Pani wykonuje pozę pt. „śledziona”
Pani wykonuje pozę pt. „śledziona”
Ignatius Ignatius
289
BLOG

Corruption: Spleen (2017) - Recenzja

Ignatius Ignatius Muzyka Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

Anioł ma takie rotacje składu, że nie powstydziłby się ich Peter i Mustaine... Dla Corruption okazuje się to korzystne - z każdym rozdaniem wiąże się kolejna wyraźna jakościowa zmiana w twórczości zespołu. Po serii raczej wesołych (z naciskiem na dwie ostatnie pozycje) i jak zawsze frywolnych płytach przyszedł czas gorzkich rozliczeń. Już po niepokojąco pięknej i surowej okładce widać, że przyszedł czas na poważniejszą płytę. Warto nadmienić, że zespół wydał album własnym sumptem, którą nabyć można przez Internet lub na trasie koncertowej. Obecny skład Corruption tworzą wokalista Łukasz ‘Chuck’ Adamczak, gitarzysta Piotr ‘Sooloo’ Solnica, Łukasz ‘Icanraz’ Sarnacki oraz oczywiście szyjący na basie lider Piotr ‘Anioł’ Wącisz.

 

Spleen, splin – stan przygnębienia i złości, ponury nastrój, apatia, chandra.

 

Nazwa pochodzi od angielskiego spleen dosłownie oznaczającego „śledzionę”, ponieważ schorzenia śledziony łączono z takimi uczuciami.

 

Spleen (2017) jawi się jak kac po przechlanej rzece bourbonu. Nie obyło się zarówno bez odtruwającej torsji, jak i bez pouczającego bólu głowy. Ostatni krążek to półgodzinny, szorstki rzyg nagromadzonej żółci. Tak bezkompromisowo nie grał Corruption od czasów Bacchus Songs (1996) choć bliżej ostatniej płycie jest oczywiście do Pussyworld (2002). To oczywiście bardzo względne porównania, bo zespół ani na krok się nie cofa, ba nawet nie ogląda się za siebie. Dzielnie maszeruje, pokonując przeciwności losu. Już nie raz wspominałem w poprzednich recenzjach dokonań zespołu, że Corruption jest od lat symbolem niezmordowanej wytrwałości i konsekwencji.

 

Jak nadmieniłem wyżej to bardzo krótka płyta - Corruption przyzwyczaił słuchaczy raczej do dłuższego obcowania ze swoją muzyką. Jednak całości niczego nie brakuje, można się doszukać nawet pewnego wspólnego konceptu zmajstrowanego przez lidera zespołu.. Teksty są wyjątkowo gorzkie i specyficzne, jak choćby ten z promującego płytę „Shades of Death”, który stanowi zlepek wypowiedzi zwyrodnialców (m.in. Albert Fish, Charles Manson, Richard Ramirez), których można obejrzeć w klipie. Szkoda  tylko, że brakło wypowiedzi rodzimych seryjnych morderców...


W tych siedmiu kawałkach znaleźć można wszystko, za co lubimy stonerową korupcję. Konkretniejsze koncertowe strzały jak otwierający „Hatred”, będący mocną lutą na dzień dobry. Jak już mowa o witaniu, to w ramach intro wita nas sam G.G. Allin. Mocny riff, silne wokalizy, całość porównać można do „Hate the Haters” z Orgasmusica (2003) – tylko w znacznie ostrzejszym wydaniu. Jeszcze większą siłę rażenia ma „Í Piss on Your Grave” z świetną solóweczką, bez nachalnego przekombinowania. Utwór będzie murowanym koncertowym killerem ze względu, na wyjątkowo nośny refren. Jeżeli by tak przypadkiem było wam mało tego dobrego to chłopaki mają jeszcze w zanadrzu roziskrzony „Burn from Within”. Urzekająca jest zwłaszcza nerwowa perkusja Incarnaza. Jest to zdecydowany jeden z moich faworytów. Zwłaszcza ze względu na to, co się dzieje w kulminacyjnym momencie. Tuż po deklamacji odpalone zostaje pogięte solo.

 

Dla przeciwwagi zadbano o bardziej walcowaty materiał, który jest kawałem soczystego, krwistego steka. Mowa tu o „Righting My Wrongs” oraz „Shades of Death”. Największym posępnym zamulaczem jest „Dead Shell of a Human Existence”, który jest chropowatą acz uderzającą w podniosłe tony balladą. Jest to nieliczna chwila oddechu na płycie, która może spotęgować jesienną chandrę. Utwór ten dobrze obrazuje kunszt obecnego składu, dołujący ciężar gitar, współgra z zróżnicowanymi wokalizami. 

 

Corruption zwykł nas przyzwyczaić do wyjątkowych finałów, czasem mocno upalonych, że aż z głośników snują się kłębiące opary. „Asterism Ursa Major”, zdecydowanie jest najjaśniejszym punktem programu jak na Wielką Niedźwiedzicę przystało. To kolejne małe arcydzieło na miarę weteranów gatunku. Tylko, dlaczego taki krótki… to śmiało mogłoby trwać dwa razy dłużej. Niby smuty, ale jakże pięknie odurzające.

 

To spójna i intensywna płyta, której warto poświęcić więcej czasu. Dzięki temu, że album jest krótki to nie stanowi to większego problemu. Dlatego znów trudno klasyfikować i porównywać z wcześniejszą twórczością. W zasadzie mija się to z celem. Spleen (2017) to kawał ponurego stoner metalu. Idealnie zestrojony nastrój albumu z jesienną aurą. Dlatego warto wypatrywać terminów gigów, aby skonfrontować krążek z koncertowym żywiołem. Z własnych doświadczeń nie zalecam słuchania jej bezpośrednio po Devil’s Share (2014). Za to lekarze i farmaceuci zalecają odwrotną kolejność na wypadek, gdyby ów spleen za bardzo się udzielił. Dysonans poznawczy w obu przypadkach murowany.



 

 

Zobacz galerię zdjęć:

Napinka na łonie natury musi być
Napinka na łonie natury musi być
Ignatius
O mnie Ignatius

♤Everything louder than everyone else♤ Entuzjasta hard'n'heavy

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura