Pamiętam jak czytałem z wypiekami na twarzy „Rodowody niepokornych” Bohdana Cywińskiego, wspaniałą książkę opisującą postawy inteligencji na przełomie XIX i XX wieku. Pamiętam poczucie absurdu dlaczego w polskiej szkole nie debatowaliśmy o Brzozowskim i Sienkiewiczu, o kulcie państwa podziemnego i przebłyskach polskiego radykalizmu czy polskiego mesjanizmu heroicznego? Debatowaliśmy, ale nie było w tym poczucia autentycznego rozpoznawania siebie, wgryzania się w naturę i bogactwo polskości… Kształt tych rozmów powoduje do dzisiaj, że polska młodzież wyrabia sobie zdanie o polskości obserwując Romana Giertycha, kłótnie, nieumiejętność przekonywania. Bieżąca polityka to niewłaściwe źródło do czerpania z polskości o polskości!!!
Z zainteresowaniem śledzę debatę w „Fakcie” poświęcona polskiej inteligencji. Ze smutkiem jednak obserwuję odgrzewanie starych kotletów. Jak określił to już dawno temu na łamach „Rzeczpospolitej” Bronisław Wildstein: „Zagadnienie inteligencji, jej roli i miejsca w III Rzeczpospolitej powraca z uporczywością potwora z Loch Ness na łamy naszej prasy. Redakcja "Rzeczypospolitej" postanowiła złapać potwora za paszczę i postawiła, swoim zdaniem, niezwykle "prowokacyjne pytanie": "czy inteligencja przetrwa upadek komunizmu?". Jako zaproszony do dyskusji, odpowiem najprościej, jak umiem. Inteligencja nie tylko nie przetrwa, ale nie przetrwała, gdyż jak rzeczonego potwora w Szkocji, w Polsce dzisiaj po prostu jej nie ma.”
W debacie na łamach "Faktu", Prof. Andrzej Nowak przywołując słynną konstatację Bronisława Geremka, który po kolejnej porażce wyborczej Unii Wolności powiedział, że Polacy nie dorośli do demokracji – nie wychodzi poza środowiskową walkę o uznanie! Kpiąc z artykułu Jerzego Jedlickiego w „Gazecie Wyborczej” w którym Jedlicki wskazuje iż inteligencja ma czytać „Gazetę Wyborczą”, Tygodnik Powszechny” i „Politykę” – Profesor Nowak przekonuje już przekonanych – nie wprowadza żadnej nowej jakości, żadnej wartościowej propozycji ponad rytualne spory środowisk o wpływy. Może tylko tyle i aż tyle trzeba czynić na łamach „Faktu”.
Znamienne, że profesorowi odpowiada w imieniu „łże – większości” Tomasz Lis - mistrz w samopromocji i telewizyjnej autokreacji, umiejętnie stawiający się w pozycji autorytetu na zasadzie mechanizmu „w telewizji powiedzieli…”, „na plakacie zobaczyłam…”. Wbrew mojej niechęci zgodzę się jednak z wątpliwością Lisa: „Nieprawdą byłoby jednak twierdzenie, że obecna władza ma lepszą więź z ludem niż jakakolwiek poprzednia po '89. roku. Otóż dzisiejsza władza jest bliżej ludu wyłącznie w sferze werbalnej. Podpiera się ona ludem, odwołuje się do ludu i gromi domniemanych wrogów ludu.” Nie znoszę, tego co czyni Lis, efektownego naśmiewania się z hasła Kurskiego „Ciemny lud to kupi” i Kpienia z Kaczyńskich jako oszustów i hipokrytów… Zaraz będzie o pseudo rewolucji moralnej itd. Kłopot kolejny polega na tym, że Lis ma moim zdaniem racje pisząc: „Problemem dzisiejszej Polski nie jest przypisywana inteligencji papugowata arogancja. Jest nią malowanie przez władzę i tych, którzy jej basują, kompletnie nieprzystających do rzeczywistości podziałów i czynienie tak wyłącznie po to, by ludzi szczuć przeciwko sobie, a z części z nich uczynić swych emocjonalnych i politycznych zakładników.”
Najciekawszy głos w dyskusji należy do Marcina Króla, z którym często się nie zgadzam. Według Króla, w przeciwieństwie do inteligencji z początku XX wieku, „Nowoczesna inteligencja, o której najtrafniej pisze Ryszard Legutko, jest powołana do świadczenia usług z racji specjalistycznej wiedzy, jaką dysponuje. W naukach społecznych obowiązuje definicja inteligencji jako tej, która wykonuje określoną pracę za pieniądze płacone jej z podatków obywateli. Praca ta polega na krytycznym i uważnym obserwowaniu życia publicznego i posługiwaniu się swoją wiedzą. Przez to pokazuje, jakie sprawy są najważniejsze, co rozwiązano dobrze, a co źle.” Król wskazuje na doradców choćby Tony`ego Blaira: „Ci przywódcy, którzy sami niekoniecznie są bardzo inteligentni, wiedzą, że rada inteligentów jest im potrzebna, ba, niezbędna.” Kłopot w Polsce polega na tym, że władza w Polsce wyjątkowo lekceważy wiedzę innych, sądząc, że sama wszystko wie. Nic zatem dziwnego, że na przykład sprzyjająca Kaczyńskim Jadwiga Staniszkis publicznie mówi o udaniu się na wewnętrzną emigrację. „To zupełnie tak samo, jakby redakcja "Faktu" zamawiała u mnie teksty, płaciła za ich napisanie i nie publikowała. Raz tak się może zdarzyć, ale jeżeli byłby to stan permanentny, czułbym się co najmniej dziwacznie.” – komentuje Król.
