Miesięcznik idź Pod Prąd Miesięcznik idź Pod Prąd
392
BLOG

ZNOWU ÜBER ALLES???

Miesięcznik idź Pod Prąd Miesięcznik idź Pod Prąd Polityka Obserwuj notkę 27

Znajdujemy się znowu na ostrym zakręcie naszej historii. Podobnie jak w 1939 roku mamy za sobą dwadzieścia lat niepodległości, a przed nami "ściana". Co więc nam pozostaje?
Zanim odpowiemy sobie na to pytanie, warto ustalić lekcje z historii. Siedemdziesiąt lat temu mieliśmy cztery opcje:
1. Zbudowanie silnej Polski w sojuszu z państwami Europy Środkowej (od Bałtyku po Adriatyk)
2. Sojusz z Niemcami
3. Sojusz z Sowietami
4. Sojusz z Europą Zachodnią
Kolejność nie jest przypadkowa – od najlepszej do najgorszej opcji.
Zbudowanie środkowoeuropejskiej przeciwwagi dla potężnych sąsiadów ze wschodu i zachodu udaremniła postawa polskich endeków w trakcie rokowań z Sowietami w Rydze (dążąc do etnicznej przewagi żywiołu polskiego w II RP, oddano Sowietom znaczne obszary Ukrainy i Białorusi oraz zdradzono Ukraińców ze stronnictwa atamana Petlury), a także agresywne zachowanie Czechów w konflikcie o Zaolzie. Z tego kierunku polityki zagranicznej została nam w 1939 tylko życzliwa postawa rządów Węgier i Rumunii.
Po upadku federacyjnej koncepcji Piłsudskiego sojusz z Niemcami jawił się jako sensowne rozwiązanie, biorąc pod uwagę totalitarny charakter Sowietów. Jak już pisał na naszych łamach Jarosław Kozakowski, do początku ’39 mieliśmy w Niemczech całkiem dobrą prasę, a sam Hitler tak mówił o Polsce jeszcze w styczniu "roku pamiętnego": "Pięć lat temu zawarliśmy pakt o nieagresji z Polską (...) Należy postawić sobie pytanie, co by się stało w Europie, gdyby pięć lat temu ten naprawdę zbawienny układ nie został zawarty. Wielki Marszałek Polski, Żołnierz i patriota Piłsudski, oddał swemu narodowi tak wielkie usługi, jak rząd narodowo-socjalistyczny narodowi niemieckiemu", iPP nr 45

Oceniając ten sojusz tylko z punktu interesu Polski, można założyć, że na kilka dodatkowych lat dałby on nam integralność państwową, ochroniłby ludność cywilną (także, przynajmniej częściowo, żydowską) przed terrorem okupantów i zapobiegłby ogromowi zniszczeń materialnych. Patrząc choćby na przykład Węgier, Rumunii, Bułgarii, które wybrały ten wariant, nasza pozycja po zwycięstwie Sowietów nie byłaby zasadniczo gorsza niż to, co nas spotkało w 1944 roku. Śmierć Marszałka i zepchnięcie na boczny tor Jego protegowanego Walerego Sławka zmieniło polskie sympatie w polityce zagranicznej. Minister Beck postawił na gwarancje francusko-brytyjskie...
Sojusz z Sowietami dawał na jakiś czas pewne atrybuty niezależności, ale niósł ze sobą nie tylko szybkie przekształcenie Polski w kolejną republikę rad, ale i degradację duchową narodu. Z tamtych czasów pochodzi maksyma: "Niemcy wejdą i wyjdą, a Sowieci zabiorą nam duszę".
Wariant rzeczywisty, czyli oparcie się na sojuszu z Zachodem, przyniósł wszystkie złe skutki pozostałych rozwiązań, a bodajże żadnego dobrego. Królestwo Jugosławii, które podobnie postąpiło, odrzucając sojusz z Hitlerem i przyjmując gwarancje brytyjskie - tak samo zostało zdradzone przez zachodnich "sojuszników" i po wojnie oddane w jasyr Stalinowi.
Dzisiaj historia się niestety powtarza. Zbudowanie sojuszu środkowoeuropejskiego (Heksagonalne - Austria, Jugosławia, Węgry, Włochy, Czechosłowacja i Polska) zostało skutecznie powstrzymane przez rozpętanie z cichej inspiracji Niemiec i Watykanu wojny domowej w Jugosławii. Musimy więc postawić na gwarancje jakiegoś mocarstwa i być niejako jego wasalem. Do wyboru mamy: USA, Niemcy, Rosję i ostatnio Chiny. Za sojuszem z USA optują PiS i SLD. Niestety, choć wydaje się to najlepszy sojusznik, nie traktuje nas poważnie (sprawa tarczy) i powoli traci rolę światowego hegemona. Rosja Putina wkroczyła na wielkoruskie nuty imperialne i Polska może być w jej planach tylko marionetkowym priwislanskim krajem. Chiny są pod dwoma względami lepsze od USA – są na "ścieżce wzrostowej" swojej potęgi i mają granicę oraz sprzeczne interesy z naszym wschodnim sąsiadem. Na razie jednak nie widać z ich strony silnego zainteresowania Polską. Pozostaje więc znowu rydwan niemiecki...
Niemców można nie lubić, ale nie sposób odmówić im konsekwencji i politycznej skuteczności. Już u schyłku III Rzeszy przygotowali sukces IV! Tak pisze o tym Piotr Setkowicz: W roku 1942 za stwierdzenie, że Niemcy przegrają wojnę, musiał odejść z Instytutu. Nastąpiło wtedy zdarzenie, które zmieniło jego los, a które biografowie najczęściej przemilczają. Erhard został wezwany przez SS-brigadeführera Otto Ohlendorfa - szefa Urzędu III RSHA (Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy). Urząd kierowany przez niego nosił nazwę “Dziedziny Życia w Niemczech". Oprócz wielu innych dziedzin nadzorował on także życie gospodarcze. Od czerwca 1941 do czerwca 1942 roku Ohlendorf dowodził dodatkowo działającą na Ukrainie Einsatzgruppe D - Grupą Operacyjną D. Podlegający mu SS-mani zamordowali w tym czasie około 90 tysięcy ludzi. Erharda nie miał jednak zamiaru zabijać, wręcz przeciwnie. Co do przyszłych losów wojny podzielał całkowicie jego pogląd. Polecił mu prowadzenie badań nad tym, w jaki sposób po klęsce Niemiec i w warunkach okupacji najlepiej zabezpieczyć interesy niemieckiej gospodarki, i zapewnił mu warunki do prowadzenia pracy. Przy jego cichym poparciu Ludwig Erhard zorganizował Instytut Badawczy Przemysłu, którego pracę finansowały największe niemieckie koncerny, ponieważ ich szefów również interesował problem, jak przetrwać po przegranej wojnie. W marcu 1944 roku Erhard opracował memoriał “Finansowanie wojny i konsolidacja długów", w którym zajmował się problemem odbudowy Niemiec po nieuchronnej, jak stwierdzał, klęsce. Ten człowiek wbrew woli aliantów wprowadził Niemcy na drogę wolnorynkowych przemian, które doprowadziły je do szybkiego rozkwitu gospodarczego. Bogate Niemcy kupiły sobie szybko przyjaźń Izraela i powoli zamazały swoją odpowiedzialność za Holokaust (dziś wrabia się w to nas). Dogadały się z Kremlem co do zwrotu NRD, obsadziły Watykan, dzięki czemu dowiedzieliśmy się w Oświęcimiu, że za wszystko odpowiadają jacyś "naziści", którzy opanowali Niemcy. Dziś już bez osłonek wracają do roli imperialnej. Wysyłają Bundeswehrę na misje zagraniczne, prowadzą niezależną od UE politykę zagraniczną zbliżenia z Rosją, żądają zadośćuczynienia za wysiedlenia po przegranej wojnie, a w kulturze znowu odwołują się do Wagnera i pogromcy Rzymian z Lasu Teutoburskiego Arminiusza – co czynił Adolf Hitler. Unia Europejska, najtrafniej określona jako narzędzie wprowadzenia hegemonii Niemiec w Europie, jest ukoronowaniem polityki zagranicznej naszego sąsiada. Niemieckie cele I i II wojny światowej wydają się być bliskie realizacji na drodze pokojowej (nie licząc Jugosławii).
Co my na to? Bycie amerykańskim dywersantem, jak to określa Stanisław Michalkiewicz, całkowicie się nam nie opłaciło i staje się coraz bardziej niebezpieczne, wystawiając nas na gniew sąsiadów niestudzony amerykańskimi "Patriotami". Niemcy oferują okruchy z pańskiego stołu swego imperium i nie wymagają od nas w zasadzie niczego poza biernością i uległością. Konsekwencją będzie utrata Ziem Zachodnich, stopniowa likwidacja armii oraz przemysłu ciężkiego. Polskość ograniczy się do kilku województw wschodnich z centrum na Lubelszczyźnie. Będziemy tu mieli pewną folklorystyczną swobodę, jak przystało na pas ziemi niczyjej pomiędzy imperiami. Całkowita kontrola tego terenu mogłaby wzbudzić "niepokoje" społeczne, a tak będzie to azyl dla osobników o zbyt wybujałym indywidualizmie - jak kiedyś Dzikie Pola...
I to wydaje się być dość optymistyczna wizja naszej najbliższej przyszłości. (Pesymistyczną jest całkowity elektroniczny terror z chipowaniem ludzi i brakiem jakiegokolwiek miejsca ucieczki). Przygotowując się doń, powinniśmy odnowić budowanie przetrwalników polskości i wolności. Tradycyjnie była to rodzina, szczególnie polskiej szlachty, której oparciem były majątki ziemskie i dwory. Dziś tego oparcia nie mamy. Naród jest spauperyzowany i pozbawiony własności. Trzeba więc wzorem Wielkopolski z końca XIX w. podjąć walkę o przyczółki ekonomiczne dla żywiołu polskiego w kadłubowej Polsce. Trzeba też wspomóc rodzinę na poziomie intelektualnym. Państwowa szkoła pełni dziś rolę dokładnie odwrotną – konieczne jest więc przeciwdziałanie: edukacja domowa, instytucje samokształceniowe, wsparcie finansowe artystów sławiących polskość itp.
Piękną kartę pielęgnowania postaw narodowych zapisali szesnastowieczni protestanci – z Rejem, Fryczem Modrzewskim czy Łaskim na czele. Może i dziś kościoły protestanckie rozważyłyby wzięcie na siebie roli depozytariusza myśli narodowej?

