Jadąc do Wschowy, miasteczka położonego nieopodal Zielonej Góry, 100 kilometrów od zachodniej granicy, nie spodziewaliśmy się zobaczyć tam niczego ciekawego. Już jednak na wstępie niezmiernie nas ujęły gościnność i otwarte serce spotkanych tam osób. Szybko też odkryliśmy tego przyczynę. Dzisiejsi mieszkańcy Wschowy w dużej części mają swoje korzenie w okolicach Lwowa i Wilna...
Wschowa ma także innych mieszkańców, którzy bardzo postarali się, by ich głos nie poszedł w zapomnienie. Są to siedemnasto- i osiemnastowieczni poddani Korony Polskiej. Choć byli głównie niemieckiego pochodzenia, wiernie służyli polskim królom. Najsłynniejszy z nich, Mateusz Vechner, był lekarzem nadwornym samego Zygmunta III Wazy. Dziwne doprawdy, że ten arcykatolicki monarcha swoje zdrowie powierzył w ręce "heretyka".
Właśnie ta "heretycka" przeszłość dodała Wschowie duchowego splendoru, który do dziś przemawia do potomnych myślą wyrytą w kamieniu. Ale po kolei...
Na trwałe przyłączył miasto do Korony Kazimierz Wielki w 1343 roku. Przywileje królewskiego miasta oraz szlak handlowy z Poznania na południe połączone z pracowitością i solidnością mieszkańców dały Wschowie rozwój gospodarczy i sławę producenta wysokiej jakości sukna.
Bliskość granicy i struktura narodowościowa Wschowy czyniły ją bardzo podatną na wpływ reformy Lutra. Tak oto opisuje jej postępy wschowski zakonnik katolicki:
"Chociaż jeszcze w czasach Zygmunta I Króla Polskiego z Saksonii na te ziemie przedostawała się zatruta herezja Lutra przez rozpowszechnianie książek tego bezbożnego apostaty, przekraczającego prawa boskie i ludzkie (...), to jednak to nieszczęsne zło zaczęło się szerzyć od 1534 r. (...) Również od roku 1554 ta sama klęska nawiedziła Wielkopolskę (...) i do r. 1558 coraz bardziej się szerzyła w całym Królestwie (...) w miastach i miasteczkach, w prywatnych domach szlachty, przyniesiona przez szatana i podstęp co sprytniejszych. Wprawdzie wolnym postępowała krokiem ta nieuleczalna i beznadziejna zaraza, lecz na długie lata się usadowiła, olejem prawdziwej mądrości nie zasilana w sercach ludności Wschowy".
Biblijne odkrycia reformacji znalazły akceptację nie tylko pośród wschowskiego mieszczaństwa, ale i okolicznej szlachty. Dość powiedzieć, że już w 1552 roku rada miasta i mianowany przez króla starosta Mateusz Górski powołali na kaznodzieję kościoła parafialnego luteranina Joachima Weisshaupta. Do całkowitej protestantyzacji miasta i okolicy przyczynił się następny pastor Wschowy Andrzej Knobloch, o czym zaświadcza "przyjazna" notatka miejscowego bernardyńskiego kronikarza:
"...kiedy dawnym katolickim zwyczajem w dzień Pański w kościele parafialnym zgromadziło się mnóstwo katolików, a nie było kapłana prawdziwej wiary (...) predykant protestancki Andrzej Knobloch, łotr i złodziej, wszedł do kościoła i podstępną mową i sprytnymi wywodami oczarował magistrat i wszystek lud, nauczając, że lepsze jest codzienne czytanie (Biblii — przyp. aut.) niż słuchanie Mszy św., bo trąci to bałwochwalstwem. Elita miasta z wielkim mnóstwem ludzi przystąpiła do błędnej nauki Lutra i chętnie ją przyjęła (...)"
Nie umiejąc znaleźć biblijnych czy logicznych argumentów, by odeprzeć twierdzenia protestanta, wschowscy bernardyni sięgnęli do wypróbowanych (znanych dziś dobrze ze środków masowego przekazu) metod medialnej manipulacji. Zaczęli na swoich nabożeństwach nazywać Knoblocha "wilkiem gorszym od samego Judasza zdrajcy" i przypisywać mu straszną zbrodnię:
"Zostały w tabernakulum Hostie, które rzeczony Andrzej Knobloch, fałszywy prorok, nadużywający słowa Bożego sprzedał Żydom przybyłym z Lublina na jarmark na futro".
Na ich nieszczęście mieszkańcy Wschowy zachowali zdolności samodzielnego myślenia i właściwie ocenili, kto rzetelnie wykłada Słowo Boga. Bernardyni wrócili do Wschowy dopiero po ponad sześćdziesięciu latach, gdy w Rzeczypospolitej zdecydowaną przewagę zdobyła katolicka kontrreformacja wspierana przez króla Zygmunta III Wazę.
Na ten to trudny czas pastorem i animatorem miejskiej wspólnoty ewangelickiej został rodowity wschowianin Valerius Herberger (1562-1627). Był to człowiek nad wyraz wszechstronny. Zachęcał protestantów, by byli świadomi swoich obywatelskich praw politycznych:
"Wschowa nie jest, Bogu dzięki, żadnym psim miasteczkiem. Wschowa nie jest wsią, wypełnioną służalczymi wieśniakami. Jesteśmy wolnymi, królewskimi, uprzywilejowanymi obywatelami."
Kaznodziejska pasja i pisarska płodność zyskały mu przydomek "Małego Lutra", a jedna z jego pieśni (Hier erwartet der fröhlichen Aufferstehung -Tu oczekuję radosnego zmartwychwstania) jest do dzisiaj śpiewana przez polskich luteran.
Valet will ich dir geben,
Du arge, falsche Welt;
Dein sündlich böses Leben
Durchaus mir nicht gefällt.
Im Himmel ist gut wohnen,
Hinauf zieht mein Begier;
Da wird Gott herrlich lohnen
Dem, der ihm dient allhier.
Już się to żegnam z tobą,
Świecie niestateczny;
Wstąpię chętnie do grobu,
Wierząc w żywot wieczny.
W niebie miłe mieszkanie,
Tam mię chęć zabiera,
W niém nagrodę dostanie,
Kto w Panu umiera.
Największe nowatorstwo pokazał jednak w dziedzinie kierowania doczesnymi sprawami wschowskich chrześcijan. Tuż po objęciu pieczy nad luterańską gminą musiał zmierzyć się z problemem miejsca jej spotkań. Dotychczasowe, kościół parafialny, miał z rozkazu Zygmunta III wrócić w ręce katolików, a o pozwoleniu na budowę nowego nie było co marzyć - jezuici zrobili już swoje na polskim dworze... Pomysłowy pastor doprowadził do wykupienia dwu kamienic przy Bramie Polskiej, które następnie połączono wewnątrz i przystosowano do zgromadzeń wschowskiej gminy chrześcijańskiej. Pierwsze nabożeństwo odbyło się w tak zaadaptowanym pomieszczeniu w wigilię roku 1604 i stąd nazwa budynku "Żłobek Chrystusa". Po niemiecku brzmi to Kripplein Christi i dlatego w Wielkopolsce budynki zborowe luteran zaczęto nazywać kryplami. Świadczy to o sile oddziaływania wschowskich wierzących nawet na odległą okolicę.
Prawdziwy kłopot dotyczył jednak zmarłych. Dotychczas grzebano ich przy kościołach, a te znalazły się w posiadaniu katolików. Przy nowym "wynalazku" Pastora nie było miejsca na cmentarz. Cóż było począć? Zdecydowano się na rozwiązanie radykalne i bez precedensu na wschód od Odry. Wyznaczono chrześcijański cmentarz poza murami miasta i bez kościoła!!! Dziś to norma, ale na tamte czasy istna rewolucja.
