorskie uczyniły z niej bohaterkę światowej lewicy – porównywalną z Che Guevarą.

Róża Luksemburg urodziła się w 1871 r. w Zamościu. Jeszcze jako uczennica gimnazjum związała się z ruchem marksistowskim. Należała do kółka socjalistycznego związanego z partią „Proletariat”. W 1889 r. wyjechała do Szwajcarii. W 1893 r. wspólnie z Dzierżyńskim założyła marksistowską partię polityczną – Socjaldemokrację Królestwa Polskiego (SDKP). W 1900 r. ugrupowanie przekształciło się w Socjaldemokrację Królestwa Polskiego i Litwy (SDKPiL). Była głównym teoretykiem i publicystą tej partii. Celem ugrupowania była międzynarodowa rewolucja, obalenie przemocą całego dotychczasowego ustroju społecznego i likwidacja państw narodowych. Ostatni postulat był szczególnie bliski Róży Luksemburg. Stanowczo sprzeciwiała się polskim dążeniom niepodległościowym. Uważała, że ziemie polskie z przyczyn ekonomicznych winny być wchłonięte przez większe organizmy państwowe, czyli zaborców. Prawdziwe zaś wyzwolenie przyniesie dopiero światowa rewolucja socjalistyczna, która ostatecznie zniesie wszystkie granice państwowe. Warto przypomnieć, że to właśnie z połączenia SDKPiL i PPS-Lewicy wyłoniła się w 1918 r.  Komunistyczna Partia Robotnicza Polski (późniejsza  Komunistyczna Partia Polski). R. Luksemburg ostro krytykowała zarówno niepodległościowy program Polskiej Partii Socjalistycznej (PPS) jak i nacjonalizm Narodowej Demokracji. W obu koncepcjach widziała zagrożenie dla „idei międzynarodowej jedności proletariatu”. Była współzałożycielką  Komunistycznej Partii Niemiec. Napisała jej program.

W filmie śledzimy losy bohaterki od chwili aresztowania jej przez władze carskie w 1905 r., kiedy to przybywa nielegalnie do Warszawy. Poznajemy jej działalność w  Socjaldemokratycznej Partii Niemiec (SPD), gdzie przewodziła lewicowej frakcji ugrupowania. Obserwujemy jej spory z towarzyszami partyjnymi. Jako ortodoksyjna marksistka odrzuca reformizm SPD, będąc zwolenniczką strajku generalnego i „uruchomienia mas rewolucyjnych”. Widzimy ją, jak gorąco przemawia na wiecach i spotkaniach, wzbudzając entuzjazm zebranych. W czasie I wojny światowej wraz z Karlem Liebknechtem współorganizuje w Niemczech marksistowski ruch rewolucyjny tzw.  Związek Spartakusa. Film przybliża też dwa lata więzienia Róży Luksemburg. Skazano ją za propagandę antymilitarystyczną. Zważywszy jednak na to, co „Czerwona Róża” i jej towarzysze szykowali swym oponentom w razie triumfu rewolucji, jej odsiadka nie należy do najcięższych. R. Luksemburg ma w celi swoją biblioteczkę, oddaje się epistolografii, rysuje, przemyca na zewnątrz swoje teksty oraz uprawia mały ogródek. Poznajemy też okoliczności jej śmierci. W styczniu 1919 r. komuniści w Berlinie organizują zbrojną rebelię. Rewolucję szybko tłumią ochotnicze oddziały nacjonalistyczne byłych żołnierzy (tzw. Freikorps). R. Luksemburg zostaje zatrzymana i doprowadzona do sztabu gwardyjskiej dywizji strzelców konnych w berlińskim hotelu „Eden”. Zostaje pobita, a następnie zastrzelona. Jej zwłoki oficerowie wrzucają do kanału przepływającego przez miasto.

W rolę Róży Luksemburg wcieliła się znana aktorka Barbara Sukowa. Jej partnerem na ekranie jest właśnie Daniel Olbrychski. Odgrywa postać jej współpracownika i partnera życiowego. To Leon Jogiches, ps. Jan Tyszka – urodzony w 1867 r. w Wilnie żydowski rewolucjonista i internacjonalista. W ruchu rewolucyjnym aktywny od połowy lat 80-tych. W 1890 r. skazany na więzienie, zbiegł do Szwajcarii. Tam poznał Różę Luksemburg. Razem z nią zakładał SDKP. W 1900 r. wyjechał do Berlina, gdzie wspólnie zamieszkali. Należał do ścisłego kierownictwa SDKPiL. Redagował czołowe organy prasowe tej partii. Po rewolucji 1905 r. został skazany na 8 lat katorgi. W 1907 r. zbiegł z katorżnego więzienia do Niemiec. Bliski bolszewikom, z ramienia SDKPiL wszedł do komitetu centralnego Socjaldemokratycznej Partii Robotniczej Rosji (SDPRR). Podobnie jak jego wybranka, krytykował nurt reformistyczny w niemieckiej socjaldemokracji. Wspólnie z nią zakładał Związek Spartakusa. Współtwórca i sekretarz Centrali Komunistycznej Partii Niemiec. W 1918 r. wraz z R. Luksemburg w pełni zaaprobował propozycję zjednoczenia SDKPiL i PPS-Lewicy w Komunistyczną Partię Robotniczą Polski. W 1919 r. został aresztowany i zabity w Berlinie.

 

Puste deklaracje

Jak więc w świetle powyższego brzmi deklaracja Olbrychskiego – mogę grać najbardziej podłą postać, jeśli to będzie zgodne z moim światopoglądem. Wygląda na to, rola Jana Tyszki – wdzięcznego oblubieńca „wybitnej działaczki i teoretyka ruchu rewolucyjnego” nie specjalnie kłóciła się z przekonaniami aktora. Względy polityczne nie przeszkodziły mu zatem wcielić się w postać Tyszki – zdeklarowanego przeciwnika niepodległości Polski i kompana tak niechlubnych postaci historycznych jak: Feliks Dzierżyński, Adolf Warski, Józef Unszlicht i Julian Marchlewski. No chyba, że uznamy, iż płomienny romans, jaki Olbrychski nawiązał na planie filmowym z atrakcyjnąBarbarą Sukową, przyćmił nieco jego zmysł polityczny..

Barbara Sukowa i Daniel Olbrychski w filmie „Róża Luksemburg”

Olbrychski mówi – aktor winien patrzeć z kim gra, na jaki temat i w jakiej sprawie. Czyżby nie dostrzegł zatem niczego złego w udziale w filmie, który z wyznawczyni zbrodniczej ideologii usiłuje zrobić „socjalistyczną humanistkę”, interesującą myślicielkę i sympatyczną pacyfistkę. Gdzie fanatyczną rewolucjonistkę i zwolenniczkę aborcji przedstawia się jako orędowniczkę uciśnionych i osobę wrażliwą na cierpienia zwierząt. Gdzie lewicową doktrynerkę ukazuje się jako bezkompromisową, bystrą kobietę o celnych ripostach. Gdzie zasadniczo próbuje się ocieplić wizerunek nieprzejednanej komunistki. Róża Luksemburg u Margareth von Trotty jest kobietą odważną a zarazem wzbudzającą współczucie skrzywdzoną niewiastą – szlochającą po tym, jak dowiaduje się, że Tyszka zdradził ją z inną.

Film wpisuje się tym samym w nurt apologetyczny groźnej i zawziętej komunistki. Wspiera jednocześnie jej legendę „łagodnej marksistki”. Wielu niestety uwierzyło w nią. Zapominano lub nie dopuszczano do wiadomości, że owszem – polemizowała z Leninem, ale w sprawach taktyczno-ideologicznych w pełni go popierała, zarzucając mienszewikom oportunizm. Która z nim jedynie dyskutowała na temat „modelu partii proletariackiej i sposobu sprawowania dyktatury proletariatu”. Która zażarcie broniła rewolucji październikowej, podkreślając historyczną zasługę bolszewików w postaci zdobycia władzy. Zdaniem R. Luksemburg bolszewicy zabezpieczyli w ten sposób dalszy postęp światowej rewolucji. Która mówiła iż „wszystko, co partia bolszewicka jest w stanie pokazać w zakresie odwagi, działania, przenikliwości i rewolucyjnej konsekwencji, wszystko to dokonali Lenin, Trocki i ich towarzysze. Cały honor rewolucyjny i zdolność działania, czego brakowało socjaldemokracji Zachodu, odnajdujemy u bolszewików”. Która twierdziła również, że „kler, nie mniej ni klasa kapitalistyczna, żyje na plecach ludu, ciągnie korzyści z degradacji, ignorancji i ucisku ludu”. Która obawiała się terroru Dzierżyńskiego, ale jej  niepokój studził z uśmiechem jej partner Tyszka – słowami: Jak będzie trzeba, to i ty będziesz mogła”.

Można więc stwierdzić, że deklaracja Olbrychskiego o odrzucaniu wszelkich ról w rodzaju Felka Dzierżyńskiego jest równie prawdziwa jak jego opinia o Donaldzie Tusku. Dwa lata temu aktor z uznaniem wypowiadał się o Józefie Piłsudskim. Powiedział m.in., że gdyby Piłsudski znalazłby się w dzisiejszych czasach, z pewnością poparłby premiera Tuska, który „wyrósł nam na wielkiego męża stanu”. Pikanterii dodaje tylko fakt, ze Róża Luksemburg zwykła była mawiać o Polskiej Partii Socjalistycznej-Frakcji Rewolucyjnej (na której czele stał Piłsudski) nie inaczej jak o „partii bandytów politycznych zwanej Frakcją P.P.S”, „specjalistach od rozbijania wódki w monopolach” lub „błaznach z Frakcji „Rewolucyjnej”. No, ale nie wymagajmy za wiele od człowieka, który porozumienie przy Okrągłym Stole uważa za „apogeum pięknych posunięć politycznych” a „Pokłosie” za jeden z najbardziej znaczących filmów na świecie.

M. M.
O mnie M. M.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka