JackMoss JackMoss
968
BLOG

Upieczemy Lachów!

JackMoss JackMoss Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 23

     Pierwszy raz o Zbrodni Wołyńskiej dowiedziałem się na początku 2003 r., kiedy wpadła mi w ręce książka o tych wydarzeniach. Wtedy to, podczas jednego ze spotkań grillowych u mojego kolegi z gdańskich Stogów, zacząłem czytać, znalezioną w jego biblioteczce, lekturę. Dziś już nie pamiętam ani tytułu, ani autora, ale to co przykuło moją uwagę, to skala okrucieństwa jaka dotknęła Polaków na kresach. Rok później dziadek mojej żony przy jednej z okazji opowiadał, jak to wraz ze swoim wujem przez dwie noce przedzierali się, aby dotrzeć do jedynego bezpiecznego miejsca w okolicy czyli do Włodzimierza Wołyńskiego. W miejscowych koszarach stacjonował garnizon niemiecki, więc nacjonaliści ukraińscy nie chcąc się bezpośrednio konfrontować z Niemcami, nie atakowali w mieście Polaków ściągających tu z pacyfikowanych okolicznych wsi. Dziadek wraz z wujem uratowali się być może tylko dlatego, że zostali zapakowani na pociąg i wysłani na roboty do Zachodnich Niemiec. Tam doczekali wyzwolenia przez Amerykanów.
     Od tamtej pierwszej opowieści dziadek, dziś już nieżyjący, wielokrotnie wspominał o życiu na kresach i o tym, jak po wielu latach doszło do przypadkowego spotkania z babcią (również mieszkanką Włodzimierza Wołyńskiego). O historii babci napiszę innym razem.
     Natomiast to,  co zawsze powtarzało się w opowieściach dziadka o Wołyniu, to była łuna ognia płonących polskich wsi . Niesamowity blask ognia powodował, że dziadek z wujem mieli wrażenie, że nocą widać ich tak samo dobrze jak za dnia. Ten obraz ognia musiał na zawsze wryć się w jego pamięć. W mojej świadomości pozostała natomiast ciekawość historii Polski na kresach.
    

     Wczoraj w związku z obchodami Narodowego Dnia Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów wziąłem udział w prezentacji Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku na temat powstania i zagłady Janowej Doliny – jednej z wielu zrównanych z ziemią polskich miejscowości na kresach. Wyjątkowo ciekawy materiał znajduje się w poniższym linku.


https://muzeum1939.pl/obchody-narodowego-dnia-pamieci-ofiar-ludobojstwa-dokonanego-przez-ukrainskich-nacjonalistow-na/aktualnosci/4629.html


     O skali okrucieństwa nie chcę pisać, bo każdy słyszący choć raz o Zbrodni Wołyńskiej wie, że bestialstwo było znakiem rozpoznawczym UPA. Zresztą w krótkim, bo zaledwie dziewięciominutowym  filmie „Powrót do Janowej Doliny” również jest o tym opowiedziane.


https://www.youtube.com/watch?v=YI9rFsCNeMI


     W historii Janowej Doliny zachwyca co innego. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości przystąpiono do odbudowy II Rzeczypospolitej. Do budowy nowych dróg i budynków potrzebny był bazalt, a w okolicy Janowej Doliny znajdowały się bardzo duże pokłady tego kamienia. Tak zaczęło rodzić się to wołyńskie miasteczko. Podobnie jak Gdynia powstało na pustkowiu i z niczego. W wypadku Janowej Doliny w samym środku lasu. Ale już od samego początku zadziwiało swoją nowoczesnością. Staranne planowanie: przemyślany układ ulic z główną aleją spacerową wyposażoną w ławki, klomby i kwiaty. Kino oraz hotel z pokojami dwuosobowymi – w tamtym czasie standardem były izby kilkunastoosobowe. Szkoła z podłogami wykładanymi linoleum, a na korytarzach źródełko czystej wody dla spragnionych uczniów. Na brzegu pobliskiej rzeki Horyń znajdowały się co najmniej dwie plaże wyposażone w podesty do tańca  z doprowadzonym radiowęzłem, dzięki któremu plażowiczom umilano czas muzyką. Amfiteatr, stadion piłkarski, komisariat policji, kaplica, sklepy Społem – wszystko to dopełniało bogactwa tego miejsca.

     Janowa Dolina była rozbudowywana i pewnie trwałoby to dalej, gdyby nie wybuch II Wojny Światowej. Najpierw sowiecka, a później niemiecka okupacja przerwały ten rozwój. Jednak całkowita zagłada Janowej Doliny nastąpiła w Wielkanocną Noc z 23 na 24 kwietnia 1943 r., kiedy to miejscowość została zaatakowana przez UPA. Tej nocy nacjonaliści postanowili zrealizować swoje zapowiedzi i spalić całą miejscowość, a Polaków wymordować.  Na rozrzucanych kilka dni przed akcją ulotkach napisane było: Upieczemy Lachów!


P.S. 1
Janusz Przymanowski – autor powieści „Czterej pancerni i pies” jako uczestnik wojny obronnej 1939 r. był więziony przez Sowietów i na pewien czas zesłany do pracy w kamieniołomie bazaltu w Janowej Dolinie. Nie przeszkodziło mu to w tym, aby uwierzyć w komunizm.


P.S. 2
22 lipca 2016 r. Sejm RP podjął uchwałę o upamiętnieniu ofiar i wyznaczeniu 11 lipca jako Narodowego Dnia Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów. Data 11 lipca 1943 r. przypomina o tzw. „krwawej niedzieli”, kiedy to Ukraińska Powstańcza Armia (UPA) dokonała skoordynowanego ataku na ponad 100 polskich miejscowości. W czasie akcji na Wołyniu i we Wschodniej Galicji zginęło około 100 tys. Polaków.

JackMoss
O mnie JackMoss

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura