Wielu komentatorów upatruje siły premiera Kaczyńskiego, który niczym belfer srogo pogroził ministrowi Giertychowi mówiąc – zygu, zugu, zyg, będzie „Trans-Atlantyk”. Będzie, będzie, nie wolno, niu niu. I tak faszysta, absolutysta i zaprzański premier odzyskał Gombrowicza. Nie czujecie zgrzytu? Coś tu nie styka? To może jeszcze mocniej. Faszysta Kaczyński broni nihilisty i krytyka polskości przed wzorcowym patriotą i koalicyjnym faszystą. Broni Gombrowicza, o którym w „czerwonej książeczce ” czytamy, że pragnął wydobyć uniwersalny wymiar polskości. Jak to rozumie młoda lewica? „Polacy muszą uznać fakt, że są niedojrzali peryferyjni i nie uformowani. (…) W Transatlantyku Gombrowicz rzuca hasło zastąpienia opierającej się na narzucaniu przemocą dojrzałości Ojczyzny Synczyzną otwartą na ciągłe stawanie się rzeczywistości i zbliżenie między ludźmi.” Jak czytamy w „Rzeczpospolitej”, Poseł Radosław Parda szydzi z premiera: Niech przeczyta "Trans-Atlantyk" Gombrowicza‚ którego bohater szuka kochanka. To jest wzorzec postaw dla PiS? Czy Kaczyński broni Gombrowicza wbrew sobie i składa idee na ołtarzu siły i skuteczności?
Aby zrozumieć to lepiej, sięgam do własnych wspomnień. Pamiętam jak poznałem Dariusza Gawina. Przyszedłem wtedy na jego odczyt o Gombrowiczu, mający ukazać nam bogactwo i powszechne uproszczenie myśli politycznej pisarstwa autora „Ferdydurke”. Zręby tego wykładu możemy odnaleźć na kartach ostatniej, fascynującej publikacji Gawina – „Blask i gorycz wolności”. Autor konsekwentnie wykazuje iż ci, którzy powtarzają jak papugi „Słowacki wielkim poetą był” a do polskości, tożsamości i tradycji to tylko krytycznie – mało z Gombrowicza zrozumieli. Zrozumieć do połowy, znaczy nie zrozumieć w ogóle. Jak pisze Gawin, uproszczona, szkolna i powszechnie znana wykładnia Gombrowicza jest następującą: „konsekwentna, bezlitosna ironia w stosunku do tradycji i narodowej formy ma na celu wychowanie osobników odruchowo podejrzliwych i zdystansowanych do wszelkich jej przejawów, czyli do wszelkich symboli, rytuałów i mitów.” Nie jest to nieprawda. Gombrowicz atakiem na romantyczną legendę przygotowuje sobie grunt „dla przeprowadzenia własnego wielkiego programu wychowania Polaków”. Ów program to – jak wykazuje Gawin – nieznany biegun gombrowiczowskiej afirmacji polskości.
Ostatnią rzeczą jakiej mógł pragnąć Gombrowicz to Polaków alergia na polskość, to zatrzymanie się na biegunie krytycznym. Aby znaleźć się na biegunie afirmacji trzeba bowiem przejść przez gombrowiczowski biegun ironii. Gombrowicz widząc, że „tam gdzie jest obecna Polska, tam Polacy stają się mniejsi i głupsi od siebie samych” pozostawia nam swą paideię polskości, swój własny program – „sto lat temu litewski poeta wykuł kształt ducha polskiego, dziś ja, jak Mojżesz, wyprowadzam Polaków zniewoli tego kształtu, Polaka z niego samego wyprowadzam”. W pierwszym tomie „Dziennika” Gombrowicz opisuje swój sen w którym duch wręcza mu program. Przywrócić pewność siebie, nadać jej rozmach i siłę, oprzeć ją na „ja” i wprowadzić to „ja” w polszczyznę. Ale jednocześnie wykonać skok w przyszłość i nauczyć to „ja” dystansu do siebie i wzgardy dla idei kultu osobowości, zeuropeizować ale zarazem wyzyskać siły polskości by ją Europie przeciwstawić.
To dopiero początek. Gawin w drugim podejściu sprawia, że dotychczasowe spory – Sienkiewicz kontra Grombrocz nie mają sensu. U Gombrowicza bowiem nie tylko odkrywamy „sienkiewiczowski biegun afirmacji swojskości” ale i samego Sienkiewicza! Gombrowicz krytykując Czasława Miłosza pisał: „Miłosz chce, aby inteligencja polska dogoniła zachód. Jest wyrazicielem powojennego polskiego zrywu w kierunku europejskości i nowoczesności. A ja, szlachcic hreczkosiej panie święty starej daty, wyciągam rękę i powiadam – z wolna! Nie tędy droga! Po diabła wam to?” Gawin w zaskakujący sposób wykazuje, jak w Gombrowiczu rodzi się sarmacka „pańskość” która będąc przednowoczesną, staje się w nowych warunkach niejako ponowoczesna – jak pisze Gawin „niewczesność polskiej kultury to już nie przekleństwo lecz szansa”!
W trzecim podejściu, kiedy czytelnik jest mocno zdezorientowany, wstrząśnięty, Gawin mistrzowsko wyczuwając to znieczulenie tnie po stereotypach i cuci nas wydobywając z trzeciego tomu „Dzienników” zaprzańskie, antyniemieckie, niezwykle szczere zwierzenia Autora „Trans-Atlantyku”. Gombrowicz opisuje dobrodusznych i życzliwych Niemców – jacyż europejscy (…) spokojni i swobodni, ani szczypty szowinizmu czy nacjonalizmu, rozległe perspektywy w skali światowej” A jednocześnie – „spojrzałem na ścianę i zobaczyłem tam wysoko, prawie pod sufitem, wbity w ścianę hak, w gołą ścianę wbity samotnie, tragicznie (…) Obywatele świata. Europejczycy. Tylko ten hak w ścianie, wbity, wbity… tylko ów kościotrup bratni, śmierć w pobliżu”. Jak – dozując napięcie wykazuje Gawin – polskość która budzi się w Gombrowiczu, przybiera postać konfrontacji z tożsamością niemiecką, Gawin zwraca uwagę na fragment, który dla inteligenta wychowanego na krytycznej interpretacji Gombrowicza musi być gorszący: „Przyznajcie, że w mojej polskiej duszy Berlin, ten powojenny, musiał wywołać burzę – mściwości, zgrozy, sympatii, podziwu, potępienia, leku, uznania, przyjaźni, wrogości (…) Na nic! Na nic! Nie bądźcie dziećmi, wasze uśmiechy i wszystkie wygody, jakie moglibyście mnie ofiarować, nie zniweczą jednej minuty jednego jedynego z polskich konań wielotysięcznych, a tak urozmaiconych, o tak rozpiętej skali udręczenia. Nie dam się uwieść! Nie przebaczę!” Czy ów hak wysoko wbity w ścianę, czy ten drugi biegun gombrowiczowskiego programu wytrąci polskiego inteligenta ze zgubnej wiary w zbawcza moc imitacji?
Tym wpisem na blogu nadrabiam wyrzut sumienia, po nieodrobionej jeszcze lekcji Dariusza Gawina – „nie wierzcie interpretacjom, czytajcie dokładnie trzeci tom dzienników Gombrowicza!” Ciągle pozostaje mi w pamięci jedna z dyskusji, w której osamotniony przekonywałem zachłyśniętych w europejskości znajomych, że tak jak i ja, tak i oni nie dość jeszcze wiemy o nas samych, o swojskości o polskości. Bezradny, w poczuciu osamotnienia, sięgnąłem po Gawina – zamiast rozumieć polskość jak „gotuj z Kuroniem” – zróbcie sobie „czytaj z Gawinem” – po lekturze nie będziecie już tacy sami. Ksiązki zacząłem czytać w wieku 15 lat. Przyznaje się, moje lektury Manna i Dostojewskiego nie były zbytnio pogłębione. A Gawin wrażliwości i przenikliwości uczyć potrafi. Jak mówiła 8 grudnia 2006 roku we Wrocławiu Prof. Marta Wyka w swej laudacji na cześć Gawina – „Dobry eseista potrafi z elementów tej samej układanki stworzyć zupełnie nową całość. Na tym polega jego pisarska predyspozycja. I Gawin potrafi ze starych, wyczytanych na nice, zdawałoby się, utworów, wydobyć ich ukryte, potencjalne możliwości. Można jego pomysły zaakceptować bądź odrzucić. Ale niepokój pozostanie – niepokój wywołany myślą i tekstem, trudno zaś o bardziej fortunne połączenie.” Do pokolenia uczącego się czytać klasyków na Gawinie dołącza Artur Bazak. Obaj opowiemy kiedyś naszym wnukom, jak to Gawin Gombrowicza z lewackich uścisków wyzwalał. Czytaj z Gawinem!
P. S. Polecam także tekst Dariusza D.
Inne tematy w dziale Polityka