Jacek Jaworski
Jacek Jaworski
Jack Mac Lase Jack Mac Lase
3095
BLOG

Hipoteza pulsującej Ziemi - czy mamy nieograniczone złoża helu, wodoru i metanu?

Jack Mac Lase Jack Mac Lase Nauka Obserwuj temat Obserwuj notkę 26

Pulsating Earth - English version

image


O naszej planecie niby dużo wiemy. Przedstawiony powyżej rysunek przekroju Ziemi został zaczerpnięty z portalu ziemianaszaplaneta. Są miliony książek i artykułów naukowych na temat powstania Ziemi, jej budowy, warstw geologicznych, wypiętrzania się gór i powstawania oceanów, wulkanizmu itp. A w zasadzie niewiele wiemy. Większość to są przypuszczenia i czyste spekulacje. Nie wiemy nawet co jest na dnie oceanów, nie mówiąc o tym co jest kilka czy kilkanaście kilometrów pod naszymi stopami. Najgłębiej dokopali się Rosjanie na lądzie na Półwyspie Kola i na Morzu Ochockim. Okazało się, że już na kilku kilometrach pod naszymi stopami Ziemia jest trochę inna niż nam podaje oficjalna nauka podparta badaniami sejsmicznymi i wyliczeniami teoretycznymi. I co znaleziono na Półwyspie Kolskim ? Za portalem "Crazy Nauka":


"Dowiercono się aż do skał z archaiku, sprzed 2,5 mld lat. Bardzo się zdziwiono stwierdzając, że na 7 km, gdzie spodziewano się (na podstawie badań sejsmicznych) granicy między granitem a bazaltem nie ma wcale bazaltu, a granit zmienia się pod wpływem temperatury i ciśnienia. Okazało się też, że na tej głębokości mnóstwo jest wody, która penetruje skały. Ta woda nigdy nie wypływa na powierzchnię. Na głębokości niemal 7 kilometrów Rosjanie odkryli mikroskopijne skamieliny 24 różnych gatunków od dawna wymarłych jednokomórkowych organizmów. I jeszcze wodór – błoto wydobywające się z odwiertu było nim wysycone tak, że zachowywało się jak gazowana woda po odkręceniu butelki…"


No właśnie, jak to się stało, że osady sprzed 2,5 mld lat znalazły się na tej głębokości? Chyba zostały przysypane, bo zdaje się, że w tamtej okolicy płyty kontynentalne nie są tak cienkie, że gdy jedna z płyt wsunie się pod drugą , to już na 7 kilometrach można się do niej dokopać. Chyba, że to były dwie płyty oceaniczne, których średnia grubość jest, według Wikipedii ,7 km. Płyty kontynentalne są średnio grube na 40 kilometrów.

Badania głębszych warstw Ziemi polegają głównie na badaniach sejsmicznych. Schematyczny sposób pomiarów przedstawiony jest na poniższym rysunku zaczerpniętym z książki Leszka Baranieckiego i Władysława Skrzypczaka "Geografia Fizyczna (Ogólna i Polski)". 


image


Na podstawie badań określono kolejne warstwy z których składa się Ziemia (rysunek poniżej z tej samej książki).


image


Nie będę się specjalnie rozpisywał o litosferze, skorupie ziemskiej, płaszczu, nieciągłościach Gutenberga czy Mohorovičicia (Moho), astenosferze i innych, bo jest to dobrze opisane w internecie. Wspomnę tylko trochę o jądrze Ziemi. Według współczesnych poglądów składa się głównie z żelaza i niklu z domieszkami pewnych lekkich pierwiastków jak np. krzem.

Według rosyjskiego geologa dr Łarina w jądrze rozpuszczone są olbrzymie ilości wodoru.

Chciałbym się tu zająć skutkami procesów zachodzących we wnętrzu Ziemi na kształtowanie się powierzchni na której żyjemy, czyli głównie skąd się biorą góry i dlaczego kontynenty pasują do siebie jak puzzle.

