Ignatius Ignatius
414
BLOG

Benediction: Transcend the Rubicon (1993) - Recenzja

Ignatius Ignatius Kultura Obserwuj notkę 0

Benediction: Transcend the Rubicon (1993) - RecenzjaRzut oka na okładkę i odrazu wiadomo, że poczynił ją nadworny grafik death metalu Dan Seagrave – na koncie ma m.in. Okładki debiutów Entombed, Morbid Angel, Suffocation, Vader. Jest to artysta, który jak mało kto potrafi za pomocą swoich prac uchwycić lovecraftiańską trwogę i tajemnicę świata mrocznej magii. Doskonały wizerunek trzeciego długogrającego potwora rodem z Birmingham. Zespół załatał dziurę po wakacie basisty i na miejsce Paula Adamsa wskoczył Frank Healy, który szarpie grube druty z Benediction po dziś dzień.

Po włączeniu zostajemy bez uprzedzenia skatowani przez infernalną perkusyjną kanonadę Iana, w momencie wzniecone zostaje piekło, mięsistego, zwartego grania. Duszne brzmienie „Unfound Morality”, ciężka jatka, niepozbawiona charakterystycznego dla zespołu klimatu. To po prostu klasyczne Benediction w najlepszym wydaniu - z zmianami tempa, pauzami, spowijającym wszystko mrokiem. Wokal Ingrama bardziej wyrazisty, i jeszcze bardziej czytelny, co raz więcej instrumentaliści przemycają thrashu. Utwór podzielony jest na kilka części, każda z nich ma do zaoferowania ciekawe rozwiązania a najciekawsze jest to, że upakowano to wszystko w niecałe cztery minuty. Ingram pod koniec wypluwa słowa niczym jego imiennik - SMG 9mm pociski.

 Nie mogło zabraknąć gęstego łojenia jakie rozpanoszyło się w „Nightfear”. Wyśmienite riffowanie, podwójna stopa pruje materię, głębia utworu pochłania wszystko to co zniej zostało. Wspaniała pirotechnika gitar duetu Brookes-Rew, narastające tempo i dramaturgia,  początek był niepozorny do momentu, gdy przebudził się demon prędkości.

Typowe Benediction reprezentują kolejne piekielne wyziewy „Paradox Alley” monumentalny wstęp gitarowy, atomowe perkusyjne spopielenie. Hipnotyczne, płynące riffy, nagle spowolnienie i kolejne do kolekcji karkołomne przejście Ingrama. Zróżnicowany utwór, czysta oldschoolowa death metalowa magia zwieńczona epicką melodyjną solówką. Prowokująca swawolna gitarowa miazga w „I Bow to None”, prymitywna, toporna ale jakże chwytliwa praca gitar. Świetny rytmiczny utrzymany w średnim tempie, odpowiednio ciężki i zabójczo skuteczne rozmyte riffy. Nieodłączne doomowe walcowanie dla zachowania kontrastu - wyjątkowo przytłaczający fragment kawałka. Szybko jednak Benediction wraca do nieokrzesanego dynamicznego mordowania. 

Benediction: Transcend the Rubicon (1993) - RecenzjaJedną z największych ozdób tej płyty jest „Painted Skull” płynne przejście do urywanego wstępu, bardziej pokombinowane, techniczne mieszanie.  Werble budują nastój, żyletka gitarowa tnie do żywego - mimo wszystko czuć w nim ducha inteligentnego minimalizmu. Zdecydowanie to jeden z tych kawałków, które na dłużej pozostają w pamięci. Ociężały, ołowiany kolos sunie po nierównej nawierzchni, duszny utwór mieszanka nowomodnego groove i starej szkoły.

Stronę B otwiera „Violation Domain” chwytliwy przejmujący riff,  zadziwiająco lekki utwór jak na Benediction, płynie sobie leniwie,  szczęk gitary basowej Franka Healy'ego, i rwane transowe riffowanie, początkowo nie mogłem się do niego przekonać ale ostatecznie jest to według mnie jedne z lepszych numerów na płycie. Popis dykcji Ingrama i odjechana solówka zwalają z nóg. Znów wyczuwalna jest death thrashowa, co raz bliższa zespołowi stylistyka.

Benediction: Transcend the Rubicon (1993) - RecenzjaDruga połowa albumu zlewa się jakby w jedną całość, „Face Without Soul”, srogi zaszumiony początek, rozrzedza się atmosfera, zwrot ku bardziej technicznej grze perkusisty. Utwór zaczyna kipieć niczym  gorący kocioł smoły, która wypływa paląc biedne dusze bez twarzy. Gęsty kawał stopionego żelaza, płynnie wpada do ścieku rwącego pt. „Bleakhouse”, totalny wygar, rozpędzony Benediction z nawiedzonymi riffami, nagłe spowolnienie i ciągłe budowanie napięcia. Tym samym dobrnęliśmy do finału, „Blood form Stone” ostatni i najdłuższy kawał krwistego trupa stanowi koniec tej miażdżącej płyty. Istna hekatomba która rozpętała się po pierwszej minucie utworu, jest czymś nieopisanie zjawiskowym, ten riff, ogólny rozmach tego kawałka, bujający fragment w połowie, wspaniałe oldschoolwe solo - naprawdę godny podsumowania całego albumu, który jest jeszcze bardziej zróżnicowany niż The Grand Leveller. Do dziś nie wiem, który z tych dwóch albumów jest lepszy, oba są pomnikami death metalu jaki bardzo lubię. Zdecydowaną zaletą trzeciego długograja Benediction jest wspomniane zrónicowanie i ilość pomysłów, brakuje może tylko czegoś zaskakującego na miarę Dark is the Season. Ostatnia tak równa pozycja zespołu, po niej otwiera się nowy rozdział, który niesie za sobą mniej lub bardziej udane eksperymenty z groove metalem.

Na wznowieniach pojawia się ciekawy singiel/EPka Wrong Side Of the Grave,zawierający cover o tym samym tytule amerykańskiego crossoverowego zespołu The Accüsed. W utworze tym gościnnie spotkali się m.in. następujący wymiatacze Karl Willets z Bolt Thrower i Jan-Chris De Koeijer z Gorefest.

Ignatius
O mnie Ignatius

♤Everything louder than everyone else♤ Entuzjasta hard'n'heavy

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura