19.11 w wrocławskiej spelunie Zaklęte Szemrane rewiry* zagrał zespół pieśni i tańca Percival Shuttenbach.
Nasz najbardziej znany folk metalowy zespół obecnie objeżdża Polskę w trasie Dziki Tur.. Od jakiegoś perturbacje personalne dają o sobie znać (tyczy się to żeńskiej strony zespołu) – jedynie dzielna Katarzyna została na placu boju. Gościnnie wystąpił „inkoguto” „Książe Ciemności”, który growlował przyodziany w czarny kaptur prezentując się niczym kat. Szczęśliwie ekipa Mikołaja po partyzancku potrafi wybrnąć z trudnej sytuacji, dając pełnowartościowe koncerty. Występ przedstawicieli Nowej Fali Polskiego Heavy-Folku jak sami siebie określają, to wspaniała porcja energetycznej metalowej transgresji. Za pomocą prasłowiańskiego zaklęcia potrafi otworzyć na dwie godziny, inny wymiar gdzie naturalnie przenikają się słowiański folk z różnymi smakami muzyki metalowej. Najbardziej dobitnym tego symbolem był statyw ozdobiony przeszytą bełtem czaszką, do którego przymocowany był tablet z tekstami. Skrzyżowanie prastarego z codziennością.
Koncerty tego zespołu jak i historycznego wariantu wczesno-średniowiecznego to również bardzo istotny aspekt wizualny występów. Bardzo sugestywne fryzury i charakteryzacja każdego z muzyków wygląda szczerze. Największe jednak wrażenie robi radość z grania, dawno nie byłem na gigu, na którym było to autentycznie widać przez całość trwania koncertu. Niezwykle pozytywne emocje bijące pomimo raczej złowrogiej i mrocznej treści przekazu. Teksty, które są mariażem słowiańskiego folkloru, mitów oraz uniwersum Wiedźmina (o czym świadczy już sama nazwa grupy), który też jest nimi przesiąknięty. Idealnie pasują do zmetalizowanego folku w wydaniu Percivala Shuttenbacha.
Set był przekrojowy i dynamiczny, nie zabrakło niespodzianek. Zespół czerpał z każdego albumu po trochę, nie zabrakło najbardziej znanych hiciorów takich jak „Pani pana”, „Svantevit” – dopiero przy nich wyjątkowo drewniana publiczność zaczęła żywiej reagować a nawet żwawo skandować. Jedynie jeszcze chyba „Okrutna Pomsta” została godnie przyjęta. Nie obyło się od tradycyjnego „Naaapierrrdaaalaaać!!!”, na to żartowniś Mikołaj poprosił aby nie skandować tak brzydko, proponując w zamian alternatywę: Ładnie grać... Kurwa Mać! i W piersi wal!
Z ciekawostek zagrali metalową wersję utworu „Oj Dido”, co również zostało entuzjastycznie przez publikę przyjęte. Z świeższego materiału zagrano utwory m.in. niepokojący i dynamiczny „Oj tam na mori”, „Miodunka” z wstępem zaczerpniętym z „Seasons in the Abyss”. Punktem kulminacyjnym był „Oberek”, w zapowiedzi Mikołaj starał się zaangażować publikę w tańce i swawole. Podczas zabawy miało się okazać, kto jest szybszy kapela czy diabeł uosobiony w młynie – niestety jak wspominałem wyżej, publiczność była niemrawa, więc kapela wygrała w cuglach… Niezrażony Percivalus mimo wszystko uczciwe częstował srogim bisem. Interesujący był zwłaszcza odkurzony kawałek z przed lat pewnego brazylijskiego zespołu. Lider zespołu zapowiadając go nadmienił, że utwór ten jest starszy od części publiczności – kiedy jeszcze nie wiedziałem co zagrają myślałem o jakimś coverze Slayera może jeszcze coś starszego… Naprawdę poczułem się staro, gdy okazało się, że chodzi o utytłane juchą korzenie – faktycznie kawałek ten już dawno przekroczył pełnoletność. Wykonanie było naprawdę wyborne, nawet nie wiem czy nie lepiej i naturalniej niż obecnemu składowi Sepultury. Nie mogło zabraknąć chyba najbardziej wyczekiwanego i najbardziej popularnego „Satanismus”, który niestety okazał się ostatnim utworem wieczoru.
* Niestety nie wszystko okazało się tak udane. Z tą speluną oczywiście przesadziłem - lokal jest bardzo ładny ale pewne aspekty polityki jego prowadzenia zasługują na osobną wzmiankę. Zaklęte Rewiry tak naprawdę okazały się Szemranymi Rewirami. Gospodarze nie grzeszą gościnnością nakładając obowiązkowy haracz w postaci obowiązkowej szatni. Mało sympatyczni szatniarze odmawiali możliwości powieszenia ubrań na jednym haczyku - nie muszę dodawać, że osób niezadowolonych było więcej. Niestety właściciel oprócz tego, że jest cwaniakiem to jeszcze skąpi chyba na ogrzewaniu, pomimo koncertowej atmosfery nie było tam za ciepło.