Treblinka… cóż za plugawa nazwa, tak plugawa, że odstręcza samego Johana ‘Lucifera Hellslaughtera’ Edlunda. Szkoda bo swoich dzieci nie wylewa się z kąpielą. Niestety jak widać rzeczywistość skrzeczy niczym muzyka zawarta na kultowych demo Crawling in Vomits, The Sign of the Pentagram i jednej EPce. Severe Abomination. Ówczesny kwartet nosił „piękne” pseudonimy artystyczne, oprócz wspomnianego Lucifera w zespole piekło szerzyli drugi gitarzysta Emetic, Juck the Ripper oraz Nasje Aushwitzer. Dziesięć lat temu wyszedł smakowity dwupłytowy bootleg będący surową, że aż piękną kompilację zawierającą cały dorobek Treblinki a nawet więcej ponieważ druga płyta zawiera bootleg z Sztokholmu i rehersala.

Crawling in Vomits
Pierwsze demo Szwedów nosi romantyczny tytuł Crawling in Vomits zwłaszcza w zestawieniu z nazwą zespołu… Nadmienię, że pomimo jednoznacznie kojarzącej się kontrowersyjnej nazwy zespół nie miał nic wspólnego z zespołami identyfikującymi się z nurtem NSBM. Demo majestatycznie rozpoczyna się utworem tytułowym, jakość może nie pierwsza klasa ale jak na demo z przed 24 lat jest całkiem przyzwoite. Czuć rock’n’rollowy luz, czuć siarkę i słychać wyśmienity growl Edlunda, który według mnie jest zdecydowanie lepszy niż na pierwszym długograju Tiamat. Muzyka czerpie garściami z klasycznego Heavy Metalu/Thrashu, ale jest to przede wszystkim przykład mieszanki świeżych wówczas ekstremalnych podgatunków Metalu. Oprócz kanonady perkusji zdecydowanie najbardziej ekstremalnym składnikiem jest growlujący Lucifer Hellslaughter. Znów można rozpocząć dyskusje czy to Black czy Death metal. Najbardziej asekuracyjnie i dyplomatycznie można nazwać to co słyszymy udanym połączeniem wszystkich wyżej wymienionych styli. Po krótkiej przerwie czas na „Earwing in Your Veins” z mrocznym riffem i ewidentnie bluesowym zacięciem(!) Po riffowaniu czas na klasyczną patatajkę. Jakość dźwięku jakby trochę stała się słabsza ale to nic grunt że pojawiają się kolejne rock’n’rollowe riffy. Utwór rozdzierany jest przez przeraźliwy skrzek i znów karmieni jesteśmy fantastycznym oldschoolowym riffem. Następnym krwawym ochłapem jest „Hail to Cruelty” Posępny wolno sunący początek warknięcie Lucifera i powoli, powoli przyspieszamy za sprawą siekającego niemiłosiernie Aushwitzera. W środku utworu wkrada się nam chaos a po nim ugh! I świetny pasaż gitarowy z objechaną chaotycznymi solówkami. Ostatnim wymiotem jest „Cadaverous Odour”. Stateczny riff podtrzymuje nastrój całokształtu, tutaj aż śmierdzi starym Black Sabbathem. Średnie tempo i piekielne riffy masakrują wszystko dookoła. Ten skład już w 88r. miał wiele do zaproponowania metalowemu światu! Liczne zmiany tempa i ta esencja mroku która ulatnia się przez cały czas trwania. Obrzydliwe outro, którą stanowią odgłosy torsji jest doskonałym podsumowaniem tego mocnego materiału – Treblinka do porzygu !

The Sign of the Pentagram
Drugim i ostatnim demem Treblinka czyni duży krok do tego co dane było usłyszeć na Sumerian Cry, zwłaszcza, że ¾ utworów zostało wykorzystanych na wspomniany album.
Hałasem blachy rozpoczyna się strasznie szeleszcząco brzmiący z początku „Nocturnal Funreal”. Jakość jest słabsza niż na poprzednim demie, wyśmienicie brzmi wokal Lucifera, instrumentalnie najbardziej tłusto brzmi bas Jucka, piskliwe szybkie solówki i masakrujące talerze Aushwitzera dopełniają dzieła zniszczenia. Utwór na tamte czasy brzmiący bardzo współcześnie zgodnie z panującymi wtedy trendami. Klimatyczne zwolnienie pod koniec świadczy o tym, że na samym podatku zależało Edlundowi na urozmaicaniu muzyki. Zdecydowanie bliżej temu utworowi do stylistyki Black Metalowej zwłaszcza w dusznej końcówce.
Następny jest Death thrashowo rozpędzony „Evilized”, który przekształca się w czysty Death Metalowy nakurw. Znów utwór z dema brzmi bardziej ekstremalnie niż na albumie, dzięki zagęszczeniu i brutalizacji brzmienia, które po prostu brzmią jak brzmieć powinny. W środku nie mogło zabraknąć klasycznego w tym przypadku brzmiącego humorystycznie rock’n’rollowego bujania(ten koncert AC/DC o którym wspomina zespół Grave rzeczywiście musiał zapaść w pamięci Szwedom) po którym następuje totalny sztorm, eksplodujące solo i niemiłosierne riffowanie. Następny jest „Necrophagous Shadows”, który po dawce Deathu wraca do bardziej blackowych lodowatych jak sama Szwecja wyziewów. Gdzieniegdzie wplatane są klasyczne riffy, które usiłują przebić się z chaotycznego tła. To samo drażniące uszy(wręcz łechtające) nieskoordynowane solówki. Wokal Johana jest po prostu totalne, naprawdę szkoda, ze ten potencjał się tak marnuje. „Mould in Hell” jest ostatnim utworem, niestety chyba posiada najgorsze brzmienie i jest „nowością” ponieważ jest właśnie tym jednym, który nie został wykorzystany w przyszłości. Charakterystyczny transujący riff, pierwsze „szeptane” wokalizy zwiastują zmiany i stanowią urozmaicenie materiału. W połowie raczeni jesteśmy krótką solówką przeplataną rzeźniczym riffem i plugawym wokalem. The Sign of the Pentagram jest może mniej zróżnicowanym wydawnictwem ale na pewno warte zapoznania się z nim zwłaszcza na unowocześnione elementy.

Severe Abomination
Pierwszym i ostatnim wydawnictwem nie będącym demem jest zaledwie dwuotworowe EP Severe Abomination. Zespół podszedł do niego asekuracyjnie ponieważ nowością jest tylko utwór tytułowy. „Severe Abomination” wnosi lekkie zmiany w brzmienie zespołu. Od samego początku zalewa nas mroczny sunący riff i leniwa perkusja. Po mozolnym pasażu i warknięciach Lucifera stopniowo utwór przyspiesza aż Auschiwtzer zaczyna ostrzeliwać słuchacza blastami. Utwór jest zróżnicowany pełny zmian tempa i klasycznych riffów, posiada znamiona przebojowości począwszy od zachrypłych chórków po rekordową ilość melodii w muzyce Treblinki.
„Earwigs in Your Veins” znany już z Crawling in Vomits, różni się gorszym brzmieniem(!) paradoksalnie pierwsze demo brzmi najlepiej z pośród wszystkich wydawnictw pod szyldem Treblinka. Znamienne są też epickie chórki oraz „szeptany growl” Lucifera Hellslaughtera. Solówki przeszywają uszy niczym tytułowe skorki, uwaga też na oldschoolowy thrashowy riff, który wciąga w otchłań nieznanego. Utwór kończy się krótkim outro gdzie pomruki demona i odgłosy zimowej zawieruchy jakby zwiastowały „A Winter Shadow”. Muzyka zawarta na Severe Abomination jest bardziej przemyślana i poukładana, co nie znaczy, że brakuje barbarzyńskiego chaosu z poprzednich wydawnictw. Wokal choć pełen jadu jest już płytszy na co narzekałem przy okazji debiutu Tiamat, przy tym czuć szybki postęp i rozwój instrumentalistów a cała EPka jest dużym krokiem do tego co się wydarzy rok później.

Na drugiej płycie znajdujemy zarejestrowany koncert datowany na 7.04.89, na którym został zaprezentowany prawie dotychczasowy dorobek zespołu czyli cały Crawling in Vomits i prawie cały The Sigh of Pentagram, bo pozbawiony Mould in Hell. Po krótkiej zapowiedzi Treblinka rozpoczyna swoją czarną plugawą sztukę dzięki, której można wczuć się w klimat klasycznego gigu tamtych czasów. Oczywiście jakość prawie żadna ale nie jest też źle, także nie ma co narzekać i warto zapoznać się z tym materiałem zwłaszcza, że z tego co słychać zabawa była przednia.
Oprócz koncertu jest też rehersal z 3.01.89, na którym składają się mało czytelne wersje „Hail to Cruelty” i kolejny „Earwigs in Your Veins”. Ciekawostką są mocno zbrutalizowany growl i… mocno kanciaste solówki. W tym przypadku naprawdę trzeba wsłuchiwać żeby rozpoznać co i jak.
Warto się z Treblinką zapoznać choćby z ciekawości jak brzmiała młodzieńcza pełna pasji i niczym nie skrępowanego bluźnierczego Rock’n’Rolla muzyka Edlunda i jego trupy. Na pewno jest to też lektura obowiązkowa dla muzycznych archeologów, którzy lubują się w grzebaniu w stosach materiałów pełnych ascetycznego, surowego brzmienia pierwotnych podwalin ekstremalnego metalu.
Skład jak wiadomo przetrwał jeszcze przymusowe przemianowanie na bardziej przystępną nazwę Tiamat. Na Sumerian Cry kontynuowali swe dzieło zniszczenia już z przypudrowanymi pseudonimami i praktycznie na tym się kończy era Treblinki. Ostatnim niedobitkiem pierwszego składu(nie licząc oczywiście samego Lucifera Hellslaughtera)był Juck The Ripper, który dotrwał jeszcze do The Astral Sleep . W 2008 roku istniała okazja do wyjątkowego powrotu do korzeni(a nawet głębiej do piwnicy), Johan podszedł do tego bardzo sceptycznie po mimo, że na Anamethes były przebłyski i echa przeszłości. W sumie może i dobrze, drugi raz do tej samej rzeki się nie wchodzi, najprawdopodobniej byłoby to na siłę w najlepszym razie moglibyśmy liczyć na wyrachowanie. Tego samego (prawdopodobnie) błędu nie popełnił również Hellhammer.
Inne tematy w dziale Kultura