Yeck Yeck
48
BLOG

Szkocja - Polska. Wymagający test przed decydującym starciem

Yeck Yeck Sport Obserwuj notkę 0

    Chyba żaden dotychczasowy selekcjoner nie miał takiego debiutu, jaki szykował się Michniewiczowi. Od razu mecz o wszystko - być albo nie być w grze o mundial. Do okazałego debiutu jednak nie doszło. W międzyczasie Rosja radziecka rozpętała wojnę na Ukrainie, która, kto wie, może będzie początkiem III wojny światowej, i ruskie mają na razie spokój ze sportem międzynarodowym. Mimo oporów ze strony FIFA, żeby zdyskwalifikować Rosję, w końcu zdecydowali się na ten ruch. Wiadomo, pieniądze z Gazpromu są łakomym kąskiem, ale nacisk opinii publicznej był tak silny, że decydenci światowej organizacji piłkarskiej nie mieli wyjścia i Rosja została w końcu wykluczona z międzynarodowych rozgrywek. Do meczu z Polską i tak by nie doszło, bo wcześniej Polska, ale także Szwecja i Czechy podjęły decyzję, że meczu z Rosją nie zagrają. W zamian PZPN zorganizował towarzyskie spotkanie ze Szkotami. Michniewicz na swój pierwszy mecz powołał szeroką grupę zawodników. Dla niektórych będzie to pierwsza i ostania przygoda z reprezentacją. W kadrze znaleźli się m.in. tak niespodziewani debiutanci jak Danielak i Kun. Jak widać każdy selekcjoner musi mieć swojego Sibika czy Kosznika. Reszty powołanych piłkarzy można się było mniej lub bardziej spodziewać. Zaczęliśmy w składzie:

Skorupski - Bednarek, Glik, Salamon - Cash, Krychowiak, Zieliński, Moder, Żurkowski, Reca - Milik

    Skład jak widać eksperymentalny, więc należy go traktować jako zasłonę dymną przed decydującymi zawodami. Nie ma, oszczędzanych na mecz o awans, Lewandowskiego i Szczęsnego. Zdziwiłbym się, gdyby w następnym meczu wyszli w pierwszym składzie Żurkowski i Reca. Choć ten pierwszy, mimo debiutu, pokazał się z całkiem dobrej strony, więc kto wie. To co najbardziej rzucało się w oczy, to mocno dogęszczony środek pola. Może to jest pomysł nowego selekcjonera na skuteczną grę, a może tylko jeden z wariantów, który będzie stosowany w zależności od tego, jak będą układały się losy meczu.

    Początek był intensywny. Szkoci, podobnie jak i my zagęścili środek pola, co skutkowało tym, że zarówno Szkotom jak i Polakom trudno było przebić się przez gąszcz nóg w środkowej strefie. Oba zespoły zaczęły aktywnie, dużo było biegania, starć bark w bark. W 10 minucie Patterson zrobił sobie slalom między naszymi piłkarzami. Musimy grać uważniej w obronie, bo jak taki Patterson robi sobie z naszych piłkarzy tyczki, to co będzie jak się zetrzemy z nieco lepszymi grajkami. Chwilę potem ładnym prostopadłym podaniem popisał się debiutant Żurkowski i Moder wpadł w pole karne, jednak sytuacji nie sfinalizował. Nasze ustawienie wyglądało tak: w ataku pozycyjnym (tak teoretycznie piszę, bo tego ataku pozycyjnego było tyle, co kot napłakał) było 3-4-2-1, natomiast w obronie przechodziliśmy płynnie na 5-4-1. Kolejną groźną sytuację było pod bramką Szkotów stworzyliśmy po rzucie rożnym. Dośrodkowanie wybronili gospodarze, ale o strąconą piłkę powalczył, waleczny jak zawsze, Krychowiak, i dokładnie podał na głowę Salamona. Wystarczyło dobrze przyłożyć głowę. Nie tym razem, piłka po strzale obrońcy Lecha przeleciała nad poprzeczką. W 25 minucie boisko opuścił Milik. I oby nie było to nic poważnego, bo ostatnio był skuteczny w Marsylii i na pewno by się przydał w decydującym o awansie meczu. To co najbardziej martwiło w naszej grze w pierwszej połowie, to że nie potrafiliśmy narzucić naszego stylu gry. Nie potrafiliśmy przez dłuższy czas utrzymać się przy piłce, przycisnąć rywala. Trudno powiedzieć, żeby udało nam się przećwiczyć grę w ataku pozycyjnym, bo nawet do niego nie doszliśmy. Polacy bronili się i próbowali pojedynczymi zrywami stworzyć jakieś sytuacje pod bramką Szkotów. Niewątpliwie groźniejsi byli gospodarze. Oni kontrolowali grę, od czasu do czasu dochodzili do sytuacji strzeleckich, ale graliśmy na tyle uważnie w defensywie, że nie były to specjalnie groźne sytuacje. Na ciepło słowo zasłużył Żurkowski. Nie widać było po nim debiutanckiej tremy. Oprócz wspomnianego przytomnego podania do Modera, dobrze grał w destrukcji, był waleczny, aktywny. Wyszedł na ring ze Szkotami bez kompleksów. Szkoda tylko, że polskiego piłkarza można pochwalić głównie za walkę, a nie za, zapierającą dech w piersiach, wirtuozerię piłkarską. Jakby mało było kłopotów, pod koniec pierwszej połowy zakończył zawody z urazem Salamon. Szkoda, bo nieźle sobie radził. W zeszłym roku odkryciem na tej pozycji okazał się Paweł Dawidowicz, który bardzo dobrze wkleił się do linii obrony obok pewniaków Glika i Bednaraka. Salamon miał szansę zostać cennym następcą Dawidowicza, a kto wie czy Michniewicz nie będzie musiał szukać kolejnego wariantu w obronie. Dziś Salamona zmienił Bielik. Nie wiem, gdzie Michnieiwcz widzi Bielika. W Derby gra jako defensywny pomocnik i to jest chyba dla niego bardziej optymalna pozycja niż obrona. Przy jego umiejętnościach piłkarskich, szkoda byłoby go ograniczać tylko do gry w defensywie. Być może na stoperze będzie grał tylko awaryjnie. Docelowo, jak będzie w pełni zdrowia i formy - nie mam wątpliwości - że jest to gracz do podstawowego składu. Walczaków to my mamy całkiem sporo, ale takich co przy okazji potrafią pograć jeszcze w piłkę, nie za wielu. Bielik do nich należy.

    W drugą połowę mógł wejść z orkiestrą Krzysztof Piątek. Moder zauważył lukę w drugiej linii Szkotów i pięknie obsłużył Piątka, który niestety źle uderzył i posłał piłkę parę metrów obok słupka. Pistolecików nie było. Potem gra wróciła do tego, co było w pierwszej połowie. Szkoci mieli inicjatywę, my nie potrafiliśmy przebić się z naszą grą pod bramkę Gordona, stworzyć sytuacji do strzelenia gola. Granie w poprzek i strata, a potem łatanie dziur w obronie. Z pewnym smutkiem oglądałem dzisiejsza grę w wykonaniu naszego zespołu. Szkoci nigdy nie kojarzyli się z nacją, która potrafi zaprezentować ciekawy futbol. Kojarzyli się raczej z drwalami, których jedyny pomysł na grę to taktyka kick&rush. Tymczasem dzisiaj byli od polskiego zespołu piłkarsko lepsi. My czyhaliśmy na błędy gospodarzy. Doczekaliśmy się w 65 minucie. Piątek wyłuskał piłkę, zagrał do Szymańskiego, ten ładnie podciągnął do przodu i dobrze zagrał do Piątka, który przełożył rywala i huknął na bramkę, ale jakimś cudem obrońca wybił piłkę z linii bramkowej. Stuprocentowa sytuacja. I jak to mówi stare piłkarskie porzekadło, niewykorzystane sytuacje itd. Straciliśmy gola po rzucie wolnym. I to akurat było pewne zaskoczenie, bo do tej pory dobrze broniliśmy przy stałych fragmentach gry. Tym razem nie upilnowaliśmy Tierneya. Po straconym golu nic wielkiego nie udało się wykreować naszym piłkarzom. Nie udało się pozitiwnie zareagować. Na boisku pojawił się, po dłuższej przerwie reprezentacyjnej, Kamil Grosicki. Niewątpliwie starał się, był aktywny, w swoim stylu szarpał na skrzydle. Efektów z tego jednak nie było. Ciekawą zmianę, na kilka minut przed końcem, przeprowadził nowy selekcjoner naszej kadry. Za Bednarka wszedł Buksa. Myślę, że to taki wariant "gramy na aferę" w ostatnich minutach i na pełnym ryzyku, w przypadku gdy rezultat jest niekorzystny i nie ma już czego bronić. I... jak się okazało, wariant skuteczny. Poszła dzida do przodu, Buksa strącił piłkę do Piątka, który dał się sfaulować i z "11" sam poszkodowany ustalił rezultat meczu.

    Ma nad czym myśleć i pracować Czesław Michniewicz, tylko nie ma kiedy. Mówiąc klasykiem, tu nie ma co trenować, tu trzeba dzwonić. Ale nie ma do kogo. Michniewicz cudów nie wymyśli przez kilka dni. Trzeba zagrać uważnie w obronie, na pełnej koncentracji, intensywności i asekuracji. I liczyć na kontry. A z przodu mamy przecież kim postraszyć. Na straconej pozycji przed meczem ze Szwecją nie jesteśmy. Ale faworytem też na pewno nie będziemy.


Yeck
O mnie Yeck

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport