Jack Mac Lase
Jack Mac Lase
Jack Mac Lase Jack Mac Lase
97
BLOG

Jak tworzy się historię?

Jack Mac Lase Jack Mac Lase Rozmaitości Obserwuj notkę 3
Spieramy się o różne fakty historyczne, a być może one nigdy nie zaistniały, bo historia została sfabrykowana.

Jeżdżąc trochę po świecie zauważyłem, że kraje mają własne historie i każda z nich nie jest kompatybilna z historią sąsiadów. Na przykład pracując w Niemczech dowiedziałem się od Niemców, że w 1939 roku Polska robiła prowokacje wobec Niemiec, żeby skłonić Hitlera do ataku. Myślałem, że żartują, ale mówili poważnie. Teraz widząc, co wyrabiają polskie władze wobec Rosji i Białorusi, dochodzę do przekonania, że to co mówili Niemcy mogło być prawdą. Pracując w Japonii usłyszałem historię wojny amerykańsko - japońskiej zupełnie różną od narracji anglosaskiej, którą my przyjmujemy za prawdę. Na Filipinach dowiedziałem się, że obóz koncentracyjny Auschwitz wyzwolili Amerykanie. W pewnym momencie zacząłem się zastanawiać kto właściwie wygrał, a kto przegrał II wojnę światową. Napisano miliony książek, artykułów i nakręcono tysiące filmów. Niby wszystko wiadomo, a jednak nie. Oficjalnie wiemy, że zwycięzcami byli: ZSRR, USA, Wielka Brytania i Francja, a głównymi przegranymi: Niemcy i Japonia. Ale jak się bliżej przyglądnąłem zagadnieniu, to sprawa zaczęła wyglądać zgoła inaczej. Według sztucznej inteligencji:



image



Liczby ludności na rok 1939 w Wielkiej Brytanii nie udało mi się znaleźć, ale znalazłem największą liczbę ludności jaką osiągnęło imperium brytyjskie (gdzieś około roku 1925) - 425,4 mln ludzi. Wtedy liczba ludności na świecie wynosiła około 2ch miliardów. Czyli co piaty mieszkaniec Ziemi mieszkał w imperium Brytyjskim. Przeliczając to na obecną liczbę ludności Wielka Brytania powinna liczyć około 1,6 miliarda ludzi, a liczy niecałe 70 milionów. Obecna powierzchnia Wielkiej Brytanii to 244 820 km². Widać gołym okiem, że druga wojna światowa uruchomiła procesy w wyniku których Wielka Brytania poniosła największe straty terytorialne i ludnościowe spośród wszystkich państw zaangażowanych w tą wojnę. Podobnie jest z Francją. Francja do drugiej wojny światowej była drugim największym imperium świata. Wygląda na to, że największymi przegranymi były Anglia i Francja, a nie Niemcy i Japonia. Spójrzmy teraz na wygranych i przegranych w tak podstawowej sprawie jak dostęp obywateli to czystej wody. O Rosji - spadkobierczyni Związku Radzieckiego nie będę pisał bo wiadomo jak jest. Porównam przegranego - Niemcy ze zwycięzcą - USA. Najpierw Niemcy.



image



A teraz USA:



image



To kto właściwie wygrał, a kto przegrał II wojnę światową? Kiedyś napisałem artykuł mówiący, że Niemcy po stu latach wygrali I wojnę światową. Być może II wojna nadal trwa?

Mimo milionów, jeśli nie miliardów, badań, artykułów książek, filmów, wypowiedzi mądrych osób, prac magisterskich, doktoratów, habilitacji do tej pory tak na prawdę nie wiemy kto wygrał, a kto przegrał II wojnę światową, to co dopiero mówić o odleglejszych wydarzeniach. Bezpośrednie relacje możemy mieć od dziadków. Dziadkowie mogą nam powiedzieć, co opowiadali im ich dziadkowie. Czyli pamięć rodu może sięgnąć 100 - 150 lat wstecz. Co było wcześniej, to nie wiemy. Można nam wmówić wszystko. Ktoś powie, że przecież są kroniki, dokumenty itp. To teraz chciałbym przyjrzeć się bliżej możliwościom pozyskiwania danych z przeszłości.


Tradycja oralna, czyli przekazy mówione - wszelkie formy przekazywanej ustnie z pokolenia na pokolenie.

Weźmy takiego Aleksandra Wielkiego. Umarł w roku 323 p.n.e., a jego pierwsza biografia została napisana w I wieku naszej ery przez Kwintusa Kurcjusza Rufusa, czyli ponad 300 lat po jego śmierci. Przez ten czas istniała tylko tradycja mówiona. I teraz pytanie. Ile możemy powiedzieć o Tadeuszu Kościuszce opierając się tylko na przekazach rodzinnych, pamięci dziadków i pradziadków, a nie na tym czego uczono nas w szkole? Ani chybi nic. Gdyby nie było szkoły, to pewnie ktoś połączyłby szewca Skubę z Janosikiem i Wyrwidębem i otrzymałby Kościuszkę. I tyle byśmy o nim wiedzieli. A ten kto ustala szkolny program historii może sobie cokolwiek wpisać.


Tradycja pisana - kroniki, listy itp

​Czyli ktoś coś pisze, co gdzieś usłyszał lub wymyślił sobie. Ja też piszę wiele w internecie i pewnie za 1000 lat naukowcy uznają to za prawdę objawioną. W średniowieczu mnisi pisali kroniki. Taki mnich siedział w klasztorze, coś tam usłyszał od kupców, czy innym ludzi, którzy przychodzili do niego na plotki i pisał to w kronice. Z jakiś tajemniczych psychologicznych powodów ludzie bardziej wierzą słowu pisanemu niż mówionemu. Czyli jeśli powiem jakąś bzdurę, to wszyscy puszczą to mimo uszu, albo się zaśmieją. Ale jeśli tą samą bzdurę zapiszę, to część ludzi zacznie się zastanawiać, czy to nie jest prawda. I tak samo może być z kronikami. 


Artefakty

Przedmioty z dawnych czasów maja nas przekonać do pewnych wydarzeń historycznych. Przytoczę fragment posta który zamieściłem lata temu o Wielkiej Lechii:


"Ja się zastanawiam, co powiedzą o naszych czasach badacze, za na przykład 10 000 lat. Zwróćmy uwagę jak ubogi jest materiał archeologiczny sprzed 2- 3 tysięcy lat, szczególnie z terenów Polski. Co będzie za dziesięć tysięcy lat?

Obawiam się, że większość naszych współczesnych wyrobów do tego czasu nie będzie istnieć, bo wszystko obecnie ma być eko i musi być biodegradowalne. Coraz więcej ludzi po śmierci poddaje swoje ciała kremacji, więc szkieletów też nie będzie. Może się okazać, że masowy napływ emigrantów do Europy skłoni większość białej populacji do emigracji na inne kontynenty, na przykład do Afryki, której ludność właśnie licznie przybywa do Europy. Coraz mniej się teraz zapisuje na papierze, czy innych materiałach, a większość na dyskach komputerów, a jeszcze lepiej w chmurze. Może się okazać, że za 10 000 lat te zasoby będą niedostępne. Choćby z tego prostego powodu, że wtedy nie będzie się używało prądu elektrycznego, a ludzie będą posiadać komputery fotonowe zasilane światłem i prowadzące operacje logiczne za pomocą światła. Prąd elektryczny może nie być już potrzebny. Z prądem elektrycznym jest jak z pieniędzmi. W zasadzie nie potrzebujemy pieniędzy, tylko dobra, które za nie możemy nabyć jak jedzenie, ubranie etc. Pieniądze służą nam tylko do tego, żeby te dobra nabyć w czasie, gdy nam są potrzebne. Są jakby wygodnym rezerwuarem dóbr. To samo jest z prądem elektrycznym i energią elektryczną. Człowiekowi energia potrzebna jest w postaci światła, ciepła, ruchu. Energia elektryczna zupełnie do życia nie jest potrzebna, ale stosunkowo łatwo i wygodnie można ją przechowywać, transportować i zmieniać na inne formy energii. Może się okazać, że za jakiś czas światło zastąpi prąd elektryczny. Dzięki światłowodom łatwo je będzie transportować, w jakiś sposób zacznie się je magazynować i zmieniać na inne formy energii. Można sobie wyobrazić sytuację, że energia będzie magazynowana na orbicie okołoziemskiej w postaci rotujących mas, a następnie energia kinetyczna ich ruchu będzie przekształcana bezpośrednio na światło i laserami przekazywana na powierzchnię Ziemi, gdzie zostanie zamieniona na inne formy energii. Czyli za niedługi czas prąd elektryczny może pójść w zapomnienie.

Wyobraźmy sobie, że za 10 000 lat czarni archeolodzy mieszkający na terenie obecnej Polski znajdują smartfon Huawei. Nie będą wiedzieli do czego służył, bo prąd elektryczny tysiące lat wcześniej poszedł w zapomnienie. Prawdopodobnie okres na który będzie datowany ten smartfon nazwą kulturą smartfonów dotykowych i uznają, że ten obiekt archeologiczny służył kobietom z dalekiej przeszłości do przeglądania się podczas zabiegów kosmetycznych. Nie będzie to dalekie od prawdy.

Jeśli na smartfonie będą naklejone jakieś emotikony, to uznają, że ludność w tamtych czasach posługiwała się pismem piktograficznym. Oczywiście największe znaleziska Huawei będą na terenie obecnych Chin, więc przyszli archeolodzy dojdą do wniosku, że ludność zamieszkująca tereny obecnej Polski w dawnych czasach, czyli w czasach nam współczesnych była rasy żółtej.

To były rozważania na temat smartfona. A co będzie, gdy przyszli archeolodzy znajdą podziemną bazę rakietową np. na Krymie? Rakieta będzie stała, niezdatna do niczego, gdzieś pod jakąś kopułą, która dawno temu się otwierała, ale za 10 000 lat już otwierać się nie będzie. Pewnie dojdą do wniosku, że to była świątynia jakiegoś kultu fallicznego."


A teraz podam przykład z bliskiej przeszłości z archiwum mojej świętej pamięci mamy. Ona trzymała praktycznie wszystkie dokumenty. I wśród nich znalazłem "Policyjne zameldowanie" z czasów Generalnej Guberni. Poniżej jest meldunek z 1 listopada 1944 roku.  



image



Na meldunku jest jakaś czerwona pieczątka. I teraz meldunek z 10 lutego 1945 roku.



image



Na nim również jest czerwona pieczątka, tylko że już z innym napisem. Za 50 czy za 100 lat pieczątka wyblaknie i będzie nie do odczytania. I ktoś wtedy znajdzie ten dokument i powie: " Hola, hola, jak to Rosjanie wkroczyli do Krakowa 18 stycznia 1945 roku, jeśli ja mam dokument mówiący, że Generalna Gubernia funkcjonowała w najlepsze jeszcze 10 lutego 1945 roku."

Jasnym jest, że Miejsku Urząd Obwodowy używał niemieckich druków, bo nie miał jeszcze swoich. Ale przyszły odkrywca nie będzie o tym myślał, tylko będzie podważał panującą wersję dokumentem z dawnych lat.

​W dokumentach mojej mamy było świadectwo szkolne mojego dziadka z 1914 roku. Dziadek mieszkał w Tarnowie, który wtedy należał do Cesarstwa Austro - Węgierskiego. I jakie języki były używane w cesarstwie? 



image



Najważniejszym językiem był język niemiecki. A tu świadectwo mojego dziadka, jakby nie było dokument urzędowy, było napisane po polsku.



image



Mało tego, jako kraj zamieszkania została wskazana Galicja, a nie żadne Austro - Węgry.



image



I za kilkadziesiąt lat ktoś przejmie ten dokument i będzie się upierał, że w 1914 roku Cesarstwo Austro - Węgierskie już nie istniało, a Tarnów leżał w kraju o nazwie Galicja, gdzie mówiono po polsku.


Niekiedy mogło dochodzić do oszustw z różnych powodów. A to z pobudek patriotycznych, chęci sławy czy zarobku. Potem takie oszustwo bardzo ciężko jest zdemaskować, bo mnóstwo osób jest zainteresowanych, by nie wyszło ono na jaw. Weźmy najpierw historyczny przykład prawdopodobnego oszustwa, a później zajmiemy się hipotetycznymi przykładami.

Idol ze Zbrucza

Generalnie nie wiadomo kto go znalazł, kiedy i gdzie. Wiadomo, że w końcu znalazł się u Macieja Potockiego, który przekazał go Towarzystwu Naukowemu Krakowskiemu. Wątpliwości jest wiele:


"Na przykład poziom detali jest podejrzany. Zwraca też uwagę dobry stan zachowania, mimo rzekomego przebywania w rzece przez dziesięć stuleci. Jest też masa innych wątpliwych szczegółów (m.in. szabla, która nie przypomina słowiańskiej, czy obrączka nie stosowana przez dawnych Słowian).

Dlatego niektórzy badacze skłaniają się ku tezie, że posąg jest mistyfikacją na nurcie tendencji polskiego romantyzmu do gloryfikowania słowiańskości. Nie przypadkowym może być fakt, że w pobliżu miejsca odnalezienia posągu lubił się przechadzać Tymon Zaborowski, romantyczny poeta, który pisał o dawnych Słowianach"

National Geographic obstaje przy autentyczności posągu:


"„Przez niemal sto siedemdziesiąt pięć lat nikt nie był w stanie jednoznacznie dowieść fałszywości pogańskiego posągu. Jest to dla mnie jednym z najsilniejszych argumentów za jego autentycznością. Tego rodzaju mistyfikacje upadają zdecydowanie szybciej, zwłaszcza przy tak gigantycznym naukowym zainteresowaniu” – podsumuje Jakub Kuza."


Ale nie dodaje, że przez te lata nikt nie był zainteresowany by ujawnić oszustwo. W czasie, gdy posąg przybył do Krakowa mówienie, a tym bardziej wykazanie, że to jest fałszywka byłoby niepatriotyczne i można było być posądzonym o sprzyjanie zaborcom, a dodatkowo Towarzystwo Naukowe Krakowskie chciało wykazać się sukcesem. Potem nagromadziło się tyle prac naukowych i książek dowodzących oryginalności posągu, że udowodnienie czegoś przeciwnego graniczy z niemożliwością.

Oczywiście jest również taka możliwość, że to faktycznie jest starosłowiański posąg sprzed chrystianizacji Polski.

Oprócz pobudek patriotycznych lub chęci uzyskania sławy odkrywcy były oczywiście pobudki czysto finansowe.

Weźmy hipotetyczny przykład osiemnasto- czy dziewietnastowiecznego właściciela ziemskiego, który chce sprzedać jakąś część swojej ziemi, a nie może uzyskać za nią dobrej ceny. Wtedy na świecie panuje szał odkryć archeologicznych, a to w Grecji, we Włoszech czy w Egipcie. Dlaczego on by miał czegoś nie znaleźć na swojej ziemi, co podniosło by wartość gruntów? Zleciłby jakiemuś mincerzowi wytworzenie srebrnych monet, które stylizowane by były na staroarabskie, rzymskie czy greckie. zakopałby na swoim polu. Następnie po jakimś czasie kazałby, pod pretekstem jakiś tam prac ziemno - rolnych, przekopać grunt w tym miejscu. Oczywiście pod jego nadzorem. Chłopi znaleźliby monety i wieść by się rozniosła, że na tym polu ukryte są skarby. Cena gruntu by wzrosła, bo potencjalni nabywcy mieliby nadzieje znaleźć tam coś więcej, A i na sprzedaży "znalezionych" monet można by było coś zarobić. Monety trafiłyby do prywatnych kolekcji czy ośrodków nauki i badacze opisywaliby nowe rodzaje starożytnych czy średniowiecznych monet. Wytyczaliby nowe antyczne szlaki kupieckie itp. I wszyscy byliby zadowoleni. I nikt nie podważałby prawdziwości znaleziska, bo wszystkim zależałoby, żeby uznać je za prawdziwe. I tworzyłoby się nowe fakty historyczne, które nigdy nie zaistniały.

A czy w dzisiejszych czasach możliwe byłyby podobne oszustwa?

Jak najbardziej tak. Weźmy hipotetyczny przykład. Przedsiębiorca buduje hotel w Pieprzykowicach Górnych. Nikt tam nie przyjeżdża. Biznesmen ponosi straty. Więc co robi? Kupuje na Temu takie monety.



image



Albo takie:



image



A najlepiej takie:



image



Zakopuje te monety w jakimś okolicznym nieuczęszczanym miejscu i czeka powiedzmy rok. Po roku namawia grupę detektorystów, żeby przeszukali wskazaną przez niego okolicę, bo słyszał, że mogą tam być artefakty z II wojny światowej, a nawet z pierwszej. Detektoryści znajdują monety i zaczyna się. Przedsiębiorca namawia sołtysa Pieprzykowic Górnych, żeby nie oddawał nigdzie skarbu, tylko wybudował lokalne muzeum za pieniądze z Unii Europejskiej. Pieprzykowice występują o dotacje z Unii Europejskiej i innych źródeł pieniędzy na budowę muzeum, dróg i innej infrastruktury wokółmuzealnej. Archeolodzy piszą publikacje naukowe o tym odkryciu cytując się wzajemnie, aby podnieść swój indeks Hirscha. Występują o granty naukowe. Wytyczają nowy historyczny "jedwabny szlak" przechodzący przez Pieprzykowice Górne. Jakiś stary rozpadający się wychodek zakwalifikowany zostaje jako historyczna rezydencja bogatego chińskiego kupca. Powstają nowe prace naukowe na temat tej rezydencji. I teraz niech ktoś spróbuje odkręcić to wszystko i udowodnić, że monety zostały zakupione na Temu, a chińska rezydencja to stary wychodek. Zbyt wiele osób jest zaangażowanych w tworzenie fikcji, żeby to się udało. I w ten sposób powstanie nowa "prawda historyczna".


Oficjalna narracja historyczna nie pasowała już Heribertowi Illigowi, który zasugerował "czas widmowy" na okres miedzy VII, a X wiekiem:


"Illig argumentuje swoją tezę również faktem niedoboru dowodów archeologicznych datowanych na okres

614 - 911, na postrzeganych nieprawidłowościach przy datowaniu radiometrycznym i dendrochronologicznym oraz na nadmiernym poleganiu na źródłach pisanych historyków zajmujących się średniowieczem. Illig uważa także, że obecność architektury romańskiej w dziesiątym wieku jest dowodem na to, że minęło wtedy mniej niż pół tysiąclecia od momentu upadku cesarstwa zachodniorzymskiego, wnioskuje także, że okres Karolingów, w tym osoba Karola Wielkiego, jest mistyfikacją, dokonaną na zlecenie Ottona III i papieża Sylwestra II."


