Instytut Kościuszki Instytut Kościuszki
1028
BLOG

Pogranicze w ogniu. Kryzys ukraiński i wnioski dla Polski.

Instytut Kościuszki Instytut Kościuszki Polityka Obserwuj notkę 6
Wydarzenia ostatnich tygodni, gdzie Rosja w XIX wiecznym stylu zaanektowała Krym oraz zgromadziła liczne wojska na granicy z Ukrainą zszokowały opinię publiczną na całym świecie oraz zaskoczyły polityków Zachodu, którzy uważali że w XXI wieku na Starym Kontynencie wojen już nie będzie. Bandyckie zachowanie Moskwy niewątpliwe będzie miało wpływ na cały świat stosunków międzynarodowych, od systemu bezpieczeństwa Europy po Azję i Pacyfik. Czy w takim razie, Polska chroniona sojuszniczymi zobowiązaniami ma się czego obawiać, czy też jesteśmy bezpieczni a wszelkie głosy mówiące o zagrożeniu należy włożyć między bajki?
 
Oczy wszystkich zainteresowanych polityką międzynarodową zwrócone są na wschodnią granicę Ukrainy przy której stacjonuje, zależnie od źródeł, od 40 tys. do 100 tys. rosyjskich żołnierzy gotowych w każdej chwili rozpocząć inwazję. Wszelkie prognozy dotyczące ich kolejnych ruchów mają 50 % szans spełnienia się- "albo wejdą, albo nie wejdą", nawiązując do słynnego w Polsce stwierdzenia z początku lat 80. Ostatnie doniesienia medialne, mówiące o wycofaniu części oddziałów znad granicy oraz nasilenie kontaktów dyplomatycznych pomiędzy państwami Zachodu i przedstawicielami Federacji Rosyjskiej- 4 godzinne spotkanie Johna Kerry’ego z Siergiejem Ławrowem w Paryżu oraz rozmowa telefoniczna Wladimira Putina z Angela Merkel mogą świadczyć o tym, że inwazja została przesunięta w czasie albo Rosjanie się z niej ostatecznie wycofali. Nie znając treści konwersacji na najwyższym szczeblu, możemy domyślać się, że ostatnie wydarzenia spowodowane są wystosowaniem mocnych gróźb w stosunku do Rosji przez zachodnich polityków, albo sformułowaniem pierwszych zarysów porozumienia. Niepokojące informacje dostarczone przez dziennik „Kommiersant” o możliwej zgodzie Kerry’ego na pomysł federalizacji Ukrainy powodują, że opcja druga jest zdecydowanie bardziej prawdopodobna. Jeżeli faktycznie doszłoby do takiego rozwiązania, to stosując terminologię okresu międzywojennego mielibyśmy Monachium kilka tygodni po Anschlussie. W takim przypadku, interwencja militarna staje się o wiele mniej prawdopodobna. Zgoda na federalizację Ukrainy byłaby spełnieniem celów Wladimira Putina, który dąży do destabilizacji tego państwa oraz ogromną kompromitację Stanów Zjednoczonych i prezydenta Obamy przebijającą wszystkie dotychczasowe jego klęski  w polityce międzynarodowej.
 
Niektórzy spekulują, że mogłoby dojść do porozumienia między Rosją a NATO, na mocy którego Moskwa zobowiązałaby się do porzucenia możliwej interwencji zbrojnej, a Sojusz zagwarantował, że Ukraina nie stanie się jego członkiem. Wydaje się to jednak niemożliwe z trzech powodów. Po pierwsze, państwa NATO na czele z Niemcami nie widzą szansy na wstąpienie Kijowa do organizacji, po drugie sami Ukraińcy nie są zbyt dużymi zwolennikami integracji- popiera ją 39 % badanych, po trzecie Moskwa, mając w pamięci zawarte porozumienia z Zachodem w latach 90., z których się nie wywiązano, nie zaryzykuje powtórki z rozgrywki.
 
Patrząc na kryzys ukraiński z polskiej perspektywy, jest to niewątpliwe najpoważniejsze wyzywanie w krótkiej historii III Rzeczpospolitej. Od czasów jej powstania nie było takiego zagrożenia, a żadnemu z sąsiadów nie groziła zbrojna interwencja. Zaangażowanie polskich polityków w sprawy Ukrainy od samego początku utworzenia się Majdanu należy ocenić pozytywnie, pomimo że nie udało się podpisać umowy stowarzyszeniowej na szczycie w Wilnie. Polskie władze wykonywały swą powinność prowadząc intensywne wysiłki dyplomatyczne na rzecz pokojowego rozwiązania sytuacji, jednocześnie realizując politykę zbliżenia do Rosji. Aktywność polska na Ukrainie musiała doprowadzić do pogorszenia się relacji rządem W. Putina, co faktycznie nastąpiło w postaci embarga na mięso wieprzowe. Wraz z zaostrzeniem sytuacji nastąpiła intensyfikacja działań w szczególności na forum NATO. Z pewnością, dyslokacja dodatkowych sił amerykańskich oraz zaplanowane ćwiczenia wojskowe na Ukrainie są pozytywnym sygnałem. Należy jednak stwierdzić, że przylot amerykańskich F-16 jest tylko okresowy, a wspólne manewry NATO-Ukraina odbędą się na zachodzie tego państwa, żeby tylko nie drażnić rosyjskiego niedźwiedzia, co jest tłumaczeniem absurdalnym. To Rosja ciągle zwiększa napięcie, poprzez m.in. naruszenia przestrzeni powietrznej krajów bałtyckich i skandynawskich, przeprowadzając ćwiczenia na wypadek wojny atomowej oraz stosując agresywną retorykę. Bojaźliwe manewry urządzone jak najdalej od granicy ukraińsko-rosyjskiej będą  kolejnym przejawem słabości, a nie siły Zachodu.
 
Kolejną wiadomością, która dominowała w mediach było wystąpienie sekretarza generalnego NATO, który zapewnił o zwiększeniu zaangażowania wojskowego w państwach Europy Środkowo-Wschodniej. Zapomniano jednak dodać, że przy dyskusjach na temat szczegółów dyslokacji sił zbrojnych pojawiły się problemy i Niemcy wspólnie z Holandią sprzeciwiły się stacjonowaniu 10 tys. żołnierzy NATO na terytorium Polski i krajów bałtyckich. Wszystkie te decyzje świadczące o solidarności mają więcej wspólnego z jej symboliką, niż jej prawdziwą namiastką i doskonale wpisują się w kontekst polityki Zachodu wobec kryzysu na Ukrainie, gdzie najgłośniej się mówi o różnych sankcjach, grozi Rosji niewyobrażalnymi konsekwencjami, a w praktyce niewiele się dzieje. Brak umiejętności i woli zajęcia jednolitego silnego stanowiska wobec Moskwy był, zdaniem Rona Asmusa, jednym z głównych przyczyn rosyjskiej inwazji na Gruzję w 2008 roku. W tamtym czasie miał być spowodowany kryzysem w stosunkach transatlantyckich, który obecnie nie występuje. Kłótnie państw Zachodu odnośnie zajęcia stanowiska wobec Rosji i dalszej polityki NATO cieszą tylko jednego człowieka – Władimira Putina, którego prognozy dotyczące reakcji przeciwników sprawdzają się.
 
Biorąc pod uwagę fakt, że Zachód przegrywa w sporze o Ukrainę i zakładając, że Putin uczyni kolejny krok, Polska powinna przygotować się również na zaistnienie najbardziej pesymistycznego scenariusza. Należy wziąć pod uwagę, że artykuł V Traktatu Waszyngtońskiego nie przewiduje explicite pomocy militarnej. Obecnie wydaje się, że Stany Zjednoczone byłyby skłonne zaangażować się w obronę sojuszników w NATO, jednak trzeba wziąć pod uwagę, że w najbliższych latach potęga tego kraju będzie stopniowo malała, a w niedalekiej przyszłości gospodarczym liderem staną się Chiny. Ta diametralna zmiana sytuacji, wraz z jednoczesnym zmniejszeniem wydatków na zbrojenia  może spowodować, że Waszyngton jeszcze bardziej skoncentruje się na obszarze Azji i Pacyfiku kosztem bezpieczeństwa Starego Kontynentu.
 