Obecnie dominuje koncepcja tektoniki płyt, która wyparła hipotezę puchnącej Ziemi. W hipotezie tektoniki płyt chodzi głównie o to, że cienka w porównaniu z rozmiarami Ziemi litosfera unosi się na ciekłej astenosferze jak kożuch na mleku. Wszelkie przepływy materii w płaszczu ziemskim wpływają na ruch płyt.

Koncepcja puchnącej Ziemi mówi, że ekspansja dna oceanicznego powoduje stały wzrost promienia Ziemi. Generalnie nie wiadomo dlaczego nasza planeta miałaby zwiększać swoją objętość. jedna z hipotez mówi, że Ziemia rozszerza się dzięki dodatniemu bilansowi cieplnemu we wnętrzu planety. Inna koncepcja głosi, że ziemskie jądro na początku miało bardzo dużą gęstość i teraz się rozpręża. Inny pomysł mówi, że stała grawitacji maleje i dlatego planeta zwiększa rozmiary.

Jest jeszcze trzecia hipoteza wyjaśniająca formowanie się gór, już dzisiaj zapomniana - kontrakcji. Generalnie chodziło w niej o to, że Ziemia ochładzając się kurczy się i marszczy jak wysychająca pomarańcza lub jabłko.

W 2013 roku Japończycy opublikowali pracę na temat rosnąco - kurczącej się Ziemi. W ogólnym zarysie Ziemia najpierw trochę spuchła, a potem trochę się skurczyła.

Chcę teraz zaprezentować teraz moją teorię łączącą powyższe trzy w jedno, czyli hipotezę pulsującej Ziemi.

Aby wyjaśnić tę koncepcję zacznijmy od formowania się gwiazd. Teorię tworzenia się gwiazd i pierwiastków przedstawię bardzo skrótowo. Na początku był wodór, jak to kiedyś odkrywczo stwierdził Hoimar von Ditfurth, który tworzył obłoki kosmiczne. W wyniku pewnych fluktuacji kosmiczny obłok wodoru zagęszcza się aż do momentu, gdy zaczną zachodzić w nim reakcje termojądrowe, czyli powstanie nowa gwiazda. Wodór będzie "spalał" się do helu, hel do berylu. Z berylu powstanie tlen, z berylu i helu zostanie utworzony węgiel. W kolejne fazie życia gwiazdy węgiel spala się do neonu, tlen do krzemu i tak różne reakcje syntezy prowadzą do stabilnego jądra żelaza, Powstanie jąder żelaza kończy etap syntezy. Paliwo w gwieździe zostało wypalone. Cięższe pierwiastki mogą powstać tylko przez dostarczenie jądrom energii, czyli przez kosmiczny wybuch np. supernowej. W trakcie wybuchu zostaje odrzucona zewnętrzna powłoka gwiazdy unosząc zsyntezowane pierwiastki i kreując nowe - cięższe, a wnętrze zapada się do czarnej dziury lub gwiazdy neutronowej. Tak jest w przypadku masywnych gwiazd. Lżejsze gwiazdy kończą syntezę na na węglu i tlenie i odrzucają zewnętrzną powłokę tworząc mgławicę planetarną, a gwiazda przemienia się w białego karła. Nasz układ słoneczny powstał, krótko mówiąc, z z mgławicy, która znalazła się w zasięgu rażenia supernowej, która wybuchła w okolicy. Wybuch supernowej spowodował zaburzenia gęstości obłoku gazowego, dzięki czemu mogło powstać słońce i planety, a także dostarczył ciężkie pierwiastki do układu. Cięższe pierwiastki zgromadziły się bliżej protosłońca tworząc planety wewnętrzne, lżejsze - odleciały w dalsze rejony nowo formującego się układu słonecznego. Ważnym punktem jest wysoka temperatura w okolicy protosłońca - około 2000 Kelwinów. W dalszych rejonach było chłodniej, np. w rejonie Plutona było to już około 20 Kelwinów. Czyli protoziemia była w obszarze wysokiej temperatury i prawdopodobnie była w fazie płynnej. Dzięki temu mogła zajść segregacja grawitacyjna pierwiastków i ciężkie pierwiastki opadły do centrum Ziemi. Prawdopodobnie w jądrze protoziemi nie znalazło się głównie żelazo czy nikiel, a uran, pluton, neptun i inne ciężkie pierwiastki przechwycone z mgławicy eksplodującej superowej.

Patrząc na poniższy wykres zależności gęstości materii Ziemi od głębokości zaczerpnięty z wyżej wspomnianej książki panów Leszka Baranieckiego i Władysława Skrzypczaka "Geografia Fizyczna (Ogólna i Polski)" widzimy, że gęstość gwałtownie wzrasta na granicy jądra zewnętrznego i mezosfery i wynosi około 11 g/cm3, a na granicy jądra zewnętrznego i wewnętrznego gwałtownie wzrasta aż do 14 g/cm3 w centrum jądra. 


image


I teraz zastanówmy się. Zakłada się, że jadro składa się z żelaza, a gęstość żelaza w warunkach normalnych wynosi 7,9 g/cm3. Wiemy też, że jądro jest ciałem stałym i temperatura ta panująca wynosi 6000 st. C. Wiemy, że żelazo w fazie stałej rozszerza się z temperaturą, czyli jego gęstość maleje. Według danych z powyższego rysunku gęstość żelaza w jądrze powinna być dwa razy większa niż na powierzchni, czyli w jednostce objętości powinno się zmieścić dwa razy więcej atomów niż normalnie. To znaczy, że odległości pomiędzy atomami powinny się zmniejszyć jak trzeci pierwiastek z 2, czyli około 1,26 raza. Oczywiście ciśnienie panujące w sercu Ziemi jest ogromne i wynosi ok. 400 GPa, czyli jest 4 miliony razy większe niż na powierzchni planety. Ale siły elektrostatyczne utrzymujące atomy w określonych odległościach od siebie są również niezwykle silne i są np. 2,3 *10^39 większe od sił grawitacyjnych. czyli o 39 rzędów wielkości większe. Być może to ciśnienie może okazać się zbyt małe, żeby sprasować atomy żelaza, aby osiągnęły dwukrotnie większą gęstość niż normalnie.

Zróbmy bardzo zgrubne oszacowanie. Nie będę używał jednostek, bo wszystkie obliczenia są przeprowadzone w układzie SI.​ Średnica atomu jest rzędu 10^(-10), a zatem przekrój atomu ma powierzchnię jest rzędu (3/4) * 10^(-20). Siła ciśnienia działająca na atom to iloczyn ciśnienia razy pole przekroju, czyli 4 * 10^ 11 * (3/4) * 10^(-20). Wynika, że siła ciśnienia działająca na atom jest rzędu 3 * 10^(-9). A teraz policzmy siłę Coulomba utrzymującą atom w sztywności i we właściwej pozycji w sieci krystalicznej. Odległość między jądrami atomów w sieci krystalicznej to około 10^(-10), kwadrat odległości to 10^(-20). Ładunek elementarny protonu i elektronu to 1,6*10^(-19), ich kwadrat to 2,6*10^(-38). Stała oddziaływań ładunków elektrycznych to w przybliżeniu 10^10. Czyli z prawa Coulomba liczymy siłę 10^10 * 2,6 * 10^(-38) /[10^(-20)] , czyli 2,6 * 10^(-28) * 10^20 i to wszystko wynosi około 2,6 * 10^(-8). Czyli siła ciśnienia jest o rząd wielkości mniejsza od siły Coulomba i atom nie ulega zgnieceniu. Oczywiście jest to przybliżenie bardzo zgrubne, bo zakłada działanie ciśnienia jak w skali makro. Nie uwzględnia zachowania atomów na poziomie mikro, czyli jak grupa atomów działa na inny atom, jak oddziałują na siebie powłoki elektronowe tych atomów, co z zasadą Pauliego itp. 

Konkludując nasuwa się prosty wniosek, że wewnątrz Ziemi jądro nie jest żelazowo - niklowe, a tworzą je pierwiastki dużo cięższe od żelaza jak np. uran czy tor.

Gęstość uranu to 19 g/cm3, toru - około 12 g/cm3, talu - 11,85 g/cm3, ren - 21 g/cm3, cezu - 18,79 g/cm3.

​Na Ziemi mamy cztery znane szeregi promieniotwórcze to znaczy cztery naturalne kaskady rozpadów jąder promieniotwórczych zaczynających się na niestabilnym jądrze, które rozpada się tworząc dalsze niestabilne jądra, i kończących się na jądrze stabilnym, nie ulegającym dalszym rozpadom.

Pierwszy to szereg uranowo - radowy przedstawiony na rysunku poniżej zaczerpniętym ze strony redbor.pl


image


Poniżej mamy tabele tego rozpadu zaczerpnięta z Wikipedii.


image


Kolejnym szeregiem jest szereg uranowo - aktynowy:


image


image


Trzecim szeregiem jest szereg torowy:


image


image


Czasem, w sprzyjających warunkach dochodzi do przekształcenia toru-232 w cięższy uran-233.


image


Ostatnim - czwartym szeregiem jest szereg neptunowy. W zasadzie nie występuje w przyrodzie, bo jego czas połowicznego rozpadu jest 2000 razy krótszy od przyjmowanego obecnie wieku Ziemi. 


image


image


Oprócz powyższych przemian mogą zachodzić spontaniczne rozszczepienia jąder na dwa jądra lżejsze o zbliżonych masach połączone z równoczesną emisją kilku neutronów. Lekkie jądra jak Be-13, H-4, He-5 rozpadają się z emisja pojedynczego neutronu. Również znane są procesy rozpadu z emisją protonu jak np. Li-5 rozpadający się do He-4 i protonu, czy Eu-131, Ho-141, Tm-145, Cs-112 rozpadające się z emisją protonu. Znany jest również proces rozpadu z jednoczesna emisją dwóch protonów - tak zwany rozpad dwuprotonowy odkryty przez grupę prof. Marka Pfütznera na Fe-45. Oprócz spontanicznego rozszczepienia jąder atomowych występuję rozszczepienie wymuszone zachodzące pod wpływem oddziaływania jądra z neutronem. Neutrony mogą być nie tylko produkowane w reakcjach opisanych powyżej ale również w reakcji jądrowej Be - 9 z He - 4, czego produktami są C - 12 i neutron, lub na drodze reakcji Be - 9 z kwantem promieniowania gamma, gdzie powstaje Be - 8 i neutron .

Poniższy rysunek zaczerpnięty z podręcznika Anny Kukuły "Repetytorium maturzysty - fizyka" ilustruje zjawisko rozpadu jądra pod wpływem neutronu.


image


Popisałem sobie o rozpadach jądrowych, ale co z tego wynika?

Otóż weźmy na przykład rozpad jądra U - 235 do Kr - 95 i Ba - 140. Atom uranu ma promień 175 pm, czyli 1,75 * 10 ^(-10) m, atom kryptonu - 88 pm, to jest 0,88 * 10^(-10) m, atom baru - 215 pm, to znaczy 2,15 * 10 ^(-10) m. Objętość zajęta przez atom jest proporcjonalna do sześcianu promienia. Obliczmy jak zwiększy się stosunek objętości zajmowanej przez atomy po rozpadzie do objętości atomu przed rozpadem:

(88^3 + 215^3)/(175^3) = 1,9815

Czyli objętość zajmowana przez atomy po rozpadzie jest prawie dwukrotnie większa od objętości atomu przed rozpadem.

Jeśli weźmiemy dla przykładu pierwszy szereg promieniotwórczy czyli uranowo - radowy, to tam uran 238 rozpada się poprzez emisję 8 cząstek alfa do ołowiu 206. Cząstki alfa zaraz po rozpadzie przechwytują elektrony i zmieniają się w jądra helu. Więc po całym procesie z jednego jądra uranu otrzymujemy jądro ołowiu i osiem jąder helu. Według wcześniej stosowanego wzoru obliczymy objętości atomowe, zsumujemy promień ołowiu i ośmiu atomów helu i podzielimy przez promień atomu uranu. Promień atomu ołowiu to 180 pm, helu - 31 pm.

(180^3 + 8 * 31^3)/(175^3) = 1,13266

​Po tej kaskadzie rozpadów otrzymujemy atomy o sumarycznej objętości o 13% większej niż objętość atomu wyjściowego.

Jeśli taki proces zachodzi w jądrze ziemi, to jądro zaczyna pęcznieć i to z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze produkty rozpadu zajmują więcej miejsca, po drugie reakcja jest egzotermiczna i podgrzewa otoczenie. Większość substancji pod wpływem ciepła rozszerza się.

Hel ma mały promień atomowy, jest gazem szlachetnym i łatwo dyfunduje przez materię. Hel i wodór z rozpadów jądrowych zachodzących w jądrze Ziemi wędrują sobie w górę rozprężając się i zwiększając swoją objętość. Wiem, że równanie Clapeyrona dla gazu doskonałego słabo się sprawdza przy tych ciśnieniach, ale może być bardzo dużym przybliżeniem. Możemy na jego podstawie oszacować jak zwiększy się objętość wodoru i helu przy przejściu z centrum jądra wewnętrznego na zewnątrz jądra zewnętrznego. W centrum jądra wewnętrznego szacowane ciśnienie wynosi około 400 GPa i maleje na granicy zewnętrznej jądra zewnętrznego do 150 GPa. Analogicznie temperatura spada z 6000 K do 4500 K. Załóżmy, że objętość helu w jądrze wewnętrznym wynosi 1. Równanie gazu doskonałego mówi, że iloraz iloczynu ciśnienia razy objętość przez temperaturę jest stały, tak więc mamy:

(400 * 1)/6000 = (150 * x)/4500

2/30 = x/30

x = 2

Z gruba licząc wodór czy hel opuszczając jądro zewnętrzne będzie miał dwukrotnie większą objętość niż w centrum Ziemi. Oczywiście takie obliczenia można przeprowadzić przy założeniu, że atomy helu i wodoru tworzą większe skupiska przemieszczające się w górę. Jeśli atomy powyższych gazów prześlizgują się pojedynczo pomiędzy innymi atomami jądra ziemskiego, czyli dyfundują, to takie obliczenia zupełnie nie mają sensu.

Wodór wędrując przez warstwy Ziemi zawierające tlenki może tworzyć wodę wypierając metale o dodatniej eletroujemności i wypierać z tlenków niemetale słabiej wiążące się z tlenem niż on. O tym, że woda może się tworzyć na dużych głębokościach w płaszczu Ziemi informują nas np. portale:

naukawpolsce.pap.pl:

"Jak sugerują komputerowe symulacje naukowców z University of Saskatchewan, głęboko w płaszczu Ziemi, w temperaturze około 1400 stopni Celsjusza i pod ciśnieniem 20 tys. razy większym od atmosferycznego, krzemionka (tlenek krzemu) może reagować z wodorem, dzięki czemu powstaje ciekła woda i wodorek krzemu (SiH4). Woda pozostaje uwieziona w kryształach tworzących skałę, ponieważ nie przenika przez nią tak łatwo jak wodór.Nowo powstała woda może się znajdować pod tak wielkim ciśnieniem (do 200 tys. razy wyższym od atmosferycznego), że prawdopodobnie odpowiada za tajemnicze wstrząsy, powstające na głębokości setek kilometrów pod powierzchnią Ziemi. Dochodzi do nich, gdy uwieziona w skale woda w końcu się uwalnia. Z czasem może wydostać się na powierzchnię – na przykład wraz z magmą wyrzucaną przez wulkany."

i tvnmeteo.tvn24.pl:

​"To odkrycie może pomóc wyjaśnić pochodzenie wody na naszej planecie, a co za tym idzie - pochodzenie życia. Według najbardziej znanej obecnie teorii źródłem - nomen omen - wody dla Ziemi mogła być asteroida lub kometa. Łączy się to z przypuszczeniem, że pierwotne wewnętrzne obszary Układu Słonecznego były zbyt nieprzyjazne dla wszelkiego rodzaju wody, bo intensywne światło ultrafioletowe emitowane przez młode Słońce rozbijało jej cząsteczki, pozbawiając je wodoru."

a także ​crazynauka.pl:

"Tworząca się pod ziemią woda poddawana jest tak wysokiemu ciśnieniu, że to właśnie ona może być przyczyną niewyjaśnionych do tej pory trzęsień ziemi powstających setki kilometrów pod powierzchnią globu. Tak wynika z symulacji komputerowych przeprowadzonych przez badaczy z University of Saskatchewan w Kanadzie i University College Dublin w Irlandii. Symulacje te pokazują, że w płaszczu górnym ciekły wodór reaguje z kwarcem, minerałem będącym najczęściej występującą i najbardziej stabilną formą związków krzemu w tej warstwie Ziemi. Kanadyjscy i irlandzcy badacze uwzględnili w swoich symulacjach rozmaite wartości temperatury i ciśnienia na głębokości od 40 km do 400 km. Okazało się, że reakcja zachodzi wtedy, kiedy temperatura w górnym płaszczu sięga 1400 st. C, a ciśnienie jest 20 tys. razy większe niż to na powierzchni. W tych piekielnych warunkach ditlenek krzemu wchodzi w reakcję z ciekłym wodorem. W efekcie powstaje woda w stanie ciekłym oraz wodorek krzemu.

Tę hipotezę postawili już w 2014 roku japońscy naukowcy z Uniwersytetu Tokijskiego".

Oczywiście wodór na drodze swojej wędrówki w górę będzie napotykał węgiel i jego związki. Przechwytując węgiel będzie tworzył metan i inne węglowodory.

I co z tego może wynikać?

​Jądro zewnętrzne jest płynne i w nim, zgodnie z prawem Henry'ego gazy powinny się w nim rozpuszczać . Dla ustalonej temperatury ilość rozpuszczonego gazu jest proporcjonalna do ciśnienia. Dla gazów doskonałych dochodzi jeszcze odwrotna zależność od temperatury. Znaczy to, że więcej gazu rozpuszcza się jeśli ciśnienie jest większe i temperatura niższa. Sprawa z obliczeniami komplikuje się, bo gdy mamy określoną liczbę cząstek gazu do wzoru dochodzi jeszcze objętość gazu, która się zmienia z temperaturą i ciśnieniem.

Patrząc na rysunek ilustrujący zależność temperatury od głębokości i ciśnienia od głębokości widzimy, że temperatura w jądrze zewnętrznym nie spada tak szybko jak ciśnienie wraz z unoszeniem się do górnej granicy jądra zewnętrznego. Czyli może się okazać, że więcej gazów rozpuszcza się w górnej strefie jądra zewnętrznego niż w dolnej. Górna część jądra może być magazynem gazów produkowanych przez jądro Ziemi. Ale oczywiście do czasu. Po przekroczeniu rozpuszczalności granicznej zaczną tworzyć się bąbelki gazów chcące wydostać się wyżej do płaszcza Ziemi. O płaszczu Ziemi niewiele wiemy. Nawet nie wiemy czy jest płynny czy stały. Zakłada się jakąś jego plastyczność. Wiemy tylko, że astenosfera - najbardziej zewnętrzna warstwa płaszcza położona tuż pod litosferą, jest płynna. Tu też może magazynować się rozpuszczony hel, wodór i metan, który jest produkowany w drodze w górę.

I jaki obraz nam się z tego wyłania?

W jadrze produkowany jest wodór, hel, krypton i inne atomy w procesie rozpadu jądrowego. Atomy te (w większości gazów - wodór, hel, krypton)) mając większą objętość niż atomy wyjściowe rozpychają jądro wewnętrzne. Oczywiście, gdy jądro zwiększy swoją objętość, to wszystkie warstwy leżące powyżej rozciągną się. Następnie te atomy dyfundują do jądra zewnętrznego, gdzie mogą się rozpuścić w jego płynnej masie początkowo nie zwiększając jego objętości. Po przekroczeniu rozpuszczalności krytycznej może dojść do powstawania bąbli gazów, coś na kształt gotowania się wody, które będą rozpychać jądro zewnętrzne zwiększając jego objętość. Warstwy powyżej znowu się rozciągną. Następnie atomy będą dyfundować przez płaszcz ziemski. Oczywiście będą wypełniać głównie wakancje i przestrzenie międzywęzłowe, ale i tak spowoduje to w pewnym momencie zwiększenie objętości płaszcza. Dalej atomy dojdą do ciekłej astenosfery, gdzie będą mogły rozpuścić się w niej bez zwiększania jej objętość, ale, jak to było w przypadku jądra zewnętrznego, tylko do pewnego stężenia granicznego, powyżej którego gazy już nie będą rozpuszczane i powtórzy się sytuacja jak kilka warstw niżej, tylko już w bezpośredniej bliskości litosfery, co może skutkować rozerwaniem litosfery i gwałtownym wypływem gazów takich jak hel, metan, wodór. para wodna w atmosferę ziemską. I teraz możemy rozróżnić dwa przypadki:

Jeżeli proces produkcji gazów w jądrze, przemieszczania się ich w górę i wydzielania do atmosfery jest ciągły i jednostajny, to ubytek gazów poprzez wydostanie się ich do atmosfery będzie kompensowany ich produkcją w jądrze i Ziemia będzie miała stalą wielkość.

Jeśli procesy rozpadów promieniotwórczych w jądrze będą przyspieszać i zwalniać, lub przemieszczanie się produktów rozpadu w kierunku litosfery będzie niejednostajne, to objętość Ziemi będzie fluktuować, to znaczy nasza planeta będzie pulsować. Wiemy już jak Ziemia będzie się rozszerzać. Teraz prześledźmy sytuację gdy będzie się kurczyć. Po osiągnięciu punktu krytycznego dla rozszerzania się planety skorupa ziemska zacznie pękać i wodór, metan i para wodna będą gwałtownie wypływać z litosfery. I teraz mogą zajść dwa przypadki. Jeśli te gazy wystrzelą w towarzystwie gorącej lawy, to zgodnie z efektem Joule’a-Thomsona będą się jeszcze bardziej rozgrzewać podgrzewając atmosferę. Gdy wytrysną z ziemi w miarę chłodne, to zgodnie z powyższym efektem, mogą ochładzać atmosferę doprowadzając do nagłych opadów śniegu i gradu. Oczywiście w czasie takiej erupcji powstawać będą chmury pary wodnej, w których zgromadzone będą ładunki elektryczne. Wyładowania atmosferyczne mogą podpalić wypływający z ziemi wodór i metan, co doprowadzi do zapłonu dużych objętości atmosfery, pożarów na powierzchni i gwałtownego spadku zawartości tlenu w atmosferze. Gdy gazy zaczną wydobywać się przez litosferę, to spadnie ciśnienie w astenosferze, co spowoduje z kolei burzliwy sposób wydzielania się w niej bąbli gazów kierujących się do powierzchni. To pociągnie za sobą odgazowywanie płaszcza Ziemi i w następnej kolejności - jądra. Zmniejszy się objętość jądra i płaszcza, co poskutkuje pomarszczeniem się skorupy ziemskiej.

Oczywiście gwałtownym erupcjom gazów towarzyszą trzęsienia ziemi, wybuchy wulkanów i gejzerów, zmiany klimatu itp. Zjawiska te mogą zachodzić cyklicznie powiększając i zmniejszając objętość Ziemi.

Czy mamy jakieś przesłanki potwierdzające ta hipotezę?

Pierwszą przesłanką może być cykliczne wielkie wymieranie gatunków. W dziejach życia zanotowano pięć takich wielkich wymierań.

Inną przesłanką mogą być wielkie rozmiary dinozaurów. Wiemy, że w obliczeniach siły grawitacji pochodzącej od kuli możemy, dla ułatwienia obliczeń, zredukować kulę do punktu w jej środku skupiającego całą masę tej kuli i liczyć siłę dla odległości od tego punktu centralnego do obiektu na który ta siła działa. I teraz, siła grawitacji jest odwrotnie proporcjonalna do kwadratu odległości pomiędzy ciałami. Jeśli na przykład dinozaury chodziły po Ziemi, której promień był 1,5 raza większy niż obecnej Ziemi, to siła na nie działająca była 1,5^2 raza mniejsza, czyli 2,25 raza mniejsza i w takim przypadku ich wielkie rozmiary nie dziwią. Chociaż, prawdę rzekłszy, nie jestem pewien, czy Ziemia mogłaby się aż tak rozciągnąć. Ale to był tylko przykład poglądowy.

Kolejną może być hipoteza cyklicznych katastrof, która mówi, że co jakiś czas następują globalne katastrofy jak potopy (wytrysk wody z głębin), nagłe zamarznięcia zwierząt z nieprzetrwionym jedzeniem w żołądkach (efekt Joule'a - Thomsona, czy uderzenia gorąca skądś z góry (objętościowy zapłon gazów w atmosferze).

​Morskie skamieliny na szczytach gór - w fazie napęczniałej Ziemi to miejsce było płytkim morzem, gdy rozpoczęła kontrakcja objętości planety dno morza zmarszczyło się i wypiętrzyły się góry.  

Prawdopodobnie kiedyś na powierzchni Ziemi było dużo mniej wody. Jest to upamiętnione w mitach południowoamerykańskich opisanych przez Cornellię Petratu i Bernarda Roidingera w książce "Kamienie z Ica", a także w mitach afrykańskich o czym mówił Credo Mutwa w rozmowie z Davidem Icke. Z tego wynika, że prawdopodobnie woda, co jakiś czas, wypływa nam z wnętrza Ziemi.

Podsumowując:

Hipoteza pulsującej Ziemi mówi, że jądro ziemskie składa się z pierwiastków promieniotwórczych rozpadających się do atomów, których sumaryczna wielkość jest większa niż atomu przed rozpadem. Atomy te są z reguły atomami lekkich gazów, które wędrując do powierzchni rozpychają kolejne wyższe warstwy. Reakcje jądrowe, przepływ do powierzchni gazów i ich uwalnianie do atmosfery nie przebiega jednostajnie, co powoduje fluktuacje objętości planety, rozszerzanie się i marszczenie litosfery.

Konkluzja

Jeśli powyższa hipoteza jest prawdziwa, to ludzkość dysponuje nieograniczonymi zasobami wodoru i węglowodorów jako paliw, (wliczając w to ogniwa paliwowe i elektrownie termojądrowe), surowców dla przemysłu chemicznego i innych. Hel, dzięki dużej obfitości, może być użyty do transportu powietrznego. Olbrzymie sterowce na niebie mogą zastąpić, choć częściowo, statki dalekomorskie. Hel może być wykorzystywany do budowy superwysokich drapaczy chmur (jako wypełnienie ścian) pomagając unieść konstrukcję, do budowania na dużych wysokościach platform do startu rakiet kosmiczny i wielu innych zastosowań. 


I jeszcze jedno:

zgodnie z tą hipotezą poziom oceanów nie podnosi się z powodu globalnego ocieplenia, tylko z dopływu wody z głębin.

Jestem Krakusem

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Technologie