Opisując sytuację polskiej energetyki, większość ekspertów używa w ostatnich miesiącach słowa: chaos. Wydaje się, że całkiem zasadnie. Do niedawna utrzymywała się jednak opinia, że zamieszanie jakie obserwujemy w Polsce wokół rozwoju sektora gazu łupkowego, budowy elektrowni konwencjonalnych, trójpaku energetycznego i Jamału II, nie zagrozi projektowi budowy polskiej elektrowni jądrowej. Wszak jeszcze w marcu br. premier Donald Tusk zapowiadał, że „dla atomu nie ma alternatywy i rząd nie zmieni planów”.
Analizując kalendarium i logikę działań podejmowanych przez władze na przestrzeni ostatnich ośmiu lat w kontekście budowy polskiej elektrowni atomowej, można przyznać że inne gałęzie energetyki mogą pozazdrościć jej dość klarownego planu realizacji do dnia, kiedy to premier Tusk odroczył na czas nieokreślony decyzję o kontynuowaniu prac.
Przypomnijmy więc kalendarium najważniejszych decyzji związanych z polskim atomem.
Pierwsze plany powrotu do atomu pojawiły się oficjalnie w 2005 r. w przyjętej przez Radę Ministrów Polityce Energetycznej Polski do 2025 r. Jako potencjalne daty oddania pierwszego bloku wymieniano rok 2021, a kolejnego 2025 r.
W styczniu 2007 r. powołana została specjalna komisja sejmowa ds. energetyki jądrowe. Również na początku tamtego roku Polskie Sieci Elektroenergetyczne S.A podjęły prace oceniające stare opracowania dotyczące potencjalnej lokalizacji elektrowni.
Wstępny projekt Polityki Energetycznej Polski do 2030 r. zaprezentowany przez gabinet Jarosława Kaczyńskiego podtrzymywał ustalenia poprzedniej polityki, oraz szedł dalej podkreślając nieuchronność budowy w Polsce elektrowni atomowych.
W styczniu 2009 r. Rząd przyjął specjalną uchwałę o rozpoczęciu prac nad Programem Polskiej Energetyki Jądrowej oraz o powołaniu Pełnomocnika Rządu ds. Polskiej Energetyki Jądrowej (cel programu – uruchomienie elektrowni jądrowej w 2020 r.).
W połowie tego samego roku, MG opublikowało „Ramowy harmonogram działań dla energetyki jądrowej”. Przez cały ten okres modyfikowana była również Polityka Energetyczna Polski do 2030 r. Jej najnowsza wersja przyjęta została przez Rząd Donalda Tuska w listopadzie 2009 r. i czytamy w niej m.in.: „Dotrzymanie zakładanego terminu uruchomienia pierwszej elektrowni jądrowej do 2020 roku wymaga zapewnienia szerokiego udziału organów państwa i zaangażowania środków budżetowych.”
16 sierpnia 2010 r. MG skierowało do konsultacji międzyresortowych i konsultacji społecznych projekt „Programu Polskiej Energetyki Jądrowej”, szacując koszty jego realizacji w latach 2010 – 2020 na 703 mln zł.
W 2010 r. powołano także spółkę PGE EJ 1, która odpowiada dziś za przygotowanie procesu inwestycyjnego oraz budowę pierwszej elektrowni jądrowej w Polsce.
Przypomnienie tych faktów, obrazuje że polski atom pomimo odpowiednio wczesnego uwzględnienia go w rządowej strategii energetycznej, mimo przyjęcia programu jądrowego, powołania pełnomocnika, oraz działań legislacyjnych owocujących potrzebnymi ustawami (m.in. z 2011 r.), a także powołania spółki skarbu państwa zostaje prawdopodobnie zawieszony na czas nieokreślony.
Skoro teoretycznie większość wymaganych kroków ze strony rządu zostało podjętych, to zadać należy pytanie - dlaczego polski atom dziś dogorywa? Otóż problemem okazuje się w dużej mierze czas i kapitał inwestycyjny.
Dopiero na przełomie czerwca i lipca rząd ma zająć się projektowanym przez MG „Programem Polskiej Energetyki Jądrowej" (pierwotny projekt zakładał wybór wykonawców elektrowni jądrowej do końca 2013 r.). Wg harmonogramu jakim kieruje się PGE EJ1, w 2015 r. spółka miałaby dokonać wyboru technologii dla elektrowni. W maju dobiegła końca pierwsza seria spotkań z podmiotami zainteresowanymi jej dostarczeniem). Wstępne uruchomienie postępowania zintegrowanego miało nastąpić w drugiej połowie 2013 r. tymczasem spółka nie zakończyła nadal prac nad aktualizacją strategii. Ciężko jednak o szybkie zaktualizowanie strategii PGE, spółki, która zaangażowana jest zarówno w projekt jądrowy, rozbudowę bloków w Opolu, jak też w poszukiwanie gazu łupkowego, zwłaszcza w sytuacji, gdy rząd podejmuje strategiczne dla energetyki decyzje ad hoc, nie zdając sobie sprawy z długofalowych konsekwencji jakie mogą nieść wypowiedziane pochopnie słowa.
Jedną z powszechnie uznawanych cech polityki energetycznej jest właśnie jej długofalowość i konsekwencja. Ale w pierwszej kolejności jej cele powinny być określone w oparciu o przemyślaną i racjonalną decyzję. Polski rząd z kolei zdecydował się na realizację programu atomowego wbrew rachunkowi ekonomicznemu i wyliczeń ekspertów (np. prof. Władysława Mielczarskiego) wskazujących już na początku „atomowej drogi”, że nie powinniśmy na nią wkraczać. Można więc wysnuć wniosek, że problem polskiej energetyki i polityków polega zatem nie tylko na tym, że jak w przypadku łupków, brakuje strategii działania bądź konsekwencji w realizowaniu poszczególnych jej etapów, ale także na tym, że decyzje podejmowane są często ad hoc i determinowane doraźnym interesem polityczno – ekonomicznym, lub prościej mówiąc brakiem funduszy.
Jeżeli deklaracja premiera wynika z rachunku ekonomicznego budowy elektrowni atomowej - w co trudno wątpić (szacowany dziś minimalny koszt budowy elektrowni to 50 mld zł) - to decyzja o zaniechaniu na jakiś czas budowy elektrowni została ogłoszona o „wiele setek milionów złotych” za późno. Państwo polskie oraz PGE wydała na etapie przedinwestycyjnym środki, które nigdy się nie zwrócą, a które mogły zostać użyte na inny cel. Szkoda, że krytycznej opinii ekspertów i ich ostrożnych wyliczeń nie wzięto pod uwagę kilka lat wcześniej.
Patrząc przez pryzmat najpotrzebniejszych inwestycji w polskiej energetyce, decyzja o zmianie „perspektywy” czasowej polskiego atomu, szczęśliwie może okazać się korzystna dla zapewnienia doraźnego bezpieczeństwa energetycznego. Od początku lat 90. XX w. w Polsce oddano do użytku niespełna 2 tysiące megawatów. Odroczenie atomu budowy elektrowni jądrowej pozwoli łatwiej znaleźć środki na dofinansowanie bloków węglowych w Opolu (ich koszt ma wynieść ponad 9mld zł. wg zapowiedzi ministra Pawła Tamborskiego rządowa propozycja wsparcia ma być opracowana do 15 sierpnia br.).
Jeśli Polska ma wdrażać energetykę racjonalną ekonomicznie i przede wszystkim uwzględniającą nadchodzące zagrożenia, to w kontekście grożących nam już w 2016 r. blackoutów, w pierwszej kolejności powinien nastąpić rozwój elektroenergetyki opartej na rodzimym węglu i w coraz większym stopniu, gazie. Jak wiadomo budowa elektrowni jądrowej przy korzystnych warunkach trwa około dekadę, dużo więcej niż bloków gazowych czy węglowych. Duży nacisk należy położyć na poprawę rentowności polskich kopalń i na zwiększenie wydobycia gazu ze złóż konwencjonalnych i jak najszybsze rozpoczęcie przemysłowego wydobycia gazu z łupków. Dopiero w dłuższej perspektywie czasu i po zgromadzeniu większego kapitału inwestycyjnego, powinniśmy ze względu na potrzebę zdywersyfikowania sektora elektroenergetycznego i zwiększenia bezpieczeństwa energetycznego wrócić do pomysłu budowy elektrowni atomowej (i to nie koniecznie realizując go samodzielnie ale np. angażując do projektu któreś z państw regionu).
Dzisiejszy stan rzeczy nie jest więc dowodem elastyczności polskiej strategii, a zwyczajnym efektem braku funduszy na realizację kosztownego projektu, który można było przewidzieć już kilka lat temu. W świetle grożącego Polsce lada moment pokaźnego deficytu energii rząd powinien jak najszybciej przemyśleć i zmienić energetyczne priorytety. Dobrze zatem, że Kancelaria Premiera rozpoczęła prace nad dokumentem określającym optymalny miks energetyczny dla Polski do roku 2060, oby prace prowadzone były w synergii do tych dot. Polityki Energetycznej Polski, które zapowiadane są przez Ministerstwo Gospodarki.
Miejmy także nadzieję, że konkluzje tych strategicznych dla polityki energetycznej dokumentów uwzględniać będą opinie specjalistów i rachunek ekonomiczny przed wprowadzeniem jakiegokolwiek projektu w fazę, z której wyjście jest delikatnie mówiąc kłopotliwe oraz negatywnie wpływa na wizerunek naszego kraju w oczach poważnych inwestorów.
Piotr Rapkowski
Instytut Kościuszki
twitter
facebook
Inne tematy w dziale Gospodarka