Polska powinna podjąć szereg inicjatyw celem wzmocnienia swojego bezpieczeństwa, pamiętając że nie jest to stan dany raz na zawsze, ale ciągły proces ulegający zmianom pod wpływem sytuacji geopolitycznej. Priorytetem jest tutaj obrona powietrzna, ponieważ bez niej samoloty bojowe nie zdążą nawet wystartować trafione zawczasu pociskiem Iskander. Dobry pomysłem ad hoc wydaję się być zbudowanie hangaro-schronów, które ochroniłby F-16 i Migi 29 przed uderzeniem (szerzej na temat tego pomysłu na blogu PISM).
 
Druga kwestia, to upowszechnienie w społeczeństwie podstawowego wyszkolenia wojskowego. Może to stać się poprzez gruntowną, strategiczną reformę Narodowych Sił Zbrojnych (Szerzej temat omówiony w kwartalniku „Bezpieczeństwo Narodowe” Nr 25) lub powrót do powszechnego poboru. Ten drugi wariant jest mocno krytykowany jako archaiczny i nieprzystający do współczesnego pola walki. Może więc dziwić, że został przyjęty przez Finlandię czy Estonię oraz, że izraelskie siły zbrojne pochodzące z poboru uważane są za jedną z najlepszych armii świata. Analiza ostatnich konfliktów asymetrycznych pokazuje, że nawet słabo uzbrojeni rebelianci stanowią zagrożenie dla sił zbrojnych dysponujących przewagą technologiczną i ogniową. Dodając do tego masowy zakup najprostszej broni przeciwczołgowej i przeciwlotniczej obsługiwanej przez pojedynczego żołnierza lub ich niewielką grupę, można uzyskać efekt odstraszający potencjalną agresję. Polska nie ma potencjału, żeby samemu obronić się przed inwazją, ale może sprawić że taka operacja będzie długotrwała i wyczerpująca dla potencjalnego napastnika. Interesującym pomysłem może być wzmocnienie współpracy pomiędzy wojskiem, a różnego rodzaju grupami rekonstrukcyjnymi, złożonymi z pasjonatów biegających po lasach z replikami broni i odtwarzającymi różnego rodzaju starcia. Często uczestnicy tych gier i zabaw posiadają minimalne umiejętności taktyczne i orientację w terenie.
 
Polska dyplomacja musi również podjąć działania na najbliższym szczycie NATO w Walii. Wprawdzie zapowiedź dyslokacji jednostek Sojuszu na terytorium państw graniczących z Ukrainą i Rosją jest pożądanym sygnałem, należy również walczyć o gwarancje stałego pobytu wojsk przeznaczonych do działań lądowych.  Co więcej, szerokiej dyskusji i analizie powinien zostać poddany scenariusz krymski w odniesieniu do stosowania artykułu V. Należy jednoznacznie potwierdzić, że przypadek wkroczenia „grup rekonstrukcyjnych” do państw Sojuszu będzie traktowany jako akt zbrojnej agresji. Informacja ta mogłaby się znaleźć w końcowych postanowieniach walijskiego szczytu.
 
Podsumowując, obecna sytuacja na Ukrainie stanowi najpoważniejsze wyzwanie dla polityki zagranicznej i bezpieczeństwa Polski. Nie oznacza to bezpośredniego zagrożenia wojną i inwazją rosyjską na terytorium Rzeczpospolitej, jednak nie można wykluczyć takiego scenariusza w przyszłości, zwłaszcza w przypadku, gdy reakcja państw Zachodu na działania Moskwy będzie zbyt słaba. Stąd też, należy poczynić wszelkie możliwe działania, które zminimalizują ryzyko wystąpienia takiej sytuacji w przyszłości.  
 
Andrzej Kozłowski- ekspert Instytutu Kościuszki
 
 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka