Jacek Tomczak Jacek Tomczak
260
BLOG

WYBACZENIE NIE CHODZI ULICĄ SZUCHEWYCZA - w 82. rocznicę rzezi wołyńskiej

Jacek Tomczak Jacek Tomczak Polityka Obserwuj notkę 6
Co robili Ukraińcy na Wołyniu? Dlaczego nie można obrażać zwierząt porównaniami do UPA? Czym był "Dekalog" ukraińskiego nacjonalisty i ideologia OUN? Kim był Dmytro Doncow? Dlaczego nie ma jakiejkolwiek symetrii między polskim i ukraińskim nacjonalizmem? Dlaczego właśnie teraz trzeba wywierać presję na Ukraińców? Dlaczego dzisiejsi Ukraińcy stawiają pomniki seryjnym mordercom narodu polskiego?

Dedykowane świętej pamięci księdzu Tadeuszowi Isakowiczowi-Zaleskiemu, człowiekowi, który przez kilkanaście lat miał więcej odwagi w walce o Prawdę niż cała polska klasa polityczna


To co robili Ukraińcy 82 lata temu na Wołyniu nie było żadnym zezwierzęceniem i nie ma nic wspólnego z tym, jak zachowują się zwierzęta. 

Zwierzę zabija by przetrwać – bardzo często zabija po to, by samo nie zostać zabite. Z punktu widzenia ludzkiej moralności popełnia czyny złe, lecz nie barbarzyńskie. Zwierzę nie odczuwa przyjemności z mordowania, nie popełnia wyrafinowanych zbrodni, nie znajduje się w stanie ekstazy wskutek wyjątkowo twórczego złamania piątego przykazania. Zwierzęta niewątpliwie należy zostawić tu w spokoju.

Jedyny związek zwierząt z wydarzeniami z Wołynia jest chyba taki, że ukraińscy oprawcy doprowadzali Polaków do tego poziomu cierpienia i zdeptania godności, w którym umieranie staje się zdychaniem. 

Co robili Ukraińcy 82 lata temu na Wołyniu?

Kilka relacji świadków zacytuję poniżej. 

Hollywoodzkie produkcje licytujące się ze swoimi poprzedniczkami w dziedzinie „poziom brutalności”, efekty specjalne za miliony dolarów ani wyobraźnia bogatsza od tej, jaką mają najwybitniejsi autorzy książek fantastycznych wydają się nic nie warte, gdy się to czyta. Życie podeptało wyobraźnię – tym jak zostało potraktowane.

„Ofiary napadu siłą wciągano do stodoły, zadając im okrutne męczarnie, zadając nożami w klatkę piersiową rany kłute, uśmiercając w ten sposób dorosłych. W pierwszej kolejności mężczyzn, na czele ojca Wacława Wereszczyńskiego, co jeszcze widział Ambroży, a następnie kobiety. W końcowej fazie dzieci wpędzono [do środka] i żywcem spalono w zamkniętej stodole”

„Rozpoczęli bezładną kanonadę z broni palnej, do uciekającej dziewczyny, która wpadła w łany zboża. Któraś z kul trafiła. Jeden lub kilku Ukraińców pobiegli dobić ją kolbami. Tak długo tłukli aż została zamiast głowy bezkształtna miazga”

„O okrucieństwie napastników niech świadczy fakt, że jednemu z mieszkańców wioski, który pasł konie, po złapaniu wycięto język i wykłuto oczy, a potem szyderczo pytano, czy wie, kto to zrobił. Ukraińscy zbrodniarze zostawili go w kałuży krwi, by konał w męczarniach i odjechali”

„Siekierami ukraińskimi rąbani byli ludzie na kawałki, a małe dzieciątka to za nogi i o ścianę, aż mózg wytrysnął, w taki okropny sposób mordowali. Jedni państwo mieli akurat malutkie bliźniaczki, jak weszli bandyci to mówią, że jednym rady nie mogą dać, a tu po dwoje jeszcze rodzą i za nóżki i o ścianę główką, aż główka pękła. Tak bestialsko mordowali na oczach żony męża i dzieci, a na końcu ją zgwałcili i zamordowali”

Rzeź wołyńska jest zdarzeniem bezprecedensowym, jest czymś, do czego można się odwoływać opisując inne mordy, chcąc ukazać ich bestialstwo – ona sama jest złem tak czystym i tak skrajnym, że mieści się w kategoriach nieporównywalności. Hitlerowskie Niemcy czy Rosjanie w Katyniu zachowali ten promil, widoczny pod lupą i skryty za nawałnicą bestialstwa – ale jednak – ludzkich odruchów (pierwsi przestrzegali niektórych konwencji międzynarodowych, drudzy strzelali w tył głowy, nie zaś choćby rozrywali ciało przy pomocy dwóch biegnących w przeciwną stronę koni). Ukraińcy mordujący na Wołyniu Polaków, ale też między innymi Żydów i Czechów są archetypem zbydlęcenia. 


