Jacek Tomczak Jacek Tomczak
42
BLOG

Świat maskarady

Jacek Tomczak Jacek Tomczak Kultura Obserwuj notkę 0
W dwóch polskich filmach, które weszły na ekrany w ciągu ostatniego roku – „Rezerwacie” i „Boisku dla bezdomnych” – dostrzec można pewne analogie. I tu i tu mamy do czynienia z głównym bohaterem, który trafia do grupy zdecydowanie gorzej sytuowanej materialnie, aniżeli ta, z której się wywodzi. I w jednym i w drugim scenariuszu stawia on szczere emocje ponad wartościami, którymi przesycony był świat poprzedni. W obydwu filmach ów główny bohater popada też w konflikt z tym światem.

„Boisko dla bezdomnych” przedstawia historię mieszkańców Dworca Centralnego, do których dołącza się przybysz z Rudy Śląskiej – były piłkarz i trener, który musiał uciekać ze swojego miasta, a sposób na poradzenie sobie z problemami widział w butelce wódki. Uświadamiając sobie swą beznadzieję, przystał na propozycję jednego z nowych kolegów, informującego go o odbywających się za jakiś czas mistrzostwach świata bezdomnych w piłkę nożną. Po wprowadzeniu kilku „żelaznych zasad”, został trenerem nowo powstałego zespołu. Dalsza część filmu to treningi i mecze, odbywające się na tle prób poradzenia sobie z całym światem, pokonania trudów, w tym – w dużej mierze – własnych słabości. Początkowa walka z wiatrakami, która po pewnym czasie zaczyna przynosić nadzieję. 

„Rezerwat” to film o warszawskiej Starej Pradze. Główny bohater to młody fotograf, który z początku traktuje mieszkańców tej złą sławą owianej dzielnicy jedynie jako bohaterów swoich zdjęć. Z czasem zaczyna się z nimi zżywać, poznawać ich historie. O ile w „Boisku dla bezdomnych” głównym tematem są – ogólnie pisząc – ludzkie charaktery i ich stopniowa modyfikacja, w „Rezerwacie” równie ważne jest samo miejsce, swoista enklawa, rządzące się wewnętrznym kodeksem miasto w mieście. Jednak również tutaj najbardziej inspirująca jest zmiana podejścia do zastanej rzeczywistości, dokonująca się w głównym bohaterze. 

W „Boisku dla bezdomnych” trener nie przystaje na propozycję dokooptowania do jego drużyny trzech wojskowych, którzy – by wzmocnić zespół bezdomnych – specjalnie wymeldowali się z miejsca stałego zamieszkania. Wiecznie kombinującym działaczom związkowym jasno deklaruje, że pojedzie z drużyną swoją albo żadną. Jest to w pewien sposób deklaracja przywiązania do ludzi, którzy początkowo wydawali się jakby wyjęci z innej rzeczywistości. A także, że to nie sukces materialny jest w tym wszystkim najważniejszy. Że prawdziwym sukcesem będą zmiany, które mogą zajść w jego „piłkarzach”. Że autentyczne, prostolinijne emocje należy postawić nad zimnymi kalkulacjami i kłamstewkami związkowych działaczy. Niby oklepany frazes, a tak ładnie przedstawione.  

W „Rezerwacie” fotograf sprzeciwia się organizatorom wystawy, na której przedstawiane są jego zdjęcia. Nie życzą sobie obecności na niej bohaterów tychże zdjęć, czyli praskich zakapiorów.  

W obydwu filmach bohaterowie nie mają wątpliwości, które rozwiązanie wybrać. Przesycony hipokryzją, zmaterializowany świat salonów daje korzyści, dopóki otrzymuje coś w zamian. Nie wykształca żadnej duchowej więzi między swoimi członkami. Praga, czy świat bezdomnych ceni cię za to, kim jesteś. W „Rezerwacie”, czy „Boisku dla bezdomnych” mamy do czynienia z rzeczywistością w znacznej mierze uproszczoną. Można się zastanawiać, czy na Pradze lub na Dworcu nie cenią cię za to, kim jesteś, bo cenić cię za to, co masz po prostu nie mogą (nie masz nic). Wskazana wydaje się dywagacja, czy ludzie żyjący tak w jednym, jak i drugim miejscu nie rozszarpaliby, by uzyskać najmniejszą korzyść materialną. Opisuję rzeczywistość filmową, wiedząc, że nie przystaje ona całkowicie do świata realnego. Może dlatego pozwala skonstruować dychotomię między sobą, a światem salonu. Oczywiście, przy zastrzeżeniu, że między rzeczywistością ze wspomnianych filmów, a światem salonu istnieje wielka przestrzeń, w której nie trzeba wybierać między biedą, a hipokryzją, czy między bogactwem, a respektowaniem swoich własnych wartości.  

Świata salonu nie pojmuję tu, jako świata elity, a raczej jako świat ludzi, którzy chcą być w elicie, a ciągła gonitwa za nią doprowadza ich do frustracji.   

Wyścig szczurów, jak wiadomo, charakteryzuje się tym, że nawet jego zwycięzca wciąż pozostaje szczurem. Słuchanie porad samozwańczych fachowców z rozmaitych programów telewizyjnych prowadzi do przyjęcia, jako wzoru postawy dla samego siebie pewnej kopii. Gonitwa za jedynym słusznym, wpajanym przez system modelem życia nie ma końca. Powoduje frustrację z powodu nie przystawania do wszystkich wyznaczników. A także wpadnięcie w wir, poczucie niemożności wycofania się, wrażenie braku alternatywy. A przy okazji utratę własnych, charakterystycznych dla autonomicznej osobowości cech.  

Świat kolorowych pism, seriali i programów wyznacza mody, które przemijają, a które w odpowiednim momencie trzeba przyjąć za własny styl, by nie wypaść z obiegu, by być „na czasie”. Mody, które wymuszają ukrycie własnego „ja” za nieodłączną maską. Bycie sobą zostaje zastąpione przez próbę bycia, jak bohater kolejnego serialu. Bycie kimś ustępuje byciu „znanym z tego, że jest się znanym”.  

W wyścigu takim można brać udział od najmłodszych lat. Początkowo wyznacznikiem jest np. „Bravo” tudzież tym podobne kolorowe pisemka, następnie – ubierający się w określony sposób znajomi, później – świat wielkiego biznesu. Po wstępnym okresie autentycznej fascynacji pojawia się przeświadczenie, że „inaczej nie można”. Im wcześniej wpadnie się w wir, tym szybciej traci się zdolność do wyrażania, a później – posiadania własnych emocji.  

Maska musi mieć określony wygląd. Musi pojawiać się na niej uśmiech. Przecież spętany okowami wiecznej zależności człowiek nie może pokazać publicznie ustawicznego niespełnienia. Przecież jeśli chce coś znaczyć „w towarzystwie” musi mieć swój własny samochód i miejsce na parkingu swojej firmy. Wówczas rośnie jego znaczenie w wyznaczonej hierarchii. Przecież musi stwarzać wobec samego siebie iluzję człowieka wysportowanego. Nie może się przy tym ocierać o autentyczność. Nie jeździ na rowerze, chodzi na fitness. Nie znajduje chwili dla samego siebie, musi cały czas pokazywać się publicznie, by być kojarzonym. W jego telefonie powinny ciągle pojawiać się nowe numery. Oczywiście, musi też być nowoczesny. Wdrażanie pewnego stylu wymaga zerwania ze wszelką ciągłością, czy tradycją, odcięcia się od niej. 

Życie według narzuconego kodeksu zachowań, postaw i priorytetów nie może prowadzić do satysfakcji, bo nie pozwala realizować własnych celów, nie daje możliwości bycia innym niż szary tłum takich samych ludzi. Stanowi drogę bez końca, wieczną prezentację. To, co człowiek pokazuje jest inne, niż to, kim jest. Wreszcie jedno przenika się z drugim i żadna autentyczność nie jest możliwa.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura