Często słyszę: „Troje dzieci? Podziwiam cię!”. Ci, co tak mówią, nie podziwiają mnie. Jeśli kogoś podziwiamy, chcielibyśmy go naśladować, a oni nie chcą – pisze Katarzyna Pazdan w najnowszym numerze „Frondy”. Dzieci w dzisiejszym świecie stają się problemem. Mówienie o dzieciach w kategorii daru zawsze zostanie odebrane jako katolicki głos daleki od twego domu. Świadectwo Katarzyny Pazdan jest próbą dość pragmatycznego rozważenia dlaczego nierozważnie jest „unikać” dzieci.
Zanim przedstawię argumenty Autorki „Frondy”, przypomnę dzisiejsze, niezwykłe świadectwo Naszego salonowego Popisowca, adresowane głównie do „ludzi młodych, mających dziś przed sobą mnóstwo dróg, którymi mogą podążyć. Chcę im powiedzieć, że ta, na której są małe istoty odbierające dużym istotom ich czas, pieniądze, część marzeń, jest najbardziej fascynującą ze wszystkich, jakimi człowiek może podążać. To jest w sumie bardzo proste. Zaproponujcie mi dowolne pieniądze, dowolną karierę, dowolną sławę, dowolne marzenia i połóżcie na drugiej szali moje dziecko/dzieci, a nie będę miał najmniejszego problemu z odpowiedzią. I najmniejszych wątpliwości. Tak to działa. Tylko że tego nie wiedziałem, dopóki nie zostałem ojcem.”
Popisowiec odkrywa swe uczucie, Katarzyna Pazdan zastanawia się natomiast, czy ci, którzy wychowują jedynaczkę, w rodzinie obfitującej w ciotki i wujków bez dzieci, zdają sobie sprawę z tego, że w przyszłości skazują swa córkę na opiekę nad pokaźną grupką osiemdziesięcioletnich staruszków? Oto pragmatyczny argument za pomnażaniem rodziny w każdym pokoleniu. A może z góry plan jest taki, aby córcia wylegiwała się na Kanarach, starzy rodzice zaś wykupią w aptekach zestawy auto-eutanazyjne? Kiedy ma się bogatego wujka, który żyje na kocią łapę ze swoją partnerką, nie myśli o dzieciach, korzysta z życia – na weekend wypad w góry, wieczory w knajpach, spanie do południa… To ma się ochotę albo go zabić albo wręcz zmusić do ojcostwa. Bo przecież nasze dziecko nie będzie się jeszcze zramolałym dandysem zajmowało…?
Przed Chrześcijaninem okropna pokusa – czy nie pójść w ślady tych co to wynajmują za 6 tyś. dom w Toskanii na dwa tygodnie wakacji żeby jedynaczce pokazać kawałek świata, czy jednak decydować się na dzieci i przekonywać swą wesołą gromadkę, że Polska jest równie piękna i jechać pod namiot „nad zimny Bałtyk osnuty deszczowymi chmurami”. Czy „sugerowanie tym, którzy nie zostali pozbawieni możliwości rozmnażania się, aby się rozmnażali, jest atakiem na cudzą wolność, czy raczej aktem samoobrony?” Wiadomo przecież, że zło prywatne oddziałuje na nas wszystkich, a spadek urodzin dotknie także i nasze dzieci.
Interesujące świadectwo Katarzyny Pazdan Redakcja „Frondy” okrasza ilustracją nawiązującą do reklamy społecznej jaką znamy w wykonaniu Fundacji Świętego Mikołaja – „Mama w pracy”. Druga odsłona tej kampanii, po słynnym bilboardzie: „Nie chcę dziecka bo będę miała kłopoty w pracy”, przynosi nam mamę już w ciąży, która mówi: „Boje się że po powrocie wyrzucą mnie z pracy”. Na łamach „pisma poświęconego” spotykamy szydercze: „Nie zdecyduję się na kobietę, bo będę miał kłopoty w domu”! Czy to kpina ze słusznej i potrzebnej akcji Fundacji, czy też jest to krzyk rozpaczy, że żyjemy w kulturze, w której mieć żonę to szczyt heroizmu, a liczne potomstwo to samobiczowanie? W pierwszym wypadku byśmy się pogniewali, w drugim – to jedynie pomysłowe przekonywanie przekonanych.
Bez względu na to, z moją przyszłą żoną na pewno będziemy czytać „Frondę”, a na pierwszą komunię zamówimy naszym dzieciom prenumeratę. Na bierzmowanie dołożymy prenumeratę „Teologii Politycznej” (jednym słowem, dzieciaki będą mieć przerąbane, ha, ha). W Gazetach zaś, będziemy szukali ogłoszeń matrymonialnych dla krnąbrnych wujków i znajomych. Znajdywać będziemy już chyba tylko takie: „Szukam żony z katolickiej rodziny… wielodzietnej”.
P. S. Wpisem tym zasłużyłem sobie na reakcję Igły.
Inne tematy w dziale Polityka