   POŁĄCZENI WALKĄ Z PAMIĘCIĄ  

Znaczna część polskich polityków i publicystów robiła przez wiele lat wszystko, by wspomnienia wołyńskie pokryły się kurzem, by zamknąć je w schowanym za siedmioma górami muzeum – muzeum zamkniętym na kłódkę, którą trzeba wiele lat piłować, by w ogóle móc tam wejść. 

Robili to, wspólnie i w porozumieniu, publicyści i politycy związani z dwoma głównymi w Polsce partiami. Jedni czynili to w imię „nie budzenia demonów polskiego nacjonalizmu” czy podobnej „mądrości” w rodzaju: „trzeba skupić się na przyszłości” (zawsze zastanawiało mnie czy 1 listopada ci ludzie nie idą na cmentarz tłumacząc się w ten sposób). Drudzy robili tak w imię koncepcji „Polski jagiellońskiej”, która nakazuje wspierać wschodnich sąsiadów w ich zmaganiach z Rosją o wolność. 

Czyli – z pamięcią walczyli wspólnie i w porozumieniu ci, których własny naród w ogóle nie za bardzo interesuje (chyba, że trzeba mu wypomnieć pogrom w Jedwabnem – przecież zginęło tam tysiąc osób, zaś na Wołyniu „jedynie” sto razy więcej) oraz ci, którzy uważają, że misją dziejową tego narodu jest walka o wolność innych narodów. 

Teraz – wobec nie dającego się już uciszyć wołania o sprawiedliwość – znaczna część tych polityków i publicystów łaskawie przyznała, że upamiętnienie ofiar z Wołynia jest potrzebne. Na taką łaskawość zdobyli się w momencie, gdy większość świadków tamtych zdarzeń już nie ma na tym świecie. 

Część z nich powie pewnie, że nie wiedzieli. Dość niesamowite jest to podnoszenie niewiedzy do rangi podstawowego alibi przez pewnych ludzi i pewne środowiska, zazwyczaj przez te, które wiedzą najwięcej. Świadectwo własnej ignorancji chroni przed zarzutami o zamilczenie bądź wspieranie zbrodni. Wobec tego tak wielu tak chętnie tytułuje się ignorantami.

Gustaw Herling-Grudziński już w 1949 roku pisał, że polska inteligencja nie może nie wiedzieć o zbrodniach stalinizmu. Lech Kaczyński już w 2008 roku wiedział jaka naprawdę jest Rosja. Świętej pamięci ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski, moim skromnym zdaniem jedna z najwybitniejszych postaci we współczesnej historii Polski, mówił o Wołyniu kilkanaście lat temu. A wspomniani politycy i publicyści nie wiedzieli? Czy może doszli do wniosku, że lepiej jest nie wiedzieć?

Nie mogli wydarzeń sprzed 82 lat zamilczeć, więc zaczęli sabotować walkę o sprawiedliwość. Że to potrzebne, ale nie teraz – bo teraz Ukraińcy walczą o przetrwanie. Że to potrzebne – ale ci co najbardziej o to walczą to (a jakże!) „ruskie onuce” i kieruje nimi nienawiść. Że to był konflikt, w którym każda ze stron ponosi pewną winę. Że to zdarzenia z odległej historii i dzisiejsi Ukraińcy nie mają z tym nic wspólnego. 


TO NAJLEPSZY MOMENT, BY WPŁYWAĆ NA UKRAIŃCÓW 

Na początku rosyjskiej napaści na Ukrainę jeździłem na Dworzec Wschodni w Warszawie odbierać przyjeżdżających i szukających schronienia Ukraińców – odprowadzałem ich do namiotu z miejscami noclegowymi, gdzie czekali na dalszy transport. Wzdrygałem się na myśl o okrucieństwach popełnianych przez rosyjskich najeźdźców – o strzelaniu do dzieci, o gwałtach na kobietach, o zdziczeniu znacznie przekraczającym to, które często wyzwala w ludziach wojna. 

Byłem pod wrażeniem skali pomocy, jaką Polacy udzielili Ukraińcom. Nie wziąłem pod uwagę jednego – że w niektórych kulturach dobro postrzega się jako coś szlachetnego i odpłaca się za nie dobrem, natomiast w innych kulturach dobro to słabość i dobrego trzeba wykorzystać. Do dnia dzisiejszego Ukraińcy nie wyrazili zgody na całościowe ekshumacje. Do dnia dzisiejszego Ukraińcy nie przeprosili za rzeź wołyńską. Dostali pieniądze, sprzęt wojskowy, dachy nad głowami – nie byli w stanie się zdobyć nawet na honorowe gesty. Nie, to nie polskie społeczeństwo zaczęło być antyukraińskie – polskie społeczeństwo jest takie, jakie było. Nie można od nikogo wymagać, by chciał być wykorzystywany. 

Wielu polityków i publicystów, jak wspomniałem, reagowało na domaganie się przez Polaków zgody na całościowe ekshumacje i przeprosin argumentem: oni walczą o przetrwanie, nie wymagajmy tego teraz od nich. Przez 79 lat przed rozpoczęciem wojny rosyjsko-ukraińskiej ci sami politycy i publicyści, rzecz jasna, też niczego się nie domagali. Ukraińcy, gdy nie prowadzili wojny, też oczywiście żadnej zgody na ekshumacje nie wyrazili i za nic nie przeprosili. Wojna trwa 3 lata – lekceważenie polskiej pamięci i polskiej wrażliwości trwa lat 82. 

Nie mniej istotne są dwa inne argumenty – jeden odnosi się do sfery interesów, drugi do ludzkiej wrażliwości. 

Po pierwsze – jeśli naród ukraiński chce być uznawany za przynależący do europejskiej sfery cywilizacyjnej i mający nad Rosjanami to co nazywa się przewagą moralną nie powinien kryć zwyrodnialców popełniających kilkadziesiąt lat temu zbrodnie jeszcze straszliwsze niż ci Rosjanie. Przynależność do struktur organizacji międzynarodowych, do których Ukraina aspiruje wyklucza relatywizowanie ludobójstwa. 

Po drugie – przy całej swojej straszliwości wojna może być lekcją empatii i człowieczeństwa, wskutek głębokiego do tej wojny wstrętu, taką reakcją obronną, oznaczającą: „ja nie chcę być taki jak oni”. Najlepszym sposobem na przeciwstawienie się brutalności wroga nie jest bycie równie brutalnym – nakręcanie spirali bestialstwa prowadzi do tego, że w pewnym momencie zapomina się jaka właściwie racja za nim stoi i czy w ogóle ma ona jakiekolwiek znaczenie. Czując to co teraz Ukraińcy mogliby przez chwilę pomyśleć co czują rodziny osób pomordowanych na Wołyniu. 

Argumentują często przeciwnicy zdecydowanych żądań wobec Ukraińców w ten sposób: Polakami mówiącymi o rzezi wołyńskiej nie kieruje wrażliwość na ofiary, lecz nienawiść do Ukraińców. I może w części przypadków mają rację – widząc niektóre wpisy na portalach społecznościowych sam zastanawiałem się czy natężenie wrogości nie zaburza psychiki tak silnie, że może mieć ona problem ze zdobyciem się na dłuższą zadumę nad losem pomordowanych rodaków. Ale czego to ma dowodzić? Że Ukraińcy dawno temu nie powinni byli zgodzić się na całościowe ekshumacje? Że Ukraińcy nie powinni nas przeprosić? Że Ukraińcy powinni stawiać pomników zwyrodnialcom? 


WOŁYŃ NIE SPADŁ NAM Z NIEBA – O IDEOLOGII OUN


W tle ocen zdarzeń historycznych i postaw ludzi, a także narodów leży zawsze pytanie o skalę poparcia dla określonych działań, ale też o ich ideologiczną motywację. Jest jasne, że grupa kilkudziesięciu nienawistnie pobudzonych ludzi nie działa w imieniu całego narodu i trudno, by stała się powodem wstydu dla przyszłych pokoleń. Należy też powiedzieć, że – przy całej swej naganności – pospolite, mordercze ruszenie wywołane szaleństwem wojny, kumulacją stanów afektywnych czy innych zjawisk, które tłumaczyć powinna raczej psychiatria jest czymś innym niż ugruntowana wskutek przyswojenia ideologii, głęboko zakorzeniona wrogość. 

