Wicepremier Pawlak odpowiedział jakiś czas temu na prasowe zarzuty stosowania praktyk nepotycznych przez PSL: "Nie ma nic złego w zatrudnianiu rodziny.Powinno to cieszyć, kiedy dzieci wykazują podobne zainteresowania i chcą iść w ślady rodziców.Jak patrzę na nagonkę na PSL, to przypomina mi się 1968 rok, kiedy dzieci próbowano ścigać za poglądy ich rodziców. Chciałbym przypomnieć 1947 rok, kiedy ścigano PSL-owców za to, że przyznawali się do funkcjonowania w stronnictwie.W 1947 roku na zlecenie komunistycznych władz aresztowano około 80 tysięcy lokalnych działaczy PSL. A bojówki Polskiej Partii Robotniczej i Urzędu Bezpieczeństwa skrytobójczo zamordowały wówczas 200 ludowców." W dwa dni po wypowiedziach wicepremiera Gazeta Wyborcza drukuję artykuł o podobnych praktykach P.O "konkursy robi się tylko na eksponowane stanowiska w spółkach, którymi interesują się dziennikarze. Resztę stanowisk rozprowadza się wśród swoich(..)bez konkursów awansowane są osoby związane z partią rządzącą."
Z wypowiedzi wicepremiera możemy wyczytać iż chłopski koalicjant P.O jest prześladowany w podobnej skali, co w najgorszym okresie stalinizmu w Polsce. Prakseologiczna wypowiedz, definiująca radość i zadowolenie, ze stosowania nepotyzmu rodzinnego i partyjnego, powinna być wpisana do światowych annałów cynizmu oraz głupoty politycznej. Nigdy w cywilizacji zachodniej polityk na tak wysokim stanowisku, publicznie nie uzasadniał wyższości moralnej nepotyzmu nad konkursową metoda rekrutacji urządników publicznych lub pracowników spółek należących do państwa. Lecz zachowanie PSL nikogo nie dziwi, aparatczycy tej partii szlify polityczne zdobywali już w komunistycznym ZSL, który był koalicjantem "partii matki - PZPR", więc system nomenklatury nie jest im obcy. Przyrównywanie artykułów prasowych krytycznych wobec PSL, do komunistycznego terroru, tłumaczyć można tylko letnią literaturą wicepremiera, przypominajcego sobie szczytne tradycje ruchu ludowego w Polsce. Natomiast problemem jest P.O, która łamie swoje podstawowe zobowiązania wyborcze, bowiem w exposé premier obieca ł" odpolitycznienie państwowych firm i jawne zasady naboru do władz spółek (..) Donald Tusk który krytykował PiS za zawłaszczanie państwa, obiecał zmianę standardów." P.O niedość że nie powściąga personalnych apetytów ludowców (którego kadrowe młyny mielą powoli ale skutecznie), to sama ma problem z wprowadzaniem obiecanych standartów we własnych szeregach. Część polityków koalicji uważa się za obiekt ataków medialnych, szeryf Pitera rzuca kolejne słowa na wiatr, natomiast premier zgodnie z radami swojego P.R (komórka takowa została ulokowana w zlikwidowanej biblioteczce Kancelarii Premiera, słusznie po co komu książki?), nie wypowiada się na tematy mogące mieć negatywny oddzwięk społeczny. Poziom aktualnej walki politycznej raczej uniemożliwi rozpoczecie walki o standarty w omawianej materii, dyscyplinowane własnego zaplecza przez rządzących zastąpione zostanie przez krytyką "TKMoskich" praktyk poprzedników. Jeszcze nie nadszedł czas na rozmowę o polskim wariancie amerykańskiego "sytemu łupów".