Na miejscu Jarosława Kaczyńskiego, pośpieszyłbym natychmiast do urzędu patentowego i zarejestrował swoje nazwisko, jako wynalazek Kaczyński™, co pozwoliłoby mu na pobieranie słonych tantiemów od wszelkiej maści mediów i partii politycznych, które do tej pory zbijały na nim niezłą kasę. Nie jest jeszcze za późno, bo przed nami kolejne cztery lata politycznego cyrku...
Nic mi do Prezesa. Nie znam go jako polityka, profesora, doktora, człowieka, ani jako cwaniaka, który razem z bratem ‘ukradł’ księżyc... Nie wiem czy jest taki jakim się maluje, albo go malują, czy jest kolorowy, jak tęcza, czy zwyczajnie szary, jak listopadowy wieczór. Nie ma to dla mnie żadnego znaczenia, bowiem liczą się tylko fakty, a te są dość dziwne, jeśli nie podejrzane – ale to już problem mojej konspiracyjnej fobii, i nie o tym, choć temat sam w sobie ciekawy...
Zadziwiające jest stałe, i utrzymujące się na tym samym poziomie, poparcie części Polaków dla wizjonerstwa Prezesa, które od lat nie uległo zmianie, ani nie poddane zostało nawet delikatnemu retuszowi. Zadziwiającą jest ta stałość elektoratu, który ciągle wierzy w zwycięstwo prawdy i Bożą wolę... Jakby nie liczyć, to jest cirka 10-15 procent polskiego narodu – społeczeństwa nie tykam, bo kto wie, jaka wyjdzie z tego pandora... Nieważne.
Ciekawe jest to, że po blisko 10-ciu latach, partia pana Jarosława nie zdołała przekonać wystarczającej ilości Polaków do swojej dziejowej misji, by uzyskać mandat do niekwestionowanej władzy. To nie jest ciekawe, to jest podejrzane, aczkolwiek tylko dla tych co nie są stałymi członkami telewidowni...
Tusk idzie do marketu w Sopocie, Prezes wali do ‘Biedronki’. Premier rozkłada ręce na pytanie badylarza – „jak żyć?”, Jarek przywozi mu belkę plastyku. PO na swojej konwencji śpiewa po angielsku, PiS na swojej klaszcze w tym samym języku. Donald ładuje się do ‘Tuskowoza’, Jarek –oszczędny- wali pociągiem do Gdańska...Raz, dwa, raz, dwa, raz, dwa... Tusk lansuje niezdeklarowanego płciowo Palikota (ojcem chrzestnym - Jerzy Urban), Kaczyński wysyła do walki Kowala ( matka - Kluzik-Rostkowska - porzuca bękarta i rzuca się w objęcia kochanka). Rytmicznie, z przytupem, stajemy się nieświadomymi uczestnikami najnowszej wersji tańca chochołów.
A tu nagle OBOP podnosi alarm, przerywa pląsy, bo sondaże nie stoją w zgodzie z ostatecznym wynikiem wyborów. Ruszają do boju zastępy wybitnych komentatorów, tuż za nimi tuzy polityki, a na koniec wybrani wizjonerzy z Michnikiem na czele. To za mało – naród zaczyna coś podejrzewać. I co teraz...? Miało być bez debaty, a tu ‘nagle’... Jarosław Kaczyński - sam, bez namowy - wystawia się na atak lisowskiej hordy, i jakby tego było za mało – zdradza tajemnicę Googla, że Merkel to... I kółeczko rusza. Hmmm.
Błąd? Zagadka? Pomyłka? Kto wie? Może tak, może nie. A jeśli nie, to w tym przypadku śpieszę z wybitną radą – ba, fenomenalną. Nie wiem czy Prezes skorzysta, bo może być nie po linii i zachybocze się okrągło-stołowy system, a wtedy bój się Putina, hamulców w samochodzie nie ma...
PiS potrzebuje bandy cwaniaków, najlepiej z patriotycznym zacięciem - choć to warunek niekonieczny. Wystarczy słono opłacona lojalność (tak to cyniczne, ale trzeba pamiętać z kim się walczy), zamiłowanie do hazardu i ryzyka, twardość ducha no i trochę wiedzy... Tak, potrzeba grupy najemników zaprawionych w bojach na globalnej scenie, co to z nie jednego pieca chleb kradli, i nie na jednym kontynencie dorabiali się i żyli, nie bojąc się chodzić na skróty, a przy okazji pogadać z księdzem we własnej parafii. Takich co im język kołkiem w gębie nie staje na widok pierwszej lepszej stokrotki, ani nie robią w gacie na widok wypłowiałego lisa, ale walą doń z dwururki, jak z karabinu maszynowego. Żadnych tam konwenansów, uśmieszków, półsłówek wypowiadanych półgębkiem z przepraszającym gestem pulchniutkiej i ładnie wypielęgnowanej dłoni prosto z salonu kosmetycznego... Takich co nie mają problemu z pójściem na kompromis, a potem wykonać manewr Brutusa. Nieszlachetne? Niegodne? Taka jest polityka – pobudka.
Żadne tam Hofmany, Ziobra czy Kurscy – to liga okręgowa, dla której gra na orliku to marzenie i szczyt możliwości. Nie wolno zapominać, że konkurencja ma wielu swojej maści cwaniaków, do tego z mentalnością szmalcownika, pokroju Sikorskiego, Palikota, i zmarłego Leppera, choć i oni padliby na mordę po pierwszej rundzie z moimi najemnikami... Polacy przyzwyczaili się do politycznego show, więc PiS musi im dostarczyć emocje, w których ich potencjalni kandydaci nie marzą o zwycięstwie, ale mają na nie realne szanse, co tam szanse – idą po zwycięstwo na pewniaka. Z takimi, ludzie lubią się utożsamiać, bo daje im to poczucie własnej wartości. Każdy kochał Fortunę, Lubańskiego, Kozakiewicza... Każdy kocha Kowalczyk, siatkarzy, Kubicę... Nikt nie klaszcze skopanej Wiśle, a tym bardziej nie będzie na nią głosować – tylko najbardziej zatwardziali kibole...
Trener Smuda już dawno odkrył, że nie ma co czekać na pierwsze owoce akcji tuskowych orlików, czy też na cud w PZPN, i sięgnął po zasoby poza granicami kraju – niekiedy kuriozalne, ale dzięki temu mecze polskiej reprezentacji można już oglądać do ostatniej minuty, bez obawy o niespodziewany zawał serca... Zawodowiec wie, gdzie jest las i tartak, a gdzie dopiero wybiera się sadzonki i kopie rowy pod fundamenty... Rzecz jasna nie namawiam do robienia światowej łapanki na wytrawnych polityków z polskim pochodzeniem – choć tego nie wykluczam, bo w tej grze wszystkie chwyty są dozwolone, co już wielokrotnie udowodnił nasz coraz mocniejszy kanclerski premier – ale sugeruję rozszerzenie horyzontów i sięgnięcie po ludzi, dla których sukces to olej napędowy dla ich szarych komórek, dla których sukces to poranna modlitwa, a wieczorem powiększone konto w banku, dla których życie nie zatrzymuje się w ujściu Wisły..
Gdy wieją wichry zmian, jedni wznoszą mury, inni budują wiatraki, a ja? dbam o duszę...
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości