Od jakiegoś czasu spieram się z Przyjacielem: „Dziennik” czy „Rzepa”? Spór ma charakter rytualny – prowokujemy się przy każdym spotkaniu na rozgrzewkę po to tylko aby później przejść do spraw naprawdę istotnych, do realnych problemów o których chcemy ze sobą rozmawiać. Spór ten jest nie tylko rytualny ale jest tez sporem o sam rytuał – mianowicie o rytuał codziennego wyjścia do kiosku, chwycenia upragnionego kawałka papieru i wchłaniania go wraz z poranną kawą. Od dawna już czerpię informacje o polityce z Internetu, coś jednak sprawia, że mam niezastępowalną potrzebę trzymania papieru i utożsamiania się z określonym logo, layoutem… Spór jest więc nie tyle rytualny ale przede wszystkim jest sporem o rytuał.
W wielkim skrócie można powiedzieć, że „Dziennik” jest pożyteczny jeśli chodzi o codzienną i rytmiczną dawkę z zagranicy, „Rzeczpospolita” zaś staje się coraz wyrazistsza i ciekawsza ideowo jeśli chodzi o sprawy krajowe. Obie Gazety można było do niedawna określać jako dzienniki polskiej prawicy, jako niezastąpione płachty papieru do wchłaniania przy porannej kawie polskiego konserwatysty. Czy jednak na pewno?
Robert Krasowski, zanim jeszcze niespełna rok temu ukazał się pierwszy numer „Dziennika”, pełnił funkcję redaktora naczelnego Tygodnika Ideii „Europa” jako dodatku do „Faktu”. W jednym ze swych wstępniaków pisał tak:
„W "Europie" często pokazujemy współczesne języki lewicowe (w najbliższych numerach będzie ich jeszcze więcej), bo wbrew temu, co się mówi o upadku współczesnej lewicy, jest ona dziś znacznie prężniejsza w dostarczaniu opisów świata. Prawicowe diagnozy były ciekawe w epoce zmagań z komunizmem (a wcześniej w czasach krytyki rewolucji francuskiej). Dziś są jedynie retoryką establishmentu, opisem, którego celem jest konserwowanie status quo i integracja społeczeństwa wokół tego celu. Ma to, oczywiście, swoje zalety - rzeczywistość społeczna wymaga pojęć ją chroniących i w ramach obecnego podziału pracy dostarcza ich prawica. Ale rzeczywistość wymaga też rozumu, który ją bada, a zatem - zgodnie z tradycją europejskiej myśli politycznej - rozumu krytycznego.” („Europa”, nr 36/2004-12-08).
Wbrew jasnej i stale podtrzymywanej deklaracji Roberta Krasowskiego iż „Dziennik” na polskiej scenie politycznej popiera linię POPiSu, na łamach „Rzeczpospolitej” Dominik Zdort nazywa Gazetę Krasowskiego, Wróbla i Michalskiego „Nowym organem lewicy”.
"Zdecydowanie w obronie homoseksualistów przed Romanem Giertychem. Wyraziście przeciw zakazowi aborcji. Radykalnie za prawem do eutanazji. Jakie pismo głosi takie hasła? Jakiś lewacki zin? A może "Przegląd"? "Krytyka Polityczna"? Nie, to tylko "Dziennik"." – naśmiewa się Zdort. Środowiskowe podszczypywanie? A może nazwanie rzeczy po imieniu? Sztuczna polaryzacja na rynku prasowym czy ideowa zmiana kursu?
„Rzepa” czy „Dziennik”? Oj ciekaw jestem niezmiernie – dołączycie do naszego rytualnego sporu o poranny rytuał przy kawie?
Inne tematy w dziale Polityka