Wrogość ukraińska miała swoje sztandary, swój program, swoich ideologów, swoje cele. Ukraińscy nacjonaliści mordowali także w okresie międzywojennym na terenie II Rzeczpospolitej – przypomnijmy nazwiska członka BBWR Tadeusza Hołówki czy ministra spraw wewnętrznych Bronisława Pierackiego. Robili to członkowie OUN. Gdybyśmy mieli tu zająć się porównaniami i analogiami albo ich brakiem, trzeba by napisać kilka takich tekstów. Wspomnijmy jednak choćby zabójstwo pierwszego prezydenta Polski po zaborach, czyli Gabriela Narutowicza. Zabójca, czyli Eligiusz Niewiadomski, owszem, miał przekonania nacjonalistyczne, jednak mimo usilnych starań nie dało się wykazać jego organizacyjnych związków z obozem Narodowej Demokracji.  

Ideologia Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, której głównym ideologiem był Dmytro Doncow, autor m.in. „Dekalogu” ukraińskich nacjonalistów była czymś całkowicie odmiennym od tego, co przed wojną głosili przedstawiciele najbardziej skrajnych odłamów polskiego nacjonalizmu.

Radykalny polski nacjonalizm, którego wyrazicielem był choćby szef Obozu Narodowo Radykalnego Jan Mosdorf opierał się o chrześcijańskie fundamenty, podczas gdy w ideologii OUN w sposób jawny zastępowano Stwórcę narodem, powoływano się na zasadę „oko za oko, ząb za ząb”. 7 punkt wspomnianego „Dekalogu” (sam fakt stworzenia „Dekalogu” „konkurencyjnego” dla tego chrześcijańskiego jest znamienny) głosił: „Nie zawahasz się wykonać najniebezpieczniejszego czynu, jeśli będzie wymagać tego dobro sprawy”. Punkt 8 zawierał następujące zdanie: „Nienawiścią i bezwzględną walką będziesz przyjmować wrogów Twojego Narodu”.

Warto wspomnieć ten niezwykle symptomatyczny fakt – Jan Mosdorf zginął w Auschwitz-Birkenau za niesienie pomocy Żydom. Doniósł na niego Białorusin. W tym czasie nacjonaliści ukraińscy współpracowali z III Rzeszą. Nie, nie ma jakiejkolwiek symetrii miedzy Polakami a Ukraińcami nie tylko na poziomie działalności, ale też jeśli chodzi o fanatyzm głoszonych idei. 

Jak wynika ze wspomnień Jurija Fedoriwa, działającego w OUN, lecz później do tej organizacji zdystansowanego, przebywający w więzieniu we Wronkach ukraińscy nacjonaliści odmawiali ten „Dekalog” w ramach modlitwy. Chrześcijaństwo zastępowała u nich wiara w naród i skrajnie amoralna, darwinistyczna wizja konfrontacji narodów, w której silniejszy zwycięży. 

Nawet czytając różnych afirmujących przemoc autorów, w tym niemieckiego nacjonalisty Ernesta Jünger, odnajdujemy u nich koncepcje dowodzące, że „ekstaza krwi” i tym podobne domniemane stany duchowe związane z przemocą wznoszą na wyższy poziom człowieczeństwa. U Doncowa metafizyki szukać próżno – Doncow nakazuje mało mówić, znosić tortury i zabijać. Przede wszystkim zabijać. 

Parafrazując słowa Mariana Turskiego z przemówienia wygłoszonego w obozie Auschwitz – Wołyń nie spadł nam z nieba. Wołyń był praktycznym wynikiem wpływu, jaki wywarli na Ukraińców ludzie pokroju Dmytra Doncowa. Doncow pisał tak: „bez gwałtu i bez żelaznej bezwzględności niczego w historii nie stworzono. Gwałt, żelazna bezwzględność, wojna – oto były metody, jakimi drogą postępu szły narody wybrane”. 

Dmytro Doncow tak opisywał – oczywiście, aprobatywnie – cechy fanatyka: „’Fanatyk’ natychmiast uznaje swoją prawdę za ogólną, objawioną, ma ona być przyjęta przez innych. Stąd jego agresywność i nietolerancyjność wobec innych poglądów (…) bezgraniczna nienawiść do tego wszystkiego, co przeszkadza w jej realizacji – oto suma przeżyć, która ogarnia każdego prawdziwego rewolucjonistę, fanatyka”.

„Nacja” była dla Doncowa czymś wiecznym, gatunkiem w przyrodzie. Jak pisał o jego światopoglądzie Wiktor Poliszczuk w tekście „O etycznych podstawach nacjonalizmu ukraińskiego” (w książce „Nacjonalizm czy nacjonalizmy?”, wydanej pod redakcją Bogumiła Grotta): „W tym zakresie Doncow poszedł o wiele dalej niż Adolf Hitler w ‘Mein Kampf’, gdzie ten ostatni traktuje cały ród ludzki jako gatunek. – łac. species, ang. mankind. Potraktowanie przez Doncowa nacji jako species skutkuje całym ciągiem postaw etyczno-moralnych w sformułowanej przez niego doktrynie. (…) Nacja i państwo narodowe są u niego wartością najwyższą, zgodnie z głoszoną w OUN zasadą: ‘Nacja ponad wszystko!’”. 


SKORO NIE MAJĄ NIC WSPÓLNEGO TO CZEMU KATÓW? 


Polskich ukrainofili odróżnia od Ukraińców jedna podstawowa cecha – otóż, o ile pierwsi głoszą wszem i wobec, że dzisiejsi Ukraińcy nie mają nic wspólnego ze sprawcami ludobójstwa na Wołyniu (oczywiście, za tym poglądem stoi raczej poprawność polityczna niż wiedza), o tyle ci drudzy nieustannie starają się udowodnić, że jest dokładnie przeciwnie. 

Nie chodzi nawet o brak oczywistych, zdawałoby się, ludzkich gestów, jak przeprosiny czy zgoda na ekshumacje, ale też o to, że na Ukrainie dosłownie wszędzie są pomniki, ulice i place noszące nazwiska seryjnych morderców narodu polskiego. Prezydent Wiktor Juszczenko dał nawet Stefanowi Banderze tytuł Bohatera Ukrainy. 

Ukrainofile głoszą cały szereg argumentów usprawiedliwiających naszych wschodnich sąsiadów. Słyszymy, że oni nie mają innych bohaterów. Słyszymy, że tamci ludzie zrobili dużo dla walki Ukrainy o niepodległość. Cóż, Adolf Hitler zrobił sporo dla rozwoju gospodarczego Niemiec. 

Jeden z najbardziej kuriozalnych argumentów wyraził w pewnym wywiadzie profesor Uniwersytetu Warszawskiego Michał Bilewicz. Jak to ujął, Stefan Bandera to postać kontrowersyjna, ale przecież my też mamy wśród bohaterów narodowych osoby kontrowersyjne, jak np. Maksymilian Kolbe. To porównanie jest nie tylko obrzydliwe, ale też oczywiście miesza poglądy z czynami, to znaczy domniemany antysemityzm polskiego świętego z patronowaniem skalpowania ludzi przez „patrona Ukrainy”. Swoją drogą, taki symetryzm znakomicie podsumował Leszek Miller, który stwierdził, że Holocaust nie był „rozdziałem w relacjach niemiecko-żydowskich”

Pomijam już tu przedziwną słabość do krwiożerczego ukraińskiego nacjonalizmu, jaką mają ludzie z lupą szukających przejawów polskiego nacjonalizmu i z ogniem chcący go wypalać. 

Państwo rumuńskie odcięło się od Żelaznej Gwardii, państwo węgierskie zdystansowało się od Strzałokrzyżowców. Państwa te poczuwały się do odpowiedzialności za ruchy, które w nich działały, cieszyły się znacznym poparciem – nawet jeśli ruchy te nie były organizowane przez państwo. Dodajmy – wspomniane organizacje nie były odpowiedzialne za nic podobnego do rzezi wołyńskiej.

Ukraińcy nie tylko się od seryjnych morderców nie odcięli, ale ich nazwiskami nazywają ulice. I, jak się wydaje, minie jeszcze dużo czasu, zanim zrozumieją, że wychwalając ludzi patronujących obcinaniu języków i wykłuwaniu oczu trudno upominać się o przestrzeganie praw człowieka. 


Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (6)

Inne tematy w dziale Polityka