Paweł Chojecki
 

Post Scriptum

Powyższy tekst powstał przed 1 września br. Uroczystości na Westerplatte tylko potwierdziły pesymistyczną diagnozę naszej sytuacji. Putin wygłosił przemówienie bardziej do Niemców, użalając się nad ich krzywdami w traktacie wersalskim, który był przyczyną II wojny światowej. Warto przypomnieć, że sowiecki minister spraw zagranicznych Wiaczesław Mołotow widział Polskę jako "poroniony płód traktatu wersalskiego" (bardziej znane: "bękarta traktatu wersalskiego"). Przemówienie Putnia nie pozwala więc mieć złudzeń – szczególnie, że wtórował mu głos Merkel upominający się o tzw. "wypędzonych". Głos ten skwapliwie poparł wcześniej katolicki episkopat (we wspólnym polsko-niemieckim oświadczeniu), który dobrze wie, skąd wiatr wieje.
Prezydent Kaczyński również nie ma złudzeń, że przypadnie Mu niebawem rola ostatniego prezydenta wolnej (przynajmniej z pozoru) Polski. Podsumowując rozkwit starej rosyjsko-niemieckiej miłości, powiedział:
"Usłyszeliśmy, że nowa Wielka Europa (...) wymaga rusztowania. To jest typ rusztowania, na którym dla Polski to co najwyżej stryczek może być" Rzp 5-6.09.09
Przynajmniej Prezydenta mamy realistę...
 

kontakt email: knp@knp.lublin.pl Trzymasz w ręku gazetę niezwykłą. Już sam tytuł "idź POD PRĄD" sugeruje, że na naszych łamach spotkasz się z poglądami stojącymi w konflikcie z powszechnie lansowanymi opiniami. Najważniejsze jest jednak to, że pragniemy opisywać rzeczywistość nie z perspektywy teologii, dogmatów czy zmiennych nauk kościołów, lecz w oparciu o Słowo Boga, Biblię. Co więcej, uważamy, że Bóg wyposażył Cię we wszystko, abyś samodzielnie mógł ocenić, czy nasze wnioski rzeczywiście z niej wypływają. Bóg nie skierował Pisma Świętego do kasty kapłanów czy profesorów teologii. On napisał je jako list skierowany bezpośrednio do Ciebie! Od wielu lat w naszej Ojczyźnie pojęcia: chrześcijanin, chrześcijański mocno się zdyskredytowały. Stało się tak głównie "dzięki" zastępom faryzeuszy religijnych ochoczo określających się tymi wielce zobowiązującymi tytułami. Naszą ambicją jest przyczynienie się do tego, by słowo chrześcijanin - czyli "należący do Chrystusa" - odzyskało w Polsce należny mu blask!

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (27)

Inne tematy w dziale Polityka