Aleksandra Jakubowska Aleksandra Jakubowska
6221
BLOG

Co z tym rządem?

Aleksandra Jakubowska Aleksandra Jakubowska Rząd Obserwuj temat Obserwuj notkę 86

Kiedyś jedna gazeta chciała decydować o składzie rządu. Były czasy, gdy to jej się udawało i rządzący zaczynali dzień świtem od uważnego studiowania jej łamów, drżąc w obawie, czy nie znaleźli się na celowniku. Wystarczył jeden artykuł, a premier odwoływał ministra, by tylko nie narazić się Wielkiemu Autorytetowi. I proszę nie mówić, że przesadzam, bo podam przykład…

Dzisiaj na szczęście ani ta gazeta, ani inne media nie mają takiej siły, ale chęci, by meblować gabinet przyszłej premier nadal są wielkie. Z lekkim rozbawieniem czytam i słucham, jak małe Małgosie  i mali Jasiowie  wyobrażają sobie kuchnię polityczną i jak snują teorie, nie mające żadnego pokrycia nie tylko w faktach, ale nawet teorii sprawowania władzy. Podobno ornitolog nie musi umieć fruwać, ale chociaż powinien wiedzieć jak to się dzieje, że ptaki latają. Części braci dziennikarskiej wydaje się, że wie i grzmi, pouczając polityków, co powinni robić.

A więc po pierwsze – wydaje im się, że tuż na drugi dzień po wyborach zwycięskie ugrupowanie powinno ogłosić skład rządu, a prezydent natychmiast ogłosić jak najbliższą datę pierwszego posiedzenia Sejmu. Otóż radzę zajrzeć do dokumentów i sprawdzić, jak to się miało w poprzednich kadencjach. Miało się różnie, ale na pewno nie w tak ekspresowym tempie, jak żąda się teraz.

Także zdziwienie niektórych budzi fakt, że PiS, który jako pierwsza partia może samodzielnie rządzić, tak się „grzebie”  z urządzaniem gabinetu. Nasi domorośli politycy zapominają, iż de facto zwyciężyła  k o a l i c j a trzech partii i cała, nawet jeśli nieformalna, procedura uzgadniania koalicyjnego porozumienia musi być zachowana.

Giełda nazwisk oczywiście funkcjonuje jak zwykle, a nawet zaczęła przed wyborami, co nie jest precedensem, bo zawsze tak bywa, ale jakoś  wyjątkowo teraz ogromną wagę przywiązuje się do kompetencji przyszłych ministrów. Otóż drodzy Państwo rząd to nie akademia nauk,  skupiająca w swoim gronie wybitnych fachowców w danych dziedzinach. Rząd to politycy, którzy dostają do realizacji politycznych celów ministerstwa i całą administrację rządową. Ministrowie mają pilnować, by program, z którymi ich ugrupowanie ( ugrupowania) szło do wyborów, został zrealizowany, a jak to zrobić – od tego mają fachowców w swoich urzędach i możliwość korzystania z eksperckiej wiedzy specjalistów.

 Sformułowałam  kiedyś dość ryzykowną opinię, iż minister edukacji nie powinien być nauczycielem, minister zdrowia – lekarzem,  minister sprawiedliwości – sędzią, adwokatem czy też  prokuratorem itp.   Bo kiedyś przestana być ministrami i będą musieli wrócić do swoich środowisk zawodowych, a takie powroty bywają trudne, jeśli czasami jest się zmuszonym dla dobra państwa działać na ministerialnym stołku przeciw korporacyjnym interesom. W końcu jeśli minister obrony musi być cywilem, to czemu nie…?

Ale takie działania ministrów są możliwe tylko przy sprawnie działającym aparacie urzędników i tu wcale nie chodzi o ich liczbę, ale jakość. I tu powraca odwieczny temat służby cywilnej. Niestety, próby skonstruowania korpusu służby cywilnej, nie wspominając nawet o dyplomatycznej nie były na rękę kolejnym rządom i dlatego wszelkie konkursy miały głównie na celu przepchnięcie „swoich” – często miernych, biernych, ale wiernych. I kiedy słyszę trwożne obawy, iż nowa władza wyczyści  ministerstwa i urzędy „do sprzątaczki”, to pytam, gdzie byli ci wszyscy wołający dzisiaj na puszczy, gdy przez lata deprecjonowano ideę służby cywilnej.  Ciekawa jestem, czy nowa władza będzie chciała w tej dziedzinie wprowadzić europejskie standardy. Pamiętam, jak będąc świeżo mianowanym rzecznikiem  rządu spotkałam się ze swoim austriackim odpowiednikiem. Zapytałam, jak długo pełni swoja funkcję. Odpowiedział, że 20 lat…Federacyjne rządy się zmieniały, a pan N. jako urzędnik służby cywilnej wiernie im właśnie służył.

 

Im bardziej dyskretne rozmowy w sprawach konstrukcji nowego rządu, tym więcej spekulacji i wyssanych z palca plotek. Tworzone są tzw. fakty medialne, a od polityków żąda się, by natychmiast je komentowali. Najbardziej niedorzeczne pomysły personalne są traktowane ze śmiertelną powaga, a każda niezbyt precyzyjna wypowiedź prominentnego polityka zwycięskiego obozu, a także jej brak jest z pełną powagą interpretowana w  rozdętych „poważnych  politycznych  analizach”.

 Niestety, pęd do mikrofonów jest wadą każdej opcji. Pamiętam czasy, kiedy posiedzenia Rady Ministrów odbywały się w Sali Świetlikowej URM, a dziennikarze koczowali pod jej drzwiami, czyhając na wychodzących na papierosa ministrów. Premiera Oleksego do szału doprowadzał pewien minister, który jak tylko coś przeprowadził przez rząd, wychodził  i natychmiast o tym informował dziennikarzy. Kiedy pewnego razu nie wytrzymał i zaczął się irytować podczas posiedzenia, Stanisław Żelichowski skomentował to następująco: Panie Premierze, pies, jak zobaczy latarnię, nie może się oprzeć. Nasi niektórzy koledzy mają to samo w stosunku do kamery i mikrofonu.

Życzę zatem większej powściągliwości zarówno tym, którzy ów mikrofon trzymają, jak i tym, którzy na jego widok po prostu muszą.

 

 

Pewnie zupełnie inna, niż mi się wydaje, a na pewno - niż myślą inni...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka