Najnowsza powieść Bronisława Wildsteina, to nie tylko literacki obraz życia polityczno-medialnego współczesnej Polski, to nie tylko powieść publicystyczna z kluczem, to także zaproszenie do spojrzenia na Rzeczpospolitą z perspektywy spraw ostatecznych. Tytuł powieści, Dolina nicości nawiązuje do często przywoływanego Psalmu 23, w którym wyznajemy bezgraniczną ufność Chrystusowi jako Pasterzowi i dobremu Gospodarzowi: „Pan jest moim pasterzem, nie brak mi niczego. Pozwala mi leżeć na zielonych pastwiskach. Prowadzi mnie nad wody, gdzie mogę odpocząć: orzeźwia moją duszę. Wiedzie mnie po właściwych ścieżkach przez wzgląd na swoje imię. Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną.” Tradycje myślenia o władcy-pasterzu sięgają pism Platona i Ksenofonta. Tu jednak chodzi o ukazanie mocy zaufania Wyższemu, mocy, która wyzwala z nie dającej nadziei szklanej pułapki ziemskich intryg, które bez pozaziemskiej perspektywy wydają się nas przerastać.
Jeden z bohaterów książki, komentując w towarzyskiej rozmowie przy alkoholu przywołany fragment psalmu dawidowego, wykuwa teologiczną metaforę dzisiejszej Polski: „Ciemna dolina. Dolina zła. Dziedzina szatana, wroga rodzaju ludzkiego. I tylko Pan, który czuwa nad nami, uwalnia nas od lęku, klęski. Ale jeśli nie ma Pana? Odszedł, ukrył się przed nami? Albo: jeśli go nigdy nie było? To nie ma także szatana. Nie ma doliny ciemności. Jest nicość, dolina nicości.” Jak rozumieć tytuł powieści?
Polska jako dolina nicości, dolina w której nie istnieje trwałe odniesienie do prawd transcendentnych, to kraj w którym nie ma zdrajców a zamiast nich są kozły ofiarne, to kraj, w którym największym miłosierdziem jest zdjąć i ostatecznie przekreślić ciężar winy. To kraj, w którym kultura jest do pewnego stopnia zabawą, grą znaczeń pozwalającą na niekończące się przymiarki do rozmaitych wyborów, a w konsekwencji to kraj, w którym żąda się końca wzajemnych oskarżeń, wzajemnego obwiniania, to kraj, którego ziemscy demiurgowie wierzą w możliwość przełamania fatalnego kręgu ofiar i podejrzeń. Dolina nicości, to kraj, w którym każdy wyznający, że istnieje prawda, czy poszukujący sprawiedliwości, usłyszy: „Ludzie o moralności troglodytów wykrzykują słowa, których nie rozumieją. Sprawiedliwość, wołają, a myślą o zemście. Prawda, wyją, a chcą tą prawdą podeptać godność ludzką.”
W tak zadekretowanej filozofii kultury Dolina nicości musi stać się obszarem, w którym sprawiedliwość wymierzana będzie przez tych, którzy mają moc stanowić ją arbitralnie, poza wszelką logiką, wedle swych interesów. Jak czytamy w ostatniej, wielkiej encyklice Benedykta XVI, taki: „protest przeciw bogu w imię sprawiedliwości niczemu nie służy. Świat bez Boga jest światem bez nadziei. Jedynie Bóg może zaprowadzić sprawiedliwość. A wiara daje nam pewność: On to robi.” Z takiej perspektywy możemy zrozumieć losy bohatera powieści Wilczyckiego. Dziennikarz, który po opublikowaniu materiałów wskazujących iż jeden z Autorytetów moralnych III RP był tajnym współpracownikiem służb bezpieczeństwa, skazał się na publiczny ostracyzm i zawodowy niebyt. Po tym jak okaże się, że starzy znajomi Wilczyckiego zachowywać będą doń bezpieczny dystans, odwrócą się przyjaciele, w tym ukochana kobieta, otrzyma on pomoc, z drugiej strony barykady. Przyjęcie tej pomocy mogłoby stać się krokiem ku przebaczeniu, kiedy Wilczycki utrzyma jednak świat twardych odniesień, i mocnych wartości, ów krok stałby się jedynie zaprzeczeniem dotychczasowej drogi, czyli klęską. Bohater na ostatnich kartach powieści odrzuca – jak się wydawało – ofertę ostatniej nadziei i decyduje się na wyjazd do Przemyśla, do Przemyśla, w którym spotkał starego przyjaciela z czasów opozycji. „Zacznijmy zbawianie świata od Przemyśla. A co nam szkodzi? Jeśli nie można inaczej...” Wydawałoby się nieoczywista decyzja, decyzja heroiczna, jest tą, która afirmuje prawdę, o tym, że tylko to co w powieści niesie ze sobą Przemyśl, daje nadzieję, bo „nawet najlepsze struktury funkcjonują dobrze tylko wtedy, gdy w społeczności są żywe przekonania, które są w stanie skłaniać ludzi do wolnego przyjęcia ładu wspólnotowego.” Jeśli owe przekonania w Dolinie nicości zostały pogwałcone i nie wydaje się, aby można je było przywrócić, jedyne prawdziwe co pozostaje, to możliwość zbawienia Przemyśla.
Powieść Wildsteina jest nie tylko oczekiwanym opisem współczesnej Polski, pod postacią notatek z doświadczeń i problemów pokolenia Autora, ale jest jednocześnie raportem o tym, co czeka nowe pokolenie prawicy. Wildstein w zawstydzający sposób przeciera szlaki w diagnozie specyficznego sojuszu. W latach `90 prawica fascynowała się opisami sojuszu lewicowej inteligencji wywodzącej się z opozycji z postkomunistycznymi aparatczykami. Dzisiaj, owa grupa dokonuje taktycznego poparcia nowej lewicy, inicjującej rewolucję w języku, chcąc zawładnąć procesem przemian kulturowych. „Chrześcijaństwo jest archaiczne w swoim obecnym, kościelnym wydaniu, choć nawet wśród jego hierarchów odnajdziemy takich, co rozumieją ducha nowoczesności. Ale św. Paweł jest naszym współczesnym, jak pisze Alain Badiou. Trzeba tylko odskrobać go z tej teologicznej skorupy. Musimy odzyskać chrześcijaństwo.” Oto głębsze podstawy planu innego bohatera powieści, jednego z najpopularniejszych dziennikarzy wywodzącego się z opozycji, dziś, postulującego sojusz starej i nowej lewicy wokół przebóstwianej, bezgranicznie rozumianej „tolerancji”. Pozwoli ona skutecznie z jednej strony zablokować przywracanie pamięci, jak i bardziej doraźnie – raz na zawsze uniemożliwi lustrację, z drugiej strony stanowi przecież naczelną wartość, kamień milowy i punkt wyjścia środowisk alternatywnych, wszystkich „wykluczonych”, nawet najbardziej absurdalnie kreowanych mniejszości.
Lektura Doliny nicości może stać się punktem zapalnym, sygnałem mobilizującym do działania nowy konserwatywny ruch dwudziesto i trzydziestolatków. Obok „Demokracji Peryferii” czy publicystyki Twórców „Teologii Politycznej”, Dolina nicości stoi na tej samej półce, na półce tworzącej kanon najgłębszych dzieł wychowujących znaczną część młodego pokolenia Polaków. Wildstein napisał bowiem nie tylko ważną powieść dla swojego pokolenia, zostawia także coś ważnego przyszłej generacji. Mimo to istnieje poważne ograniczenie tego cennego spadku, ponieważ „wolność zakłada, że przy podejmowaniu fundamentalnych decyzji każdy człowiek, każde pokolenie jest nowym początkiem. Oczywiście nowe pokolenia muszą budować na wiedzy i doświadczeniach tych, które je poprzedzały, jak też mogą czerpać ze skarbca moralnego całej ludzkości. Ale mogą to też odrzucić, ponieważ nie musi to być tak samo ewidentne dla nich jak odkrycia materialne.” Ale po lekturze pozostaje nadzieja, nadzieja, że także i my, zdołamy wsiąść do pociągu z biletem do Przemyśla. Czym okaże się nasz Przemyśl?
Tekst opublikowany na stronie internetowej powieści.
Bronisław Wildstein, str. 329
Inne tematy w dziale Polityka