Głos zabrali sprzyjający Nowakowi Ryszard Legutko, oraz Maciej Rybiński. Cieszy mnie przyjazna uwaga Króla wobec Legutki. Pozostaje jednak niedosyt po tego rodzaju debatach. Lepszym rozwiązaniem jest rozpoczęcie większej debaty nad ważnymi głosami o naturze polskości a następnie na przekładaniu efektów debaty na programy polityczne. Do tego – o czym już pisałem na blogu – potrzeba rozwinięcia kultury think tanków, kultury przyjaźni inteligencji z politykami. Dobrym krokiem ku temu jest na przykład dzisiejsza debata Króla z Janem Rokitą o „Wieszaniu” Rymkiewicza. O tej książce pisałem niedawno reklamując ja jako lekturę arcyważną do dyskusji o naturze polskiej polityczności. Nie zgadzam się z ustawieniem sprawy: konserwatyści Król i Rokita komentują jakobina Rymkiewicza, ale zawsze to coś. Nie uwierzę w niemożność porozumienia Kaczyńskich z Marcinem Królem! Ktoś, kto jest w stanie odważnie powiedzieć o „Wieszaniu” cos takiego jak Król, zasługuje na największa uwagę: „Rozumiałbym Kaczyńskich, gdyby oni postawili sprawę jasno: chcemy mieć silną władzę po to, by zrobić określone rzeczy, których wykonanie jest w Polsce rzeczywiście konieczne (chociażby wielką reformę systemu opieki zdrowotnej czy wybudowanie autostrad i przy tej okazji przymusowe wywłaszczanie za odpowiednie pieniądze), chcemy wobec tego ograniczenia uprawnień Sejmu, dekretów i tym podobnych uprawnień. Wykonamy to i będzie bardzo dobrze. Poparłbym to, ale pod warunkiem skuteczności. I gdyby to się nie udało, to byłbym za tym, by ich za to postawić przed Trybunał Stanu i skazać na polityczny niebyt, a może i gorzej - bo to jest ryzyko polityka.”
Muszę też zwrócić uwagę na słowa Jana Rokity o tak bardzo dziś krytykowanym ministrze sprawiedliwości Zbigniewie Ziobro: „Mówiąc nieco brutalnie, bardzo żałuję, że okoliczności sprawiły, iż tacy ludzie jak Ziobro nie służą dobrej sprawie, chociaż mieliby w najwyższym stopniu kwalifikacje i powołanie, by tej dobrej sprawie służyć. W marzeniach Rymkiewicza jedna z najbardziej dwuznacznych postaci w Polsce końca XVIII wieku - Hugo Kołłątaj miał w swoim mieszkaniu na Krakowskim Przedmieściu stać na balkonie i z satysfakcją patrzeć, jak w końcu motłoch wiesza Stanisława Augusta. Tymczasem realny Hugo Kołłątaj trzy lata wcześniej mógł w gabinecie Stanisława Augusta pisać Konstytucję 3 maja. Ja mam poczucie marnowania tej wielkiej energii, która się wyzwoliła w 2004 i 2005 roku, także dlatego że - mówiąc tą grubą i przesadzoną symboliką - Ziobro bardziej wchodzi w buty tego Kołłątaja z marzeń Rymkiewicza niż w rolę Kołłątaja prawodawcy.” Debata nad intelektualnymi projektami, nad polityczno-twórczą kulturą sprzyja porozumieniu.
Pozostaje niedosyt. Jak streściła dyskusje o inteligencji niegdyś na swych łamach redakcja „Rzeczpospolitej:” „Cóż za obraz się wyłania z owych tekstów? Dokonał się faktyczny podział dawnej inteligencji na dwie chyba coraz odleglejsze sfery. Odleglejsze i materialnie i duchowo. Klasę średnią, pracującą w biznesie, strukturach publicznych, świecie mediów i kultury, ludzi aktywnie angażujących się w życie III RP. Sfera ta rzeczywiście już dawno nie pamięta nocnych Polaków rozmów, czy lektur Konwickiego. "Świat prawdziwych inteligentów" to w roku 2001 sfera budżetowa. Dla inteligentów z tego świata właściwie nic się po 1989 r. nie zmieniło. Wymierają oni na naszych oczach przepełnieni goryczą, frustracją, roszczeniowością.” Trudno przyjąć taki podział z zadowoleniem, trudno zaakceptować taki owoc intelektualnej debaty. Nie wiele więcej dałoby się wycisnąc z debaty w "Fakcie". Bo o miałkości dyskusji swiadczy to, że podsumować ją można - warto myśleć, warto pisać, warto rozmawiać!
Cóż pozostaje? Polskie dzieci w szkołach warto uczyć czytania literatury tak jak czyni to choćby Dariusz Gawin w swej książce „Polska wieczny romans”. Ma to być lektura z pasją budującą metafizykę polskości i z uporem łamiąca stereotypy szklonej, nudnej debaty nad literaturą. Z tej ksiązki bije wiara w kulturową potęge Polaków! W wielkich demokracjach debatuje się ważnymi książkami, a władza otacza się mądrymi doradcami. Czekam na „Rodowody niepokornych 2”!
Inne tematy w dziale Polityka