
Tak, być może był to zwykły przypadek, ale 48 godzin temu wyglądało to nieco inaczej. Puściłem na Salon notkę o ‘latających kolibrach’ i ‘podejrzanych’ konszachtach PJN z US Defense Advanced Research Projects Agency. Po kilku minutach sprawdziłem, jak się jej (notce) żyje na łonie blogowej natury – czuła się dobrze i kręcił się już koło niej miły komentarz, miłośnik zajączków (Ander). Ledwo zdążyłem odpowiedzieć, a tu klops – biały ekran i brak połączenia...
Zacząłem miotać się, jak premier na orlikowym boisku. Wyczerpałem cały repertuar swoich komputerowych umiejętności: firewalls, clean-up, adds-on itd. Skonsultowałem się nawet z sąsiadem, programistą w Yahoo, i nic – dalej biały ekran...
Naszły mnie ponure myśli. Co ja teraz pocznę bez Capy, Aspiryny, Kasandry, Pięknych Myśli, Coryllusa, Lema, Panny Wodzianny, wielu ‘bardzo wybitnych’ i całej plejady wspaniałych blagierów, umilających mi poranki i wczesne popołudnia. Co teraz? Będę czytał książki? Będę włóczyl się po barach? Wpadnę częściej do biura? Brrrr, przeszły mnie dreszcze na samą myśl o takiej, pozbawionej emocji, egzystencji...
Zadzwoniłem do kumpla w Langley - byłem zdesperowany. Dzwonię do niego tylko w sprawach wysokiej wagi, gdzie racja mojego stanu jest na najwyższym poziomie zagrożenia.
„Doigrałeś się.” - odpowiedział z ironią w głosie, po tym jak opisałem mu całą sytuację.
„Na pewno dopadły cię RYBKI*, za przekazywanie poufnych informacji...” - dodał.
„Ale ja tylko tak żartowałem. Możesz to jakoś odkręcić? ”– załkałem z nadzieją.
„OK.” – klik…
Nie mogłem usiedzieć w bezczynności, musiałem działać. Pognałem więc do biura. Z nadzieją włączyłem komputer. Kilka uderzeń w klawiaturę, i na monitorze pojawił się złowrogi - ‘NO CONNECTION’. Zamarłem w bólu. W mojej głowie rozpętała się burza:
„Też wymyśliłeś, na dowcipy ci się zebrało, terrorysta! A co z innymi? Co z moimi współ-blagierami? Czy ich też pożarły RYBY? ”
Wróciłem do domu w rozterce... Późno w nocy, zadzwonił telefon. Po drugiej stronie, zmęczony głos wymruczał mój los:
„To nie RYBKI. Wygląda na to, że to sprawa lokalna. Ktoś zarządził DDoS atak. Serwer niemiecki, chyba w Dreźnie, ale nie mam pewności – to już nie mój wydział.”
„Czyli to nie ja?!” - wykrzyknąłem z ulgą.
„No tego, to nie możemy być pewni do końca. Nieprawdaż? ” – zadrwił, klik...
Następnego dnia... Alleluja !!!
*PISCES - RYBY (Personal Identification Secure Comparison and Evaluation System)
Gdy wieją wichry zmian, jedni wznoszą mury, inni budują wiatraki, a ja? dbam o duszę...
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości