Ignatius Ignatius
510
BLOG

KAT i Roman Kostrzewski: 33 Urodziny - Relacja

Ignatius Ignatius Kultura Obserwuj notkę 2

Poprzednio gdy dane mi było zobaczyć koncert KATA i Romana Kostrzewskiego a było to na Rock Metal Fest 2010, wrażenie mi psuły zbędne w dodatku przydługie monologi Romana – zresztą nie tylko mnie bo publika skandowała w stylu Roman graj, nie pierdol. Muzycznie było bardzo w porządku ale jako całokształt miałem wówczas bardzo mieszane odczucia.

Ostatni koncert KATA i Romana Kostrzewskiego z okolicznościowej trasy na 33 urodziny zespołu swe zwieńczenie miał w sosnowieckim 2Doors. 

Warto zaznaczyć, że działalność zespołu pod szyldem KAT i Roman Kostrzewski funkcjonuje już od prawie dekady co procentuje zgraniem, widać też, ze relacje między muzykami są zdrowsze niż w KACIE z Luczykiem. Widać to najlepiej na ich gigach.

Set jak nietrudno się domyślić był przekrojowy i coś z każdej płyty się znalazło i nie mówimy tu o oklepanych standardach. Ma to zalety i wady niektórzy mogą czuć niedosyt, że zabrakło Wyroczni czy Diabelskiego Domu cz. II. Z drugiej strony zespół śmiałoby mógł je dorzucić, bowiem koncert nie był nie wiadomo jak długi, zwłaszcza, że Kościej darował sobie swoje przemowy przed każdym utworem ograniczając się do optimum. 

Nagłośnienie było jak najbardziej w porządku, pod sceną młyn był dziki – KATrozkręcił publiczność w ułamku pierwszej sekundy. Na dzień dobry a raczej dobry wieczór poleciały Czarne Zastępy – jeden z wielu KATowskich hymnów, po tym kawałku Romek zapytał tradycyjnie o stan gardeł przygotowując słuchaczy do Diabelskiego Domu i tu jak zaznaczyłem była niespodzianka zamiast standardowo części II zaserwowano przebojową część I. Bardziej skomplikowane granie zaproponowano w Bastardzie innym mocnym akcentem z tejże płyty był dynamiczny Ojcze Samotni. Dramaturgia na koncertach Kata była zawsze perfekcyjna, zawsze wiedzą kiedy trzeba przypierdolić a kiedy okiełznać żywioł pod sceną jedną z swych ballad. Pod czas koncertu w Sosnowcu poleciały klimatyczny Czas Zemsty, nielubiane przeze mnie Purpurowe Gody i na bis jedna z najpiękniejszych ballad Łza dla Cieniów Minionych.

Niestety jedynym reprezentantem Oddechu Wymarłych Światów był genialny Porwany Obłędem – potężny, epicki utwór, w wersji koncertowej robi totalne spustoszenie. Z późniejszego okresu poleciały przeboje pokroju energetycznego Odi Profanum Vulgus, Cmok-Cmok, Mlask-Mlask(na żywo ten jak i inne utwory z płyty Szydercze Zwierciadło wiele zyskują). Niespodzianką był jeden z lepszych na Różach... Strzeż się Plucia pod Wiatr. Z Szóstek wpleciono jeszcze przebojowy „Masz mnie Wampirze i tu wielki plus dla fanów za skandowanie toastów takjak za dawnych lat. Album Biało Czarną praktycznie na sam koniec reprezentowały tylko dwa utwory Wolni od Klęczenia i Maryja Omen. Na sam koniec jako ostatni z bisów zagrano oczywiście Ostatni Tabor 

Gig pierwsza klasa, KATowski sezon zamknięto w iście mistrzowskim stylu. Trochę co prawda krótko grali ale i tak maniacy pod sceną mieli wyraźnie dość. Muzycy na kondycję raczej też nie mają co narzekać, Roman przez cały koncert odbywał swój rytualny taniec – najlepszym motywem jaki zarejestrowałem był ruch symulujący uderzenie baseballa, w Cmok-Cmok, Mlask-Mlask ;) Irek również się nie oszczędzał i wszystko było na swoim miejscu. KATU nie pozostało nic innego jak życzyć następnych 33 lat działalności i rzetelnego ścinania łbów.Brzmienie było optymalne chodź jak zwykle za głośne jak na kameralny 2Doors.

Zobacz galerię zdjęć:

Ignatius
O mnie Ignatius

♤Everything louder than everyone else♤ Entuzjasta hard'n'heavy

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Kultura