Nie ulega wątpliwości, iż cały najbliższy tydzień świat żył będzie zawartością dokumentów opublikowanych przez WikiLeaks. Korzystając z ostatnich godzin przed odpaleniem bomby, chciałbym zwrócić uwagę na przecieki amerykańskiej administracji, które bezpośrednio nas już dotknęły i będą nas obciążać w najbliższej przyszłości.
Mam oczywiście na myśli fakt istnienia na terytorium RP "tajnych więzień CIA". Już w 2006 r. na potrzeby wewnętrznej polityki prezydent G.W. Bush ujawnił, iż "14 najważniejszych pojmanych członków al Kaidy było przetrzymywanych w tajnych więzieniach CIA poza granicami USA". Jestem pewien, że już wtedy po plecach Leszka Millera i Aleksandra Kwaśniewskiego przeszły ciarki. Informacje podane przez prezydenta USA były jednak na tyle ogólne, że z łatwością można było się przed nimi obronić. Tak właśnie było m.in. z dochodzeniem prowadzonym przez specjalną komisję Parlamentu Europejskiego.
Groźniejsze okazały się rozgrywki prowadzone w samych Stanach. Do kompromitacji sojuszników G.W. Busha włączyli się oficerowie CIA. Fakt wykorzystania zaufania europejskich partnerów do wojny demokratów z republikanami potwierdza miejsce wyciągania "brudów". Wszystkie najważniejsze przecieki ukazały się na łamach powiązanego z partią spod znaku osła gazetą NYT. To właśnie na jej łamach ukazały się słowa Jamesa Pavitta: "Amerykanie nie zdają sobie z tego sprawy, ale Polska jest 51. stanem USA".
Nikt mnie nie przekona, iż taką ilość szczegółowych informacji podanych przez osoby związane z amerykańskim wywiadem "puszczono" przypadkowo. Do tej pory nie znalazłem żadnej informacji, aby któryś z amerykańskich oficerów został oskarżony o ujawnienie tajemnicy państwowej. Dokładnie jednej z najważniejszych tajemnic Waszyngtonu, której ujawnienie mogło podważyć współpracę z najbliższymi sojusznikami, a nawet zagrozić ich bezpieczeństwu.
O szczegółach przesłuchań najważniejszych terrorystów w mazurskich lasach usłyszymy za pewne już niedługo. Dziwi mnie tylko zestaw polskich mediów drążących ten temat: GW, TVP i Rz. Na Litwie już dawno najważniejsze media przeszły do porządku dziennego nad faktem istnienia więzień w tym kraju. Argumentacja oczywista: litewska racja stanu. W RP liczy się "news" i chęć dokopania politykowi (lub jego szantażowania).
Na koniec kilka słów o WikiLeaks. Rzeczywiście amerykańska demokracja musi być wielka, a prawa obywatelskie silnym jej fundamentem, skoro J. Assange i inni międzynarodowi "poszukiwacze" prawdy mogą wciąż ujawniać tajemnice departamentów obrony i stanu. Nie będę wgłębiał się w szczególy, jak WikiLeaks otrzymuje setki tysięcy tajnych dokumentów (może wina nieszczelnego elektronicznego obiegu dokumentów :). Wypada jednak zastanowić się, komu służą te przecieki. Na początku podam popularną już tezę, iż jest to gra amerykańskich agencji, a jednym z celów jest ostateczne udowodnienie zagrożenia proliferacją BMR przez Iran. Sami państwo ją rozważcie. Kolejnym tropem może być narodowość osób związanych z "projektem": Australijczyk, Niemiec, Chińczycy. W ukrywanym zespole jest podobno także kilku Arabów. Fakt ujawnienia przez portal korespondencji Pekinu na temat masakry na placu Tian'anmen musiałby być jednak dużo kosztującą przykrywką dla ewentualnych chińskich tropów. Dla mnie najbardziej prawdopodobne argumenty prowadzą do Berlina lub Paryża. W interesie tych stolic było rozerwanie kontaktów "nowych państw NATO" z Waszyngtonem, zdemolowanie polityki "jastrzębi" i podważenie zaufania do strategicznego bilateralnego partnerstwa z USA. W projekt zaangażowani są przecież obywatele Niemiec, a przecieki jako pierwsze podają francuskie i niemieckie gazety.
Do niedawna obawiano się, iż wycieki lub zdrada tajemnic "zachodniej pólkuli" to domena polityków, urzędników i służb z państwy byłego bloku wschodniego. Nie bez racji, co udowodniła w ostatnich latach sprawa Hermana Simma. Dzisiaj o wyciek sojuszniczych "tajemnic" oraz "kuchni" międzynarodowej polityki oskarżane jest amerykańskie mocarstwo. Czy jest to jeden z symptomów jego upadku?
Wystarczy tych spekulacji. Poczekajmy do wieczora, a potem cała noc lektury. Dodam tylko, że nie należę do osób krytykujących wojnę G.W. Busha z terroryzmem i domagających się postawienia polityków polskiej lewicy przed Trybunał Stanu. Uważam także, iż ewentualne publikacje odnośnie spraw polskich, niezależnie czy będą dotyczyć rządów SLD, PiS czy PO-PSL, nie powinny być przedmiotem wojny polsko-polskiej i medialnej gorączki. Niestety, jestem przekonany, że w partyjnych siedzibach dzisiaj w nocy wypita zostanie nie jedna kawa, wspomagając szukanie materiałów o "swoich", na "innych" oraz opracowując strategie na następny poranek. Ciekawi mnie tylko, jak do ewentualnych "rewelacji" podejdą służby odpowiedzialne za ochronę informacji niejawnych i organy ściagania.
Inne tematy w dziale Polityka