Jachoo Jachoo
421
BLOG

Szczęście

Jachoo Jachoo Rozmaitości Obserwuj notkę 12

 

— Zawsze się zastanawiam, jak grać. Czy grać przez siebie, czy tworzyć postać?

(…)

— No i znów gram Wacława. Jak ja mam to grać, przecież ten Wacław, to kretyn!

— Przez siebie, zdecydowanie przez siebie!

W. Sikora, L. Jenek,

Kabaret Potem

 

Są wydarzenia, które zmieniają ludzi. Takie, które wpływają na nasze obecne zachowanie, na wydarzenia, na innych ludzi w naszym otoczeniu. Są też takie, które wpływają na całe nasze życie, które zmieniają nas tak drastycznie, że już nigdy nie pozostajemy tacy jak wcześniej. Takich wydarzeń, które wpływają na nas krótkofalowo, na mniejszą skalę dzieje się codziennie całe mnóstwo. Wydarzenia, które zmieniają nas znacznie zdarzają się dużo rzadziej. Są takie sytuacje, że pewne nasze zachowania zostaną zmienione całkowicie, bo uratujemy się z wypadku, przeżyjemy śmierć kliniczną, zobaczymy czyjąś śmierć. Takie rzeczy wpływają na nas znacząco. Zmieniają nasze życie.

 

Mam przyjaciela, który otarł się o śmierć tak, że czuł jej oddech na karku. Wówczas zginął jego przyjaciel. Mój przyjaciel od tamtego czasu jest innym człowiekiem. Moim zdaniem dostał dar pomagania ludziom w sytuacjach tak trudnych, jak jego kiedyś. Wpłynęło to również na jego wiarę w Boga. Ta stała się o wiele dojrzalsza, prawdziwsza. To nie jest człowiek formowany w kościele, w jakiejś organizacji kościelnej. Nie. To jest człowiek, który został uformowany przez cud.

 

Mam przyjaciółkę, która była bardzo szumną dziewczyną, roześmianą, kontaktową, dogadującą się z ludźmi. Twarda dziewczyna – słuchająca metalu, kreująca się na Metala, w razie gdyby co, to ja bym nie chciał od niej po łbie dostać. Tak na oko… Tylko, że jak ludzie przestawali z nią gadać, bo akurat kończył się temat, to siedziała z boku, smutniała od razu, powiedzmy – poważniała. Nie to, że była wyalienowana. Na pierwszy rzut oka nie. Siedziała w tym towarzystwie, gadała z tymi ludźmi. Ale chyba tylko ja widziałem, że faktycznie jest gdzie indziej. Pewnego dnia zacząłem z nią rozmawiać. Nie, nie w szkole. Tam się nie dało. Ja już od lat jestem przykładną klasową ofiarą (nie przeszkadza mi to zbytnio, swoje wiem, tego się trzymam, zlewam to, że się ze mnie nabijają czy coś…), zatem nie mogłem tak po prostu podejść do dziewczyny obracającej się w śmietance klasowej i zacząć z nią poważnie rozmawiać. Zwłaszcza, że owa niezbyt mnie lubiła. Ale obecnie nie trzeba się kontaktować twarzą w twarz, żeby nawiązać nawet bliskie kontakty przyjacielskie. Zagadałem na gadu, naszym, kochanym, polskim komunikatorze, który z każdą kolejną wersją przyprawia o coraz większe zaintrygowanie, dezorientację i furię! Ale nic to. Napisałem, zdziwiła się, i zdenerwowała, że zdobyłem jej numer gg. Rozmawialiśmy chwilę, niedługo zniknęła. Następnego dnia, w szkole wyraźnie mnie unikała. Tego dnia, przez Internet gadaliśmy trochę dłużej. Z każdym dniem było to jakby trochę sensowniejsze. Trochę sobie wymyślaliśmy. Raz mało jej nie usunąłem z listy kontaktów (cóż za zbrodnie musiała popełnić, nie?:)). Z każdym dniem rozmawiało nam się lepiej. Okazało się, że pojawia się tylko na godzinę z małymi haczykami, bo takie ma ramy ustalone przez rodziców. Z niewiadomych przyczyn (podobno dobrze słucham), zaczęła mi się zwierzać. A ja jej. Poznałem trochę jej historii. Zaskoczyło mnie to, jak bardzo może być skomplikowany człowiek w tak młodym wieku! Ile już może przeżyć. Starałem się jej pomóc. W wyniku tych naszych rozmów na gg (w szkole prawie nie gadaliśmy) staliśmy się sobie tak bliscy, że codziennie czekaliśmy tylko na to, żeby ze sobą wieczorem porozmawiać na gg. Podtrzymywaliśmy siebie nawzajem w trudnych chwilach życiowych (wiadomo, każdy młody człowiek ma swoje trudne chwile życiowe).

 

Jej życie zmieniła strata najlepszego przyjaciela. W przeciwieństwie do mojego Przyjaciela ona nie pomagała innym, nie wyciągała ich z deprechy spowodowanej podobnymi wydarzeniami lub wydarzeniami niosącymi namiastkę podobnych emocji. Sama potrzebowała takiej pomocy. Zamknęła się w sobie. Stworzyła postać twardej dziewuchy, której nic nie rusza, która nie musi szanować siebie i innych, bo wszystko olewa i wszystko po niej spływa. Potem spotkała mnie i okazało się, że ja umiem do tego, co ukrywa dotrzeć i to wyciągnąć, bo chcę jej pomóc. Nie byłem jeszcze jednym, który „leciał na jej cycki”, albo, który lubił z nią obgadywać innych ludzi. Ja w „twardej metalowej dziewczynie”, do której nie jeden przylepił już karteczkę z napisem „niezła suka” (przepraszam od razu, określenie jest potrzebne, żeby oddać klimat), zobaczyłem wrażliwą, zagubioną dziewczynę. Taką z niej wyciągnąłem. Moja Przyjaciółka zmieniła się drastycznie dwukrotnie, raz również po części dzięki mnie.

 

To zmieniło moich przyjaciół. Co tak gwałtownie wpłynęło na mnie? Myślałem nad tym ostatnimi czasy, z każdym dniem coraz więcej. Myślę, że najbardziej na moje życie wpłynęło poznanie właśnie Tych Ludzi. To Oni są „tym, co na zawsze zmieniło moje życie”.

Mój Przyjaciel nauczył mnie wielu przydatnych rzeczy. Między innymi również dogadywania się z dziewczynami. Nauczył mnie dyplomacji, retoryki, nauczył mnie jeszcze lepiej słuchać innych. Nauczył mnie dedukcji: jak rozumieć pewne słowa, czyny, gesty, co w nich wyczytać. Ale przede wszystkim nauczył mnie zaufania. Zmienił moje patrzenie na świat. Ufając mi pokazał mi jak ufać i wzbudzić szczere zaufanie.

Moja Przyjaciółka, choć to może podle zabrzmi, była mi polem do popisu w wielu z technik narracyjno retorycznych, których uczył mnie mój Przyjaciel. Wie o tym i całe szczęście nie ma mi tego za złe. Moja Przyjaciółka dała mi bardzo dużo wyrozumiałości w moich kłopotach i problemach, którymi ją zalewałem. Słuchała zawsze wszystkiego, co mówię, co ciekawe, słuchała tego uważnie, dzięki czemu nauczyła mnie mówić o swoich problemach. Zapamiętywała wszystko. Teraz wielokrotnie mnie zaskakuje cytując lub wyciągając jakiś przykład z tego, co ja jej mówiłem dawno temu. Nauczyła mnie „czytać w oczach” pokazując mi swoje, nie skrywając ich przede mną, jak dawniej. Nauczyła mnie kochać i być kochanym. Wiem, absurd, jak można nauczyć bycia kochanym, przecież albo się jest kochanym, albo nie. Ale błąd! To nie takie proste. Nauczyła mnie widzieć i przyjmować uczucie. Nauczyła mnie tego dając mi swoją i przyjmując moją miłość.

 

Moi przyjaciele zawsze pozostaną nimi w moim sercu i mam nadzieję, że również na zewnątrz.

Moja Przyjaciółka jest moją dziewczyną.

Mój Przyjaciel… cóż. Jest moim przyjacielem. Ale też maczał w tym palce :)

(Tekst jest bardzo prywatny. Proszę o wybaczenie. Tak już jest, jak za dużo emocji w człowieku się kołacze)

Jachoo
O mnie Jachoo

Kontakt: gg: 11702857 ********** "Ale nasz Bóg - to nie ten ów żmudzki Chrystus Smutkialis, co siedzi z załamanymi rękoma, patrząc na narzędzia tortur - lecz Pan godów w Kanie galilejskiej, gdzie leje się potokami purpurowe wino krwi." Tadeusz Miciński, "Do źródeł polskiej duszy" ********** TROLOM Dziękujemy! (innymi słowy WON!)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości