Kiedy na sejmową mównicę zwiewnie wstąpił poseł Biedroń, cała sala zamarła w bezruchu i wstrzymała oddech w oczekiwaniu na kolejną dawkę humoru i niekonwencjonalnej lekkości w traktowaniu nawet najbardziej śmiertelnego w swej powadze tematu. Poraz kolejny – nie zawiódł. Krótkie wystąpienie powiało, jak zwykle świeżością i dość szybko rozjaśniło ponure nastroje panujące na sali obrad. Tym razem nasz ulubieniec przemówił, jako reprezentant klubu parlamentarnego partii Palikota i wyraził opinię w kwestii votum nieufności wobec ministra spraw zagranicznych, Radosława Sikorskiego. Sprawa nie do śmichu, rozbawiła nawet samego premiera.
Gdybym nie wiedział, że poseł Biedroń to reprezentant mniejszości praktykującej odmienne formy doznań seksualnych, niż przeciętna heteroseksualna para, to powiedziałbym, że w swojej oracji, co drugie zdanie wchodził Tuskowi w tyłek, i do tego bez użycia mydła... Ale nie powiem, bo byłoby to uznane za homofobię i przekręconą interpretację słów lekkich i powiewnych. Dlatego, aby uniknąć posądzenia o brak tolerancyjności i nie kroczenia z duchem kolorowego czasu, ograniczę się do prostych skojarzeń wyrażonych w sposób przejrzysty i dosadny.
Poseł Biedroń w swoim krótkim wystąpieniu zakreślił nie tylko ramy w jakich będzie operowała partia Palikota, ale także z góry ustaloną pozycję w stosunkach z członkami partii rządzącej – szczególnie z premierem Tuskiem... Uprzedzam tu przypadkowe, choć nie bez meritum, skojarzenia i wyjaśniam, że chodzi mi tu wyłącznie o wazeliniarstwo, lizusostwo i cmokierstwo. Z oczywistych, uprzednio już wyjaśnionych powodów, pomijam dupolizusostwo...
I tyle w tym temacie.
Gdy wieją wichry zmian, jedni wznoszą mury, inni budują wiatraki, a ja? dbam o duszę...
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości