Stanisław Adamczyk – żołnierz LWP, który stanął w obronie ludzi zmuszanych do wstępowania do rolniczej spółdzielni produkcyjnej, trafił do polskiego GUŁAG-u. Jego historia jest świadectwem o wciąż nieukaranej zbrodni komunistycznej. (odcinek piąty)
PROCES
W Polsce, niezależnie od panującego ustroju, znajomości mają olbrzymie znaczenie. Dziadek Stanisława Adamczyka był przed wojną kierownikiem szkoły rolniczej w Miętnem pod Garwolinem. Córka jednego z nauczycieli tej szkoły wyszła za mąż za kierownika wiejskiej szkoły w niedalekiej Michałówce. Tak zaczęła się znajomość między Antonim Adamczykiem a Piotrem Jaroszewiczem. Ten człowiek zrobił później oszałamiającą karierę. Został generałem i jednym z najważniejszych dygnitarzy Polski Ludowej, ale sentyment do rodziny Adamczyków zachował. Jaroszewicz miał silne poparcie w Moskwie i dużo kompromitujących materiałów na swoich towarzyszy. Prawdopodobnie to one były przyczyną jego śmierci w roku 1992.W willi Jaroszewiczów w Aninie było dużo cennych rzeczy. Mordercy ich nie zabrali, a po coś przecież przyszli. Jednak w latach pięćdziesiątych było do tego jeszcze daleko i prośbom Jaroszewicza raczej się nie odmawiało.
Stanisław Adamczyk skorzystał już wcześniej z jego protekcji. Zgłosił się do wojska w roku 1948, chcąc zostać lotnikiem. Po kilku miesiącach wydało się, że ma dopiero 16 lat i zwolniono go. Gdy w roku 1950 zgłosił się ponownie, skierowano go do szkoły oficerów politycznych. Jaroszewicz był wtedy wiceministrem Obrony Narodowej. Choć sam był oficerem politycznym, załatwił Adamczykowi przeniesienie do szkoły samochodowej w Pile.
W roku 1954 Piotr Jaroszewicz był wicepremierem i ministrem górnictwa. Stanisław Adamczyk jest przekonany, że uratował mu życie. Prokurator Marian Dudziak nie próbował zrobić z oskarżonych konspiratorów ani agentów. Zastosował wobec niego jako oficera artykuł 140 kodeksu karnego Wojska Polskiego mówiący o nadużyciu władzy. Sąd uznał, że podporucznik Adamczyk zhańbił honor żołnierza polskiego. Artykuł 170 kk WP przewidywał za to do pięciu lat więzienia. 17 marca 1954 roku wymierzono mu za to karę czterech i pół roku pozbawienia wolności i zdegradowano do szeregowca. Jeden żołnierz dostał trzy i pół roku więzienia, drugi trzy. Stanisław Adamczyk nie dostał nigdy swojego wyroku do ręki, choć prawo tego wymaga. Do dziś go poszukuje. Najwyższy Sąd Wojskowy zatwierdził wyrok 26 kwietnia 1954 roku.
Sąd Wojsk Lotniczych sprawę Stanisława Adamczyka rozpatrywał na sesji wyjazdowej w Koszalinie. Przewodniczył Ludwik Fels – sowiecki oficer żydowskiego pochodzenia pełniący obowiązki Polaka. Nosił polski mundur od wielu lat, ale nawet języka się nie nauczył. Kilka lat później wyjechał do Izraela. Najwyższy Sąd Wojskowy, który zatwierdził wyrok, obradował w następującym składzie: Prezes Sądu pułkownik Wilhelm Świątkowski – oficer sowiecki, zastępca Prezesa pułkownik Aleksander Tomaszewski – oficer sowiecki. Zapewne był przy tym sowiecki doradca pułkownik Wasilij Zajcew, bo rzadko coś działo się w tym sądzie bez jego rady. Adwokata oskarżonego nie wpuszczono.
Komisja, która w roku 1956 badała działanie sądownictwa PRL w czasach stalinowskich, uznała Świątkowskiego i Tomaszewskiego za głównych inicjatorów dokonanego wtedy bezprawia. Nie ponieśli jednak za to odpowiedzialności. Wyjechali do Ojczyzny Światowego Proletariatu w roku 1954. Z funkcjonariuszy wymiaru sprawiedliwości zajmujących się sprawą Stanisława Adamczyka jedynie porucznik Marian Dudziak miał obywatelstwo polskie - z tym, że był Żydem.
Wiele mówi to o naturze PRL. Z pewnością nie była państwem suwerennym, skoro jej obywateli mogli sądzić obywatele innego państwa. Była też przez większość Polaków traktowana jako państwo obce i wrogie. Dlatego występującymi przeciwko niej najczęściej zajmowali się ci, którzy z narodem polskim nie czuli się związani. Funkcjonariusze państwa sowieckiego przebrani w polskie mundury i polscy Żydzi. Oczywiście byli też Polacy, którzy wysługiwali się komunistom. Witolda Pileckiego oskarżał Czesław Łapiński, a skazał Jan Hryckowian. Obydwaj byli w AK i mieli piękną wojenną przeszłość. Takich jak oni było więcej, ale do kluczowych stanowisk ich raczej nie dopuszczano. Aparat terroru do roku 1956 nadzorowali z ramienia Biura Politycznego Jakub Berman i Roman Zambrowski, którzy otaczali się z reguły swoimi rodakami, a nad nimi był już tylko Bierut i Moskwa...
W tym wypadku wyrok można uznać za łagodny, ale nie każdy sądzony w tym czasie za strzelanie do przedstawicieli władzy ludowej miał znajomego wicepremiera. Poza tym działo się to już po śmierci Stalina. Zapewne sędziowie zdawali sobie sprawę, że szykuje się zmiana kursu na łagodniejszy i nadgorliwi mogą zostać rzuceni ludowi na pożarcie. Prawdopodobnie uważali, że oskarżony zasługuje na wyższą karę. Gdyby w wojsku trafiło się więcej takich ludzi, mogliby się znaleźć w poważnym niebezpieczeństwie. Zadbali o to, by trafił tam, gdzie miał najmniejszą szansę dożycia do końca wyroku.
cdn.
Piotr Setkowicz
kontakt email: knp@knp.lublin.pl
Trzymasz w ręku gazetę niezwykłą. Już sam tytuł "idź POD PRĄD" sugeruje, że na naszych łamach spotkasz się z poglądami stojącymi w konflikcie z powszechnie lansowanymi opiniami. Najważniejsze jest jednak to, że pragniemy opisywać rzeczywistość nie z perspektywy teologii, dogmatów czy zmiennych nauk kościołów, lecz w oparciu o Słowo Boga, Biblię. Co więcej, uważamy, że Bóg wyposażył Cię we wszystko, abyś samodzielnie mógł ocenić, czy nasze wnioski rzeczywiście z niej wypływają. Bóg nie skierował Pisma Świętego do kasty kapłanów czy profesorów teologii. On napisał je jako list skierowany bezpośrednio do Ciebie! Od wielu lat w naszej Ojczyźnie pojęcia: chrześcijanin, chrześcijański mocno się zdyskredytowały. Stało się tak głównie "dzięki" zastępom faryzeuszy religijnych ochoczo określających się tymi wielce zobowiązującymi tytułami. Naszą ambicją jest przyczynienie się do tego, by słowo chrześcijanin - czyli "należący do Chrystusa" - odzyskało w Polsce należny mu blask!
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura