Ignatius Ignatius
409
BLOG

Benediction: Subconscious Terror (1990) - Recenzja

Ignatius Ignatius Kultura Obserwuj notkę 0

Benediction: Subconscious Terror (1990) - RecenzjaJedynka Benediction dla słuchacza obytego jedynie w współczesnej metalowej ekstremie, taki skok na głęboką wodę jaką jest mętna, bezdenna otchłań oldschoolu, wylewająca się z tej płyty może być tragiczna w skutkach. Głównie odstręczać może archaicznie do bólu brzmienie, praktycznie całego akompaniamentu, perkusja brzmi jakby była nagrana na koszach od prania, gitary ponuro bzyczą jedynie wokal Barneya broni honoru. Wystarczy porównać album Tower of Spite zespołu Cerebral Fix (m.in. basista Paul Adams udzielał się w tym zespole) z tego samego roku - różnica jest gargantuiczna. Jednak jeżeli tego typu detale nie są straszne i nie zrażają słuchacza to okazuje się, że za tą mało leciwą produkcją czyha siarczysty death metal w swej pierwotnej formie, dziwne to zwłaszcza, że już w tedy Floryda i Szwecja rozdawała karty a tu taki anachroniczny rodzynek się ostał - i chwała Benediction za to. To co utkwi w pamięci to skandalicznie jazgotliwe solówki, które sterroryzują i z  szargają nerwy każdemu bez wyjątku, na szczęście tego typu popisów jest nie wiele, z całą pewnością nie można im odmówić ekstremalności. Jest to materiał prymitywny do bólu, gdyby chociaż bębny brzmiały jak późniejszych wydawnictwach to album byłby niedopowstrzymania. To co wyczynia Ian Treacy, który w zasadzie jest głównym aktorem na Subconscious Terror, jest naprawdę godne uwagi, zresztą nie raz jeszcze to udowodni.

Benediction: Subconscious Terror (1990) - RecenzjaPo przydługawym, męczącym wstępie – w pełni zrozumiałe są potępieńcze jęki wydawane przez z cierpiące katusze nasze uszy. Przechodzimy do czystego, piekielnego, wolnego death metalowego wygaru. Tytułowy utwór, to czysty klimat, jak już wspomniałem jakością nie grzeszy to nagranie, ale nie to się akurat tutaj najbardziej liczy. Świetne bujające riffy, solidnie przegniłe, zmurszałe truchło. Gardłowy, bełkotliwy growl głęboko z pod trzewi – to może być tylko Barney. zmiany tempa, brud smród i ubóstwo i tak w zasadzie jest przez najbliższe 34 minuty .Największe szlagiery to „Atrefacted Irrelgion”, „Experimental Stage”, i „Spit Forth rhe Dead” – wszystkie zresztą doczekały się nowych wersji. Moimi osobistymi faworytami są raczej niedocenione „Grizzled Finale”, który zaskakuje „melodyjnym” wstępem, solidnym zagęszczeniem i pierwszą na tej płycie w miarę skoordynowaną gitarową solówkę wyciśniętą na tremolo. Zaskoczył mnie również instrumentalny „Suspended Animation” rozpoczynający się dziwnym łoskotem i niezidentyfikowanymi odgłosami, które brutalnie zostają przerwane na rzecz solidnej jazdy. Rzeczywiście tyle się w tym kawałku dzieje, że wokal jest zbędny, oczywiście znowu pochwalę perkusistę ale i gitarzyści: Peter Rew i Darren Brookes dają radę. Za sprawą wspaniale narastającego tępa i dramaturgii jest to jeden z bardziej wyrazistych momentów debiutu Brytoli. Wydanie CD posiada bardzo dobry bonus w postaci kawałka ze splitu z Pungent Stench – „Confess All Goodness”, majestatyczny wstęp, podniosła atmosfera przedziera się i stara się za wszelką cenę uciec z tego brudnego, okrutnego miejsca. Mechaniczny rytm perkusji i przeraźliwe rzężenie gitary, ten nieśmiertelny szczęk talerzy,,, Death metalowy walec na sam koniec, zmiany tempa – słowem kolejny utwór na bogato. Wyśmienity i jak najbardziej reprezentatywny utwór raczkującego Benediction.

Może drażnić i śmieszyć jednocześnie zbyt miękkie brzmienie stopy, ogólna asceza brzmienia i przesadność wokalu Barneya, który momentami brzmi jakby Yoda przeszedł na Ciemną Stronę Mocy. ale to jest świadectwo tamtych lat, artefakt szczerego metalu. Dobry początek klasyka death metalu z UK.

Ignatius
O mnie Ignatius

♤Everything louder than everyone else♤ Entuzjasta hard'n'heavy

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura