No i mamy kolejną sensację. Poznański prokurator, w szumnie zapowiadanym nie-śmiertelnym spektaklu, okazał się ulicznym kataryniarzem z małpką na łańcuchu, ubawiającym zebraną gawiedź, przed występem renomowanego zespołu MY ze WSI. W tłumaczeniu: była, to rozgrzewka zmedializowanych umysłów braci Polaków, by ci wybałuszyli gały na nowy twór komunistycznej socjotechniki, okraszonego serią sentymentalnych scen, czyli smutnego w swojej miernocie przedstawienia, wyreżyserowanego przez emerytów rodem ze zdychającego w konwulsjach PRL-u. Tak moi drodzy, upłynęło już 67 lat od chwili narodzin komunistycznego bękarta. Postarzał się dość mocno, ale jeszcze zgrzyta zębami, choć to tylko proteza.
Wybitni polscy naukowcy potrzebowali blisko dwóch lat, by stwierdzić fakt, który – feralnego kwietnia – był już znany w całej Polsce, nawet przedszkolakom.. Jedynie słuszna gazeta zapierała się wtedy w beton, że generał Błasik był w kokpicie, ba, nawet próbował wyrwać stery samolotu z rąk kapitana Protasiuka. A tu sensacja, bez niespodzianki, tak jakby wyjaśnienie tego spornego faktu, że generała Błasika tam nie było, miało ostatecznie zamknąć sprawę katastrofy smoleńskiej. Winni kłamstwa zostaną surowo ukarani i przykładem ministra Klicha zesłani na przymusową emeryturę w senacie... I szlus. Tak przynajmniej chcą rządowi bajkopisarze.
Świadczy to o tym, że repertuar smoleńskich bajerów jest już na wyczerpaniu, a i kozłów ofiarnych, jak na refundowane lekarstwo. Doprawdy, żenujący spektakl. Ale czy publika to łyka, bo ja nie widzę zgniłych pomidorów...
Gdy wieją wichry zmian, jedni wznoszą mury, inni budują wiatraki, a ja? dbam o duszę...
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości