Przed kilkoma dniami Monika Olejnik została przyłapana na przejechaniu przez ruchliwe skrzyżowanie na czerwonym świetle. Dziennikarka spieszyła się do siedziby TVN, a zapytana o wykroczenie wytłumaczyła, że bardzo intensywnie pracuje, przez co zdarzają jej się pomyłki. Ironizowała: "Jestem pod wrażeniem czujności życzliwych ludzi, którzy mnie śledzą".
Olejnik na bakier z przepisami drogowymi
Monika Olejnik wielokrotnie była przyłapywana na lekceważeniu zasad ruchu drogowego. Dziennikarka miewa problemy z dostosowaniem się do przepisów, przez co często znajduje się na celowniku mediów. Na początku tego roku paparazzi kolejny raz przyłapali ją na zaparkowaniu swojego luksusowego BMW na strefie wyłączonej z ruchu – gwiazda TVN udała się wówczas na zakupy, na dłuższy czas zostawiając auto w niedozwolonym miejscu.
Nie minęło pół roku, a Olejnik kolejny raz złamała przepisy. Tym razem została nagrana, gdy przejeżdżała przez ruchliwe skrzyżowanie na warszawskiej ulicy Wiertniczej.
Byłby mandat z dużą karą punktową
Jak donosił “Super Express”, Olejnik ignorując światło zmieniające się na czerwone wjechała na skrzyżowanie, prawdopodobnie pędząc właśnie do znajdującej się nieopodal siedziby TVN. Za wykroczenie to grozi mandat w wysokości 500 zł oraz aż 15 punktów karnych – i to w scenariuszu, w którym nie spowoduje wypadku drogowego. Dziennikarka szybko została zapytana o popełniony występek i przyznała, że rzeczywiście zdarza jej się złamać przepisy ruchu drogowego. Jak jednak wyjaśniła, jest to spowodowane jej intensywnym trybem życia. Zwróciła się przy tym do osób, które nagrywają jej przejażdżki po Warszawie, nie ukrywając sarkazmu.
– Żyję i pracuję bardzo intensywnie, dlatego samochód prowadzę ponad 300 dni w roku. Czasami zdarzają mi się błędy, za które zawsze przepraszam. Sytuacja, o której Pani opowiadała, rozpoczęła się od żółtego światła. Jestem pod wrażeniem czujności "życzliwych" ludzi, którzy mnie śledzą – odparła Olejnik.
Fot. Monika Olejnik/screen TVN24
Salonik24
Inne tematy w dziale Kultura