Jacek Tomczak Jacek Tomczak
139
BLOG

Czy "Gala" stoi tam gdzie ZOMO?

Jacek Tomczak Jacek Tomczak Kultura Obserwuj notkę 3

 Podczas przeglądania prasy w jednym z warszawskich sklepów moją uwagę zwrócił najnowszy numer pisma „Gala”, na którego okładce widniał Wojciech Jaruzelski wraz z córką Moniką. Oprócz początkowego oburzenia i instynktownego odwrócenia pisma tak, by leżało „tyłem do przodu”, wspomniany widok wzbudził we mnie pewną refleksję.

Otóż, wśród adwokatów komunizmu, ludzi w jakiś sposób relatywizujących lub częściowo negujących tkwiące w nim zło oraz mniej lub bardziej bezczelnych „socjalistycznych sentymentalistów” (pokroju Leszka Millera, który wyszedł z telewizyjnego studia w odpowiedzi na delikatną sugestię dziennikarza, że skoro zabronione jest propagowanie symboli nazistowskich, to nielegalne powinno być również epatowanie symboliką komunistyczną) istniały dotychczas dwa podstawowe sposoby na realizację „wielkiego zamazania” (określenie Gustawa Herlinga-Grudzińskiego) prawdy o zbrodniczym charakterze dawnego systemu.

Pierwszy to redukowanie wspomnień komunizmu dotyczących do sielankowych obrazów z dzieciństwa (wszak wiadomo, że to ostatnie – zwłaszcza z perspektywy czasu – większości ludzi kojarzy się dobrze) lub scen z filmu „Miś” (kultowego i jednego z moich ulubionych, ale to „inna historia i opowiemy ją innym razem”), w którym socjalizm wydaje się systemem szarym, paskudnym i niekiedy aż tak nieudolnym, że śmiesznym.

Drugi to regularnie występujące w mediach głównego nurtu próby rehabilitowania poszczególnych komunistów. Rolę rehabilitującego „stachanowca”, czyli przodownika w pracy propagandowej nad zmianą obrazu socjalizmu w oczach Polaków odgrywa, jakże by inaczej, „Gazeta Wyborcza”. Przykładowo, rok po roku, w rocznice wprowadzenia stanu wojennego, na łamach tego medium pojawiały się teksty usprawiedliwiające lub wprost broniące Jaruzelskiego i jego kompanów (tutaj znaleźć można ich interesującą mini-bibliografię: http://blogrzeczpospolitej.salon24.pl/76550,rafal-ziemkiewicz-wyborcza-klamie-w-zywe-oczy).

Obydwa sposoby podejścia do komunizmu cechuje brak jasnego wyartykułowania zasadniczej dla zrozumienia prawdy o nim kwestii: komunizm był zbrodniczym systemem, który pozbawił możliwości funkcjonowania lub życia kwiat polskich patriotów, ludzi mężnych i dzielnych, czyniąc powszechnym fałsz, niegodziwość i przemoc. Był takim systemem do samego swego upadku – gdy „opozycja demokratyczna” przygotowywała się do rozmów Okrągłego Stołu, komunistyczne służby bezpieczeństwa mordowały księży. 

Z wywiadu w „Gali” i faktu, że komunistyczny aparatczyk, człowiek całkowicie serwilistyczny wobec Moskwy, który sam prosił „wielkiego brata” o pomoc w walce z niepokornym społeczeństwem znalazł się na okładce takiego tygodnika, wysnuć należy konkluzję, że adwokaci komunizmu znaleźli nowy sposób retuszowania wizerunku zbrodniczego systemu w oczach Polaków.

Adresatem są tym razem nie osoby zainteresowane lub zaangażowane w życie polityczne, lecz miłośnicy „skoków przez plotki” i życia gwiazd. Grupa ta została dobrana całkiem nieźle, gdyż apoteozowana przez nią materialistyczno-hedonistyczna rzeczywistość skutecznie rozmywa wszelkie wartości, wynosząc na ołtarze bożka relatywizmu. Bardzo łatwo można jej wpoić tezę, że tymi „złymi” nie są ludzie, którzy walczyli z narodem, z którego podobno się wywodzili, ale ci, którzy chcą będących ongiś u szczytu władzy przestępców sprawiedliwie osądzić.

Życie jako fast-food, gdzie przebaczanie jest tak proste jak zamówienie kanapki, gdzie rozliczenie przeszłości jest czymś przykrym i odbierającym „radość życia” (jak to trafnie ujął Andrzej Kołakowski: „pamięć leczy się ze stresu”) umożliwia potraktowanie Wojciecha Jaruzelskiego jako potencjalnej ikony popkultury, „ciekawej postaci”, „gwiazdy”, która świeci się prawie tak jak obecny na innych stronach Leonardo Dicaprio.

Nie tylko więc się generała (nawiasem – wciąż mnie zastanawia czy polskim generałem jest August Fieldorf, który za odmowę współpracy z UB zapłacił życiem czy ten, który kontynuował dzieło jego oprawców?) nie oskarża, nie rozlicza i nie kara. Generała się adoruje, by mógł po raz kolejny wziąć w obronę samego siebie, zjednując pytaniami, w których – ogólnie rzecz ujmując – dominuje teza, że Jaruzelski jest „zaszczuwany”. A jeśli nawet przyjmuje się do wiadomości, że może ma coś na sumieniu, to „któż z nas nie ma?”. W każdym razie panuje nie tylko zgoda co do tego, że wolność, za której pragnienie komuniści wyrywali paznokcie, jest dla nich przeznaczona w całej rozciągłości, ale też co do tego, że powinno się ich zapraszać do różnych mediów, by przypadkiem nie poczuli się przykro.

Nazywając rzeczy po imieniu, zarabia się na wyrwanych paznokciach, przestrzelonych głowach, spalonych ludziach, doprowadzonych prześladowaniami do obłędu bohaterach itd. Obecnie swoją szansę na taki zarobek dostrzegł tygodnik „Gala”.

Takie „pomieszanie wszystkich ze wszystkimi”, robienie z kimś „okładkowego” wywiadu dlatego, że jest znany i sprawował w przeszłości władzę pozwala poczynić analogię do ludzi, którzy w czasie panowania systemu komunistycznego po wizycie w Kościele szli na pochód 1-majowy (konformizm albo – dosadniej – obłudę inteligentów, którzy tak czynili obnażył choćby Piotr Wierzbicki w „Traktacie o gnidach”; jednakże trzeba pamiętać, że podobna postawa cechowała niezliczone masy społeczne). 

Zdzisław Krasnodębski zdaje się trafiać w sedno sprawy, konkludując: „Tak jak w PRL wstępowali do partii, a słuchali wieczorami Radia Wolna Europa i posyłali dzieci do komunii, maszerowali w pochodach pierwszomajowych, ale opowiadali o zbrodniach stalinowskich i heroizmie AK, tak dzisiaj są w stanie jakoś pomieścić w sobie Jana Pawła II i księdza Popiełuszkę, Jaruzelskiego i Rakowskiego, Grzegorza Przemyka i Czesława Kiszczaka. Wychowanie obywatelskie powinno więc się rozpocząć od rzeczy elementarnej: uświadomienia, że to nie jest pakiet, lecz alternatywa, ostra, fundamentalna alternatywa”.

Walka o rozmycie tożsamości i odejście w niepamięć publicznej wiedzy o biografiach wielu ludzi ma prowadzić do sytuacji, w której jako „ciekawe postaci” w tym samym piśmie znaleźć się mogą przyjaciele zasłużonego polskiego patrioty i ten, którego ideowi kompani najchętniej strzeliliby temu patriocie w tył głowy. Na takie rozmycie tożsamości, powodujące odejście w niepamięć tradycyjnego rozróżnienia moralnego między złem a dobrem osoba tą moralność szanująca musi odpowiedzieć: „no pasaran!”. Jeśli wspiera się Jaruzelskiego, to walczy się z Janem Pawłem II, tak jak system komunistyczny walczył z Kościołem. Nie ma miejsca dla nich obydwu w jednym szeregu. Te postaci (a także wiele innych) stały do siebie w radykalnej opozycji.

Teraz zastanówmy się nad tym czy – jak to ujął Jarosław Kaczyński – ludzie ci „stoją tam, gdzie było ZOMO”. Odrzućmy przy tym jazgotliwe ataki oskarżające tego ostatniego o „sianie nienawiści”, „skłócanie społeczeństwa” itp. Retoryka propagandy powinna ustąpić miejsca analizie. Sam odrzucam wyrażenie szczegółowej opinii o polityku, którego postrzegam bardzo negatywnie (acz w zwulgaryzowanym przez uproszczenia dyskursie publicznym integralny antykomunista i zwolennik rozliczenia zbrodni i tak jest kategoryzowany jako „pisiak”).

Pomijając, że wypowiedź ta miała charakter wiecowy, trąci charakterystycznym dla systemu demokratycznego populizmem i przypominając, że należy ją rozpatrywać jako metaforę, bo taką była, słuszność jej zawartości merytorycznej wydaje się trudna do podważenia.

Jeśli bowiem akceptuje się postać Jaruzelskiego, to akceptuje się inwazję na Czechosłowację w 1968 roku, stan wojenny, wydarzenia z kopalni Wujek. W każdym z tych wydarzeń Jaruzelski odgrywał bowiem wielką rolę. Zatem broniąc go staje się dokładnie tam, gdzie kiedyś stawały oddziały Zmotoryzowane Odwody Milicji Obywatelskiej.

Fakt, że samo ZOMO estetycznie najczęściej odpycha ludzi, którzy Jaruzelskiego rehabilitują, nie ma tu wielkiego znaczenia. Bronią oni bowiem czegoś, co było realizowane przez ZOMO. Właśnie po stronie wykonawców poleceń Jaruzelskiego, czyli ZOMO stają. I choćby maskowali to piękną kolorową okładką i sielankowymi rozmowami z generałem o życiu rodzinnym nie zmienią faktu, że – choć oni werbalnie i retorycznie, a milicja – fizycznie i brutalnie – podobnie jak ZOMO występują przeciwko próbom powiedzenia prawdy o „towarzyszu generale”.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura