„Obraza uczuć” religijnych czy „moralna pustka”, to słowa wytrychy pozwalające katolikom odstawić dzieło sztuki i z uporem dokonywać jego egzorcyzmowania. Często niesłusznie. O ile obraza uczuć religijnych to potworek, który jak sądzę kupiliśmy na potrzeby komunikacji we współczesnej demokracji – która uznała, że jednostka ma prawo do dobrego samopoczucia i tego prawa nie należy nikomu odbierać – o tyle z moralną pustką bywa różnie. Tam gdzie dostrzeże ją biskup, tam liberałowie będą krzyczeć o nachalnym moralizatorstwie.
Od jakiegoś czasu przyglądam się fenomenowi jakim stała się saga „Zmierzch” – Stefanie Meyer. Jej książki od miesięcy nie spadają z pierwszych miejsc list sprzedaży, a „Zmierzch” i „Księżyc w nowiu”, ekranizacje dwóch pierwszych tomów trylogii biją rekordy popularności. Odgrywający rolę wampira Robert Pattinson stał się natomiast nowym bożyszczem nastolatek. O co tu chodzi? Czy widownia na nowo pokochała odgrzewane kotlety? Skąd to szaleństwo z wampirami?
Komentując produkcję Hollywood przedstawiciel Papieskiej Komisji ds. Kultury, Franco Perazzolo, zauważył, że film ten to "mieszanka wybuchowa" nadzwyczaj pięknych bohaterów i zjawisk nadprzyrodzonych. - Mężczyźni i kobiety podlegają transformacji przy użyciu okropnych masek i jeszcze raz za pomocą starej sztuczki z wykorzystaniem ekstremów próbuje się zapewnić sukces kasowy - powiedział duchowny. W Ostatecznym komentarzu biskup nie dał szans historii miłości nastolatki do wampira. - Ten film nie zawiera żadnego przesłania - jedynie moralną pustkę i za taki właśnie powinien być uważany - dodał.
Czy słusznie? To czego nie dostrzega w filmie biskup katolicki, wydają się dostrzegać recenzenci komercyjnych gazet filmowych, którzy nie kryją swego przerażenia odkryciem jakiego dokonali: „Nie bez znaczenia jest fakt, że historia romansu siedemnastoletniej licealistki Belli Swan i wampira Edwarda Cullena została przedstawiona z kobiecego punktu widzenia, a między bohaterami pojawia się niezwykle silne napięcie seksualne. Jednak bliższy kontakt miedzy kruchym człowiekiem i nadludzko silnym wampirem mógłbym się skończyć tragedią więc para bohaterów zmuszona jest do abstynencji. Stefanie Meyer zastosowała taki zabieg absolutnie świadomie – jest mormonką, a w tej religii kładzie się duży nacisk na etykę seksualną, czyli między innymi unikanie seksu przed ślubem” – czytamy w „Hollywood”.
Autorka obszernej recenzji nie kryje swego zdumienia recepcją i entuzjazmem nastolatek jaki wzbudza historia: „Na nastolatkach jednak wcale nie zrobiło wrażenia to mało subtelne moralizatorstwo, ale – jakże odmienne od wszechogarniającej rzeczywistości przesytu, także seksualnego – wstrzemięźliwość. O dziwo... niezwykle rozbudzająca wyobraźnię” – pisze Anita Zuchora w „Hollywood” nr 3/2009.
Jak się zatem okazuje to czasem ci, którym katolicka nauka o małżeństwie, rodzinie i płciowości nie mieści się w głowach, są w stanie dostrzec ją pod oczywistym kostiumem wampiriady. Biskupowi zaś, przeszkadza sam kostium. Tu nie chodzi o chrzest dla krwiopijców. Tu chodzi o zrozumienie, że rozpoczął się popkulturowy proces, który jest szansą. To samo powiedziane przez katechetę, nie porwie nigdy tak mocno jak słowa bladego i uwodzicielsko mrużącego oczy aktora. Reedukacja gimnazjalistek i licealistek zakochanych w szarmanckim i czekającym na ślub wampirze trwa. To one w przyszłości mogą postawić swoim przyszłym mężom wysokie standardy. Moralność wspólnot zawsze budowały kobiety. Druga taka szansa jak twórczość Stefanie Meyer, może się prędko nie pojawić.
Czytaj felietony "Teologii Politycznej"