Fomienko i Nosowski również nie wierzą w datowanie radiowęglowe i dendrochronologiczne.:


"Fomienko jest jednym z autorów koncepcji manipulacji chronologią historyczną, zwanej Nową Chronologią. Fomienko twierdzi, że odkrył nowe metody empiryczno-statystyczne i ich zastosowanie do ustalenia, że ​​wiele wydarzeń historycznych nie odpowiada datom, w których powinny nastąpić. Na tej podstawie twierdzi, że cała historia starożytna (w tym historia Grecji, Rzymu i Egiptu) jest jedynie odbiciem wydarzeń, które miały miejsce w średniowieczu, a cała historia Chin i Arabów to wymysły jezuitów z XVII i XVIII wieku. Fomienko jest autorem, a niekiedy współautorem kilku książek analizujących kroniki historyczne, a także chronologię starożytności i średniowiecza. Twierdzi również, że Jezus żył w XII wieku n.e. i został ukrzyżowany na Wzgórzu Jozuego; że wojna trojańska i krucjaty były tym samym wydarzeniem historycznym; i że Czyngis-chan i Mongołowie byli w rzeczywistości Rosjanami, że ziemie na zachód od Trzynastu Kolonii, które obecnie tworzą Amerykański Zachód i Środkowy Zachód, stanowiły dalekowschodnią część „Imperium Syberyjsko-Amerykańskiego” przed jego rozpadem w 1775 roku, oraz wiele innych twierdzeń, które przeczą konwencjonalnej historiografii. Oprócz kwestionowania chronologii pisanych, Fomienko kwestionuje również naukowe techniki datowania, takie jak dendrochronologia i datowanie radiowęglowe"


Nie jest wykluczone, że maja rację.


Fomienko zwrócił uwagę, że do XVIII, a nawet w niektórych przypadkach do XIX wieku datę zapisywano trzema cyframi, a przed datą stawiano J, I albo J z ogonkiem na dole (J,) a nie 1. Pokazuję to na przykładach wieży kościoła Mariackiego w Krakowie i na starych monetach (oczywiście zakupionych na Temu).



image



image



image



Pomyślałem sobie, że skoro wszyscy wokół tworzą historię, to może i ja potworzę historię na własne potrzeby i na potrzeby moich potomków, że nie wypadliśmy krowie spod ogona, tylko mamy szlachetnych przodków. Najpierw sprawdziłem kiedy pierwszy raz pojawiło się nazwisko Jaworski. Gemini AI odpowiedział:



image



Najwcześniejsze wzmianki już mam, a teraz czy pomiędzy najstarszymi wzmiankami o Jaworskich, a mną był jakiś sławny przodek. No i jest, mam hrabiego w linii przodków:


"Nadany w Galicji 27 czerwca 1782 Józefowi Jaworskiemu, synowi Andrzeja Antoniego. Podstawą nadania tytułu był patent z 1775, pełniony urząd ziemski, tytuł barona (zob. Jaworski Baron). Wraz z nim, tytuł otrzymał jego brat, Gabriel."


Hrabia Jaworski miał poniższy herb:



image



Spytałem ChatGPT, czy jest historyczne połączenie miedzy Jackiem Jaworskim i Romanem Jaworskim, a którymś z hrabiów Jaworskich. ChatGPT wygenerował coś takiego:



image



Rodowód już mam. Srebrne pierścienie rodowe z herbem hrabiów Jaworskich też się pojawiły. ​



image



image



Jestem już hrabią. Przydałoby się zostać bohaterem. Mówisz i masz. Jest i szabla upamiętniająca moje bohaterskie czyny.



image





image



"Jackowi Jaworskiemu w uznaniu męstwa", jeśli ktoś nie mógłby się doczytać. Nie dość, że hrabia, to jeszcze bohater.

Może moje dzieci, jeśli będę je miał, mogą w to nie bardzo wierzyć. Ale wnuki i prawnuki będą przekonane o tym, że są z rodziny hrabiowskiej. Wiedząc, że w latach 20-tych XXI wieku była straszliwa pandemia i wielka wojna, bo tak ich będą uczyć w szkole, dorobią jakąś hagadę do dziejów rodziny i wyjdzie na to, że dziadek Jacek był nie lada kozakiem.

Jestem Krakusem

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Rozmaitości