Jacek Tomczak Jacek Tomczak
77
BLOG

W obronie posła Górskiego

Jacek Tomczak Jacek Tomczak Polityka Obserwuj notkę 7

Faryzeizm tropicieli "ludzi chorych z nienawiści' jest dość powszechnie znany, nie ma więc sensu kpić sobie z niego po raz kolejny. Tym niemniej skonstatować należy, iż w komentarzach po sejmowym, dotyczącym nowego prezydenta USA Baracka Obamy oświadczeniu posła Artura Górskiego objawił się ponownie. Orwellowski "seans nienawiści" wobec posła zafundowany przez lewicowo-liberalne media wyczerpał granice absurdu, a brak jakiejkolwiek merytorycznej treści w atakach komentatorów była, nawet w zestawieniu z tym, co zdarzało im się mówić wcześniej, zdumiewająca. Śmieszyło to, lecz również smuciło, bo pokazało jak można poniżyć i podważyć kompetencje człowieka tylko dlatego, że inaczej uważa.

W publicystycznym poranku TVN 24 "mowa nienawiści" w wykonaniu tropicieli "ludzi chorych z nienawiści" (i nie tylko) przybrała rozmiary wręcz horrendalne. Rozmowa toczona była według narzuconej konwencji, tzn. poszczególne opinie nie dotyczyły treści wypowiedzi Górskiego, ale innej opinii, wg. której wypowiedź ta była haniebna i wstydliwa. Rozmówcy dzielili się na tych, którym "haniebna wypowiedź" posłużyła do ataku na PiS oraz na tych, którzy uznali tą "haniebną wypowiedź" jedynie za wyjątek. Pluralizm godny obiektywnych mediów.

Przypomniała mi się książka Bronisława Wildsteina "Dolina nicości", sfabularyzowana metafora III RP, w której znajduje się opis reakcji "salonu" na fakt, iż jeden z jego naczelnych autorytetów moralnych okazał się być kapusiem tajnych służb. Reakcja ta sprowadzała się do spuszczenia zasłony milczenia nad meritum całej sprawy, połączonego z wykraczającą poza granice dobrego smaku i zwyczajnej przyzwoitości nagonce na tych, którzy agenta ujawnili. Znamienne dla niej było posłużenie się multum negatywnych epitetów i daleko idących oskarżeń.

Analogia między reakcją "salonu" z książki dziennikarza „Rzeczpospolitej”, a reakcją rzeczywistego świata mediów na mowę Górskiego wydaje się właściwa. Wzajemne „napędzanie się”, podchwytywanie negatywnych emocji, coraz ostrzejsze słowa, „bycie bardziej”, polegające na zawieraniu krytyki w słowach „hańba”, czy „podłość”, a nie np. „błąd”, „przesada” etc. Słowem – albo nieumiejętność zajęcia jakiegokolwiek stanowiska dotyczącego samej wypowiedzi albo teatrzyk na niskim poziomie, być może wynikający ze strachu przed polityczną niepoprawnością tudzież branżowym ostracyzmem.

Warto dodać, że do dość logicznej, opartej o konkrety mowy posła (polecam stenogramy sejmowe) odniesiono się w sposób nieprawdopodobnie chaotyczny, frazesowy, wręcz ujmujący dobremu dziennikarzowi. Manipulację, polegającą na przedstawieniu jedynie wyrwanych z kontekstu fragmentów wypowiedzi pomijam, gdyż stała się ona rytuałem działalności dziennikarskiej.

Gdybym miał bawić się w złośliwości na poziomie większości osób znęcających się werbalnie nad posłem Górskim, napisałbym że oni sami w największym stopniu wykazali się postawą rasistowską. Uznali bowiem, że nazwanie Obamy "czarnym" jest dlań obraźliwe. Zapytałbym: wy, tacy antyrasiści, i widzicie coś ujmującego w tym, że ktoś jest czarnoskóry?

Pisząc nieco bardziej poważnie nadmienić muszę, iż niektóre metafory dotyczące nowego prezydenta USA tracą sens, gdy nie wspomni się o jego kolorze skóry. Jedną z ciekawszych przenośni dotyczących Obamy zawarł Benjamin Phillipe w swym tekście, zamieszczonym we "Frondzie". Zestawił on Mojżesza, który pochodził z ludu wykluczonego, lecz wychowywał się w pałacu faraona, zaś później powrócił do swego ludu, by go wyzwolić z Obamą, który był przedstawicielem środowiska wykluczonego przez "złą prawicę" z uwagi na kolor skóry, lecz został wychowany przez białych dziadków, zaś teraz wraca w roli oswobodziciela, kogoś kto wyprowadzi swój lud z rzekomego zniewolenia konserwatyzmem i religijną ortodoksją.

Teraz pozostaje nam wybierać między agresywną propagandą poprawności politycznej, wszędzie dostrzegającą rasizm i dla implikowania go komuś nie potrzebującej żadnych racjonalnych przesłanek, a interesującą paralelą publicystyczną.

Artur Górski posłużył się porównaniem do Mesjasza. Oprócz tego media oburzone były stwierdzeniem o "końcu cywilizacji białego człowieka". Mimo iż niefortunna, w sposób oczywista była to metafora, w której poseł utożsamił "cywilizację białego człowieka" z cywilizacją zachodnią.

Treść metafory jest łatwa do uzasadnienia. Otóż Obama zasłynął wypowiedzią, że "jeśli jego córka popełni błąd, to nie chce, by była ukarana dzieckiem". Ponadto, należał do Zjednoczonego Kościoła Chrystusa, który przychylnie odniósł się do zamachów 11 września, a także pochwala związki homoseksualne. Co więcej, w swojej autobiografii za największego mentora uznał człowieka, który należał do Amerykańskiej Partii Komunistycznej, finansowanej z pieniędzy Moskwy. Więcej dowodów? Wg restrykcyjnej wersji prawa koranicznego Obama jest muzułmaninem. Czy można sobie wyobrazić, co może wzbudzić większą nienawiść Al Kaidy niż „zdrajca islamu” stojący na czele państwa, uznawanego przez nią za największego wroga?

Zresztą, jak słusznie zauważył Rafał Ziemkiewicz, to nie diagnoza postawiona przez Górskiego tak rozzłościła lewicowo-liberalne media, ale jego ocena. Wartości, implikowane przez Górskiego Obamie są bowiem podzielane przez sporą część publicystów i inteligencji, tyle że nie zgadzają się oni z tym, że wprowadzenie ich w życie to "katastrofa". Czy nie dążą oni do zerwania z dominacją "białego mężczyzny", wspierając wszelkie ruchy kontr-kulturowe, np. feministyczne? Po wypowiedzi Górskiego nie doprecyzowali oni i nie skonkretyzowali swoich zarzutów. W istocie nie mają nic przeciwko skończeniu z „cywilizacją białego człowieka”, a Obamę poparli, bo obiecał wielkie zmiany. Zgadzają się z wielką częścią treści merytorycznej oświadczenia posła, tyle że nie utożsamiają się z jego opinią, dotyczącą określonych poglądów.

Co jeszcze charakterystycznego pojawiło się w medialnej nagonce na posła? Otóż, nie po raz pierwszy uwypukliła się pewna cecha, polegająca na stosowaniu daleko idących uogólnień przy udowadnianiu tezy w poszczególnych sytuacjach. Uogólnień, które zwykle nie znajdują zastosowania w sytuacji analogicznej, stosowane są niezwykle niekonsekwentnie, a ich treść jest w większym stopniu szabelką, służącą udowodnieniu poglądu w jednostkowej sytuacji, aniżeli rzeczywistym przekonaniem.

Ot, np. teza, że nie można oceniać kogoś przez pryzmat koloru skóry jest powtarzana z niezwykłą częstotliwością, gdy Obama spotyka się z krytyką, bo jest czarnoskóry, ale nie można już jej usłyszeć, gdy zwolennicy Obamy mówią, że głosują na niego, bo nie jest biały. Albo – wychodząc z liberalnego założenia, że ludzi należy traktować indywidualnie i nie można wyciągać żadnych wniosków ze wskaźników o wyższym poziomie przestępczości wśród osób o czarnym kolorze skóry, jednocześnie krytykuje się owego „białego człowieka” za kolonializm i prześladowanie czarnoskórych, czyniąc tym samym absurdalne uogólnienie.

Podsumowując, uczciwa debata polityczna będzie możliwa tylko wówczas, gdy jej strony wyzbędą się wartościowania estetycznego, czy reakcji na impulsy niczym pies Pawłowa, a nauczą rzetelnego, obiektywnego oraz niezależnego od uprzedzeń oceniania treści (nie za formy) całej wypowiedzi.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (7)

Inne tematy w dziale Polityka