W wyborach prezydenckich 2005 poparłem Donalda Tuska. Teraz jest mi wstyd. Już po pierwszej turze, głównie na podstawie przedwyborczych debat telewizyjnych, skłaniałem się ku Lechowi Kaczyńskiemu, ale zwyciężyła wola wierności obietnicy złożonej raz na liście deklarowanego poparcia dla Donalda Tuska. Wygrał Kaczyński, co wbrew większości mojego środowiska przyjąłem z ogromną nadzieją i zaciekawieniem – bo słowo radość nie było by tu chyba najbardziej adekwatne. Polityka nie jest sferą radości i smutku, a ten post nie zawiera twardej argumentacji, nie zawiera politologicznej analizy, jest raczej wykładnią intuicji, „politycznego czucia”.
Zanim przejdę do rozwinięcia mej opinii, tytułem uzupełnienia – słowo o niezadowoleniu większości, jak to się nazywa Przyjaciół Domu – czyli słowo o krytyce obecnego Prezydenta. Nieraz już czytałem i słyszałem, że poziom kompromitacji Kaczyńskiego po roku prezydentury wyższy jest od kompromitacji Wałęsy i Kwaśniewskiego razem wziętych. Z przykrością przyznaję, że osoby (wszystkie z wyższym wykształceniem, w tym także z tytułem profesora) krytykę Prezydenta Lecha Kaczyńskiego kierują pod adresem jego wzrostu, niezbyt sympatycznego wizerunku i niedostatecznie gładkiej i sprawnej wymowy. Wcześniej zaczęło się od kluczowej dla polskiej polityki krytyki Pierwszej Damy. Poziom tych rozmów skłaniał mnie często to rozważań nad sensem demokracji… Jej ograniczenie jednak do niczego by nie doprowadziło, ani cenzus majątkowy ani już tym bardziej wykształcenia niczego lepszego by nie dał! Zdarza się jednak, że kiedy spotykam się z Przyjacielem ze studiów doskonale orientującym się w tematyce międzynarodowej, jak i w sprawach dyplomacji (jeśli on kiedyś nie zostanie ministrem spraw zagranicznych… to będzie to przynajmniej doskonały dyplomata i ambasador Polski). W naszych sporach często muszę przyznać mu rację i krytykę obecnego Prezydenta uznać za słuszną.
Ale wróćmy do zasadniczego tematu. Najczęściej o Tusku słyszę, że to „sympatyczny chłopiec”, zawsze uśmiechnięty, ładnie mówi no i chyba godnie by nas reprezentował w kontaktach z innymi przywódcami Państw. Pozostając na tak lubianym przez inteligentnych, wykształconych i kulturalnych Polaków poziomie psychologii należy powiedzieć iż po przegranych wyborach w 2005 roku coś się z Tuskiem stało, coś się nieodwracalnie zmieniło. Zmieniła się twarz, zmienił się układ ust, zmieniła się ekspresja, modulacja głosu – Tusk przestał sprawiać na poziomie emocjonalnym wrażenie miłego, uśmiechniętego, otwartego, dynamicznego i nowoczesnego reprezentanta wszystkich Polek i Polaków. Na twarzy pojawiły się pewnego rodzaju zacisk, zacięcie, gorycz, frustracja, złość. Kiedy „Tusk-chłopiec” oświadczył, że córka kończąca 18 lat to w życiu mężczyzny początek okresu konserwatywnego, bardzo mnie to ubawiło. Teraz jednak nadszedł niewątpliwie czas na określenie Tuska, polityka dojrzałego i silnego lidera wielkiej polskiej partii. Zanim określi się Platforma, czas na określenie jej Lidera, a przecież fakt iż Platformie lideruje solista też jest nowy!
Należałoby na nowo pytać co Tusk proponuje dla Polski – i nie interesuje mnie to, że „rządy PiSu są straszne”, i że - jak często słyszeliśmy Tusk wierzy w tanie państwo, siłę społeczeństwa obywatelskiego i „uwolnienie energii młodych Polaków”! Przeciwstawianie sobie państwa i społeczeństwa jest taka samą bzdurą jak przeciwstawianie sobie ideałów wolności i solidarności czy Polski liberalnej – Polsce solidarnej (ten sprawny trik świadczy o skuteczności PiSu, ale intelektualnie Kaczyńscy tego nie wygrają). Zatem wracam do podstawowych pytań – kim jest Tusk, co proponuje i dlaczego jest liderem Platformy Obywatelskiej?
Od razu odpowiem – nie wiem już kim jest dzisiaj Tusk, który w różnych okresach politycznego życia mówił właściwie wszystko, absolutnie nie wiem co proponuje poza tym, że siebie na prezydenta, a już kompletnie nie rozumiem dlaczego jeszcze stoi na czele największej partii opozycyjnej. Wiem natomiast, że determinacja Tuska aby za cztery lata odebrać Lechowi Kaczyńskiemu prezydenturę, zatapia Platformę, sprawia, że Tusk czyni ze sfej partii sympatyczne medialnie grono stanowiące sztab wyborczy przyszłego prezydenta niż pierwszą, konstruktywną siłę opozycyjną polskiego parlamentu. Przez ten miesiąc na łamach „Dziennika” toczyła się dyskusja na temat tożsamości, kierunków rozwoju i generalnego programu Platformy Obywatelskiej. Czym chyba Tusk powinien być żywo zainteresowany. Głos zabrali Marcin Król, Rafał Grupiński, Bogdan Zdrojewski, Paweł Śpiewak i Jarosław Gowin. Całość w sposób niezwykle wartościowy domyka głos Igora Janke we wczorajszej „Rzeczpospolitej”, której dział publicystyczny pod kierunkiem Pawła Lisickiego staje się niezwykle interesujący i wartościowy dla polskiej debaty.
Zdrojewski przeciwstawia się społecznemu podziałowi na wykształconych, kulturalnych i profesjonalnych za Platformą, i gorzej wyedukowanych, mających problemy z wysłowieniem się, za PiS. Oprócz przekonania, że PiS się koncentruje na przeszłości a Platforma jest przygotowana do przejęcia sterów i koncentruje się na przyszłości to wiele więcej z tego nie wycisnę. Grupiński powołując się na tradycję i mądre łączenie konserwatyzmu z liberalizmem pisze: „Postaci takie jak prof. Legutko z PiS należą moim zdaniem do archiwum starej klątwy, jaka ciążyła nad Polską, ideowego zaślepienia, które zawsze było pożywką dla naszych nieprzyjaciół.” Ciężko to przełknąć komuś, kto nie tylko był studentem ale czuje się ideowym uczniem Prof. Ryszarda Legutki. Mądre łączenie konserwatyzmu i liberalizmu po takiej deklaracji to kpina, a student Legutki takich spraw łatwo nie zapomina. Nawet student krytyczny. Jednocześnie dalej po deklaracjach o proeuropejskości i stawianiu na obywatela Grupiński: „To dynamiczny, nakierowany na rozwój społeczny patriotyzm szuka swej reprezentacji politycznej i tę nadzieję wiele Polek i Polaków, szczególnie z młodszego pokolenia, odnajduje coraz wyraźniej właśnie w Platformie. Ostatnia fala emigracji zarobkowej wzmocniła tylko tę tendencję, mimo iż głównie wyjechali obywatele bliżsi nowoczesnym poglądom partii Tuska i Niesiołowskiego, Komorowskiego i Gronkiewicz-Waltz, Zdrojewskiego i Schetyny.” Otóż nie panie pośle – koniec, zrobię wszystko, żeby przekonywać młodych Polaków do tego, że nie ma patriotyzmu Tuska, Schetyny, Waltz, Komorowskiego… Nie ma go tak długo, dopóki nie stanie się on w sposób silny i wyraźny patriotyzmem Legutki, Gowina, Śpiewaka… I nie będzie to patriotyzm łatwo definiowalny, ale jeżeli Platforma naprawdę chce być partia szeroką ideowo i w pewnych granicachoczywiście ale róznorodną, to czas zkończyć z ujednolicaniem się w „schetyno-tuskowym”, bezideowym, oligarchicznym uścisku. Czas wzmocnić „rokito-gowinizm”! Trudno nie zgodzić się z Igorem Janke, który pisze: „Dziś Platforma jest wielkim, ciężkim, ale pustym w środku kolosem. Ciągle atrakcyjnym i popularnym, ale silnym przede wszystkim słabością rządzących i słabością konkurentów w opozycji.”
I przeczytajmy opis Igora Janke dalej: „Tusk żyje jak cesarz otoczony dworem potakiwaczy. Przerażony porażką znalazł ludzi, którzy koili ból, leczyli rany i zapewniali go, że nadal jest wielki. Starają się, dyrygując ruchem wokół niego, decydować, kto się z nim spotka, a kto nie, jakie wiadomości o partii dotrą do przewodniczącego, a jakie nie - opowiadają ci, którzy dworu nie lubią. A dwór to Grzegorz Schetyna, Paweł Graś, Sławomir Nowak, Mirosław Drzewiecki, Rafał Grupiński. Ale najważniejszy jest Schetyna. Silny człowiek w Platformie, wywołujący wiele emocji. (…) Po stronie Rokity stoją zwykle Sławomir Nitras, Jarosław Gowin, Paweł Śpiewak, ale nie jest to zwarta grupa. W Platformie Rokita nie ma tłumu zwolenników. - Gdyby Janek dziś zdecydował się wyjść z Platformy, wyszedłby sam. Nikt z nim nie pójdzie - takie zdania można usłyszeć nawet od ludzi bliskich Rokicie.”
Oto „mądre konserwatywno-liberalne” połączenie w praktyce. A teraz najsmutniejsze – opis Igora Janke tego jak traktuje swoje dwa drogocenne filary ideowe Lider Platformy: „Na ostatnim posiedzeniu klubu parlamentarnego odbywał się sąd nad Jarosławem Gowinem i Pawłem Śpiewakiem, którzy razem z nim wystąpili na konferencji prezentującej prace gabinetu cieni (zorganizowanej bez wiedzy władz klubu). Atak był precyzyjnie przygotowany. Atakujący rozsiedli się po całej sali, by oklaski napływały z różnych stron. Gowin ze Śpiewakiem bronili się ostro i choć padały wnioski o usunięcie ich z klubu, przetrwali. Zaskoczeniem było to, że sprawca całego zamieszania - Jan Rokita - nie pojawił się na posiedzeniu. Chciał uniknąć ciosów i nie wywoływać kolejnej wojny - tłumaczą jedni, zostawił przyjaciół w potrzebie - krytykują drudzy.” Tak często porównujący do Gomółki Kaczyńskiego Niesiołowski, zgadzający się nawet z haniebną publikacją „Newsweeka”, w której porównano Kaczyńskiego z Putinem, czy choćby Julia Pitera porównujące ostatnio praktyki ministerstwa sprawiedliwości i CBA do czasów PRLu – staja się poplecznikami Lidera organizującego sądy środowiskowe z potakującymi klakierami nad takimi filarami jak Gowin i Śpiewak. Odzywa się we mnie rechot wewnętrzny... ale to rechot smutku...
Na wiosnę zapowiadany jest kongres programowy Platformy. Nie wiem czy Zdrojewski, Grupiński, Schetyna zabiorą głos. Ale to nieistotne, tak jak nieistotne są ich prasowe, publiczne wystąpienia. Gorzej jednak, że gdyby przeczytać artykuły programowe Gowina czy Śpiewaka, albo gdyby zabrali głos a liderem pozostanie pusty i nagi Cesarz Tusk, to nie spotka się to z żadnym zainteresowaniem. A to może doprowadzić polską polityki na mielizny. Gowin proponując powołanie fachowych grup dyskusyjnych uzgadniających punkty wspólne między PiS a PO w kwestii koniecznych zmian ustawy zasadniczej, kiedyś wyśmiewany za propagowanie sojuszu PO-PSL – dziś dość wyobrażalnego, wciąż z uporem forsuje ideę konstytucyjnej większości. Można znów opublikować jego teksty ilustrując je postacią Don Kichota, jak to uczyniła „Rzeczpospolita” kilkanaście miesięcy temu, ale właśnie takich Don Kichotów Polska potrzebuje! To chyba jedyny polityk, który w praktyce politycznej może dawać nadzieję ludziom odważającym się jeszcze wciąż myśleć jak niedawno napisał Redaktor naczelny „Dziennika” Robert Krasowski: „DZIENNIK zawsze się opowiadał za koalicją PiS-PO i robi to nadal. Nie z naiwności, nie z tej poczciwości, która oczekuje od świata, że wszyscy się będą nawzajem lubić. Po prostu jest to jedyny zdrowy dla Polski układ.” W jednym się tylko nie zgadzamy – że zamiast Leppera Polska powinni rządzić Tusk i Kaczyński. Otóż, zamiast Leppera Polską mogą rządzić Kaczyński, Jurek, Gowin, Legutko, Rokita!
Inne tematy w dziale Polityka