Właśnie to dzieło Valeriusa Herbergera - wschowskie miasto kamieni, z łaciny lapidarium - stanowi do dziś najcenniejszy zabytek, który dalej przemawia do współczesnych. Luter zalecił swoim współwyznawcom: "Jeżeliby chciano czcić w jakiś sposób groby, to byłoby przystojnie namalować lub napisać na ścianach dobre epitafia..." Do dziś, pomimo huraganowych "wichrów historii", zachowało się prawie 180 kamiennych tablic wkomponowanych w okalający cmentarz wysoki mur. Obecnie pieczołowicie opiekują się nimi pracownicy Muzeum Ziemi Wschowskiej. Jednak nie tylko pielęgnują dziedzictwo przeszłych pokoleń. Pani Marta Małkus, historyk sztuki z tego muzeum, prowadzi niecodzienną działalność, by kontaktować ze sobą dawnych i dzisiejszych mieszkańców Wschowy. Co dwa tygodnie zaprasza na "Niedzielne spacery po Lapidarium". Każdy przygotowuje pod innym kątem. Nam przypadł zaszczyt udziału w temacie Sola scriptura (tylko Pismo Św.). Było to niezwykłe przeżycie - móc przemawiać do przeszło dwudziestu znamienitych dzisiejszych wschowian (na czele z Panem Burmistrzem) i przywoływać z przeszłości ciągle aktualne "tylko Pismo, tylko łaską, tylko przez wiarę, tylko w Chrystusie". Pani Marta ze znawstwem i swobodą oprowadziła nas po epitafiach, gdzie najwięcej jest tekstów biblijnych i symboli wyrażających ich treść. Na płycie upamiętniającej Pastora Herbergera widnieje werset Pisma:
"Cieszcie się, że wasze imiona zapisane są w niebie" Łk. 10:20
Właśnie rozwinięciem tej myśli podzieliłem się na końcu spaceru. Protestancki cmentarz jest niezwykły - nie ma tu modlitw za duszę zmarłego, by została przyjęta do nieba. Jest za to pewność naszego losu po śmierci i optymizm wypływający z faktu przeniesienia się do lepszego, wiecznego życia z Jezusem. Cieszę się niezmiernie, że zostało to właściwie odebrane przez uczestników spaceru, co wnioskuję po wymianie zdań na forum radia Elka (elka.pl), które patronuje inicjatywie Pani Marty Małkus:
"Niedziela jest dniem radości i wypoczynku, również modlitwy, ale wszystko z umiarem. Smutek i nostalgia to na pewno nie nastraja zbyt optymistycznie na nowy tydzień."
"Smutek i nostalgia? ...wczoraj było bardzo optymistycznie o zwycięstwie nad śmiercią i grzechem, pewności zbawienia przez wiarę (sola fide) dzięki darmo danej łasce (sola gratia)."
Dzieło Pastora Herbergera nie poszło na marne i dalej przemawia mimo upływu wieków...
Paweł i Marzena Chojeccy

kontakt email: knp@knp.lublin.pl
Trzymasz w ręku gazetę niezwykłą. Już sam tytuł "idź POD PRĄD" sugeruje, że na naszych łamach spotkasz się z poglądami stojącymi w konflikcie z powszechnie lansowanymi opiniami. Najważniejsze jest jednak to, że pragniemy opisywać rzeczywistość nie z perspektywy teologii, dogmatów czy zmiennych nauk kościołów, lecz w oparciu o Słowo Boga, Biblię. Co więcej, uważamy, że Bóg wyposażył Cię we wszystko, abyś samodzielnie mógł ocenić, czy nasze wnioski rzeczywiście z niej wypływają. Bóg nie skierował Pisma Świętego do kasty kapłanów czy profesorów teologii. On napisał je jako list skierowany bezpośrednio do Ciebie! Od wielu lat w naszej Ojczyźnie pojęcia: chrześcijanin, chrześcijański mocno się zdyskredytowały. Stało się tak głównie "dzięki" zastępom faryzeuszy religijnych ochoczo określających się tymi wielce zobowiązującymi tytułami. Naszą ambicją jest przyczynienie się do tego, by słowo chrześcijanin - czyli "należący do Chrystusa" - odzyskało w Polsce należny mu blask!
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura