HareM HareM
72
BLOG

Probierz z wozu, koniom lżej

HareM HareM Piłka nożna Obserwuj temat Obserwuj notkę 4
Oprócz Lewandowskiego

W poprzednim tekście, tym dotyczącym porażki Igi z Anisimową, napisałem, że szczęście sprzyja lepszym. Okazuje się, że nie zawsze i wyjątki od tej reguły dalej są. Może nie tak liczne jak te dotyczące angielskiej gramatyki, ale bez dwóch zdań są. Przynajmniej w świecie sportu.

Przykład mieliśmy wczoraj w Rotterdamie. Byliśmy dużo słabsi, a mimo to udało nam się mecz z Holandią zremisować. Tu, na marginesie, uwydatnia się podstawowa różnica między tenisem, a kopaną. W tenisie nie ma, stety albo niestety, remisów. Moim zdaniem zdecydowanie stety, akurat. Nie będę tego, zupełnie pobocznego, wątku rozwijać, ale dałoby się te remisy w takich sportach jak tenis, siatkówka czy kosz łatwo wprowadzić. Na szczęście, na razie, nikt znaczący o tym nie myśli. Ale wszystko pewnie przed nami. Dużo to trzeba? Czy 40 lat temu ktoś myślał, na przykład, o gender?

Wracamy do meczu z Holendrami. To znaczy tak. Szczęście szczęściem, wielominutowa lipa wielominutową lipą, niepewna i nieskoordynowana obrona niepewną i nieskoordynowaną obroną, ale jakoś się ten mecz pod batutą Urbana lepiej oglądało w porównaniu z tym, na co się patrzyło kiedy lejce dzierżyli Probierz czy Michniewicz. I nie dlatego, że na koniec padł korzystny wynik. W końcu za Michniewicza tez takowe padały.

Wczoraj, mimo że to pierwszy mecz nowego trenera, mieliśmy do czynienia z realnymi przebłyskami. Były akcje Zalewskiego, były rajdy Kamińskiego. Były, wciąż rzadkie, ale jak zwykle świadczące o ogromnym potencjale, zagrania Zielińskiego. Byli rezerwowi, którzy wnieśli ze sobą dużo wigoru, ruchu i, nie bójmy się tego słowa, poprawili z lekka (niektórzy) naszą dotychczasową jakość. Był wreszcie, wystraszony na początku meczu jak zelter, debiutant Wiśniewski, który z każdą minutą grał coraz lepiej, a kilka razy zasłużył na wyjątkowe brawa. A łącznie może największe w całej drużynie. Po prostu. Były, na razie nieczęste, fragmenty, ze GRALIŚMY W PIŁKĘ NOŻNĄ, a nie cały czas zachowywaliśmy się jakbyśmy przyjechali na sparing do Brazylijczyków mając paszporty Papui Nowej Gwinei.

Po meczu Urban dobrze powiedział. Nie ma co się z tym remisem obnosić. Raz, że był niezasłużony, dwa, że było dalej widać masę mankamentów w grze. Natomiast jedno zostało udowodnione. Drużyna Urbana ma zupełnie innego ducha niż drużyna Probierza, że o Michniewiczu przez grzeczność nie wspomnę. Odniosłem wrażenie, że Polakom wreszcie, pierwszy raz od dłuższego czasu, chciało się grać. A atakować. I na czymś im zależało. Czy jest tak faktycznie, przekonamy się w kolejnych spotkaniach. Pierwsze w najbliższą niedzielę.

A co do poszczególnych zawodników, od bramki poczynając. No nie wiem, ale Skorupski był na przedpolu naprawdę słabiutki. I to nie jest tylko kwestia braku wyjścia do piłki przy bramce. Było jeszcze kilka akcji, gdzie zachowywał się podobnie i tylko obrońcom bądź nieporozumieniom wśród rywali zawdzięcza to, że straciliśmy tylko jednego gola. Moim zdaniem nadchodzi wreszcie czas do tego, by sprawdzić między słupkami Grabarę. Nie mówię, że zostanie na lata drugim Szczęsnym, ale to, żeby go w ważnym meczu wypróbować, należy mu się jak psu buda. Nie wiem czy już z Finlandią, ale Skorupski mnie wczoraj zupełnie nie przekonał.

Zalewski w ofensywie znów się, zdecydowanie na plus, wyróżniał. Za to to, co zrobił w drugiej połowie w obronie, gdzie tylko Wiśniewskiemu zawdzięczamy, że nie skończyło się to golem, to jest kryminał. Ma chłop tendencję do tracenia piłek, których stracić, i to pod żadnym pozorem, nie można. Robił tak w Romie, zrobił tak w meczu na Mistrzostwach Europy. Kosztowało to, i Romę i reprezentacje, utratę bramek. Nowy kołcz musi te jego zapędy zdecydowanie ukrócić. Trza gościa uświadomić, że kiwanie się pod polem karnym rywala i kiwanie się pod swoim polem karnym, to jednak dwie diametralnie różne, z punktu widzenia bezpieczeństwa rezultatu końcowego osiągniętego w meczu, sprawy.

Zdecydowanie do wymiany jest, moim zdaniem, Szymański. Od dłuższego czasu daje tej drużynie naprawdę niewiele. Tak było za Michniewicza, tak było za Probierza. I za Urbana, jak widać, nie jest inaczej. Znów mi wychodzi, że i tutaj instynkt Sousy nie zawiódł.

Niezłe zmiany dali Grosicki i Wszołek. Niezłe, co nie znaczy, że z Finlandią mają grać, a szczególnie od początku. Ale, w połowie drugiej połowy, podmęczonym Finom taki Grosik mógłby pewną szkodę wyrządzić.

Ostatnia sprawa. Robert Lewandowski. W tej formie i dyspozycji nadaje się, uważam, tylko na ławkę rezerwowych. I to wyłącznie jako straszak. Na razie jest wolny, bardzo mało zwrotny, bez intuicji strzeleckiej. I na dodatek nie biega. No to po co taki na boisku? Musimy grać w jedenastu, a nie w dziesięciu i 1/3. Ja rozumiem, że Slisz ma płuca jak dzwon, ale to się nie rekompensuje. Nie grają koło siebie.

Z debiutem jest tak jak ze świętami. Debiut, debiut i po debiucie. Z debiutem Jana Urbana w roli selekcjonera nie inaczej. Debiut, wynikowo całkiem przyzwoity, zaliczony, a teraz czeka go bardzo długi i żmudny, długofalowy proces przywracania naszej reprezentacji futbolowi. No bo to, cośmy grali przez ostatnich parę lat to był futbol, ale z przedrostkiem „anty”.

Czy mu się to uda? Nie wiem. Ma kłopot o tyle, że musi ten proces realizować z tymi samymi ludźmi, co poprzednicy. Albo prawie tymi samymi. I teraz się okaże, czy mądrości zaszczepione tym ludziom przez Michniewicza i Probierza zostały im wpojone tak głęboko, że nie da się tego już wyplenić, czy jednak materiał jest jeszcze do odratowania. Miejmy nadzieję, że jednak to drugie.

W kim jak nie w Urbanie pokładać na to nadzieje? To jeden z ostatnich (może nawet ostatni) Mohikanów pierwszego Piechniczka*. Pierwszego, czyli tego, który odnosił sukcesy. W końcu w eliminacjach, a także finałach MŚ 1986, ostatnich które można wspominać z jako takim sentymentem, był istotnym elementem pierwszej jedenastki. I to nie tym od destrukcji, tylko tym od kreacji. Co prawda idąc tym tokiem myślenia jeszcze większe nadzieje można by pokładać, na przykład, w Zbigniewie Bońku, ale, jak wiemy, ten się do trenerki zupełnie nie nadaje. Co kiedyś zresztą w sposób znakomity udowodnił.

W niedzielę kolejny test Urbana. Tu już trzeba będzie wydobyć z zawodników dużo więcej inwencji i kreatywności. Żeby wygrać oczywiście. A wygrać trzeba koniecznie. Raz, że to pewnie warunek sine qua non dłuższej pracy w roli selekcjonera. A dwa, że w końcu Finlandia to nie jest żadna europejska ekstraklasa, tylko w najlepszym razie średniacy. Dlatego dobrze będzie wygrać też, po raz pierwszy od nie wiem jakiego czasu, w dobrym stylu.

Za Probierza PZPN kazał nam się cieszyć z mocno fuksowatego remisu z Walią i ze zwycięstw nad Maltą albo Litwą. Liczę na to, że Urbanowi, po ewentualnym zwycięstwie i dobrym meczu z Finlandią, do głowy to w ogóle nie przyjdzie. Bo teraz, szczególnie kiedy wywieźliśmy, nieważne jak zdobyty, punkt z Holandii, powinniśmy sobie postawić inny cel. Wygranie grupy. Wiadomo, z czym się to wiąże. Jak to osiągniemy, to wtedy uśmiech na twarzy, nie tylko pana trenera, będzie zasadny. Ale faktycznie dopiero wtedy. Do tego czasu sztabowi i piłkarzom należy życzyć przede wszystkim pełnego skupienia i konsekwencji w realizacji wyznaczonego w ten sposób celu.

*- Piechniczek drugi, czyli ten, który prowadził kadrę w późnych latach 90-tych, już ich nie miał.


HareM
O mnie HareM

jakem głodny tom zły, jakem syty to umiem być niezły

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (4)

Inne tematy w dziale Sport