Ułożył mi się dziwny ciąg wydarzeń związanych z katastrofą w Smoleńsku. Być może na końcu okaże się, że nie ma w tym nic tajemniczego, ale dopóki co pozwolę sobie, tak dla przypomnienia, przywołać niektóre - pozornie oderwane - fakty.
Tuż po ‘nieudanym’ lądowaniu TU-154M, rosyjscy żołnierze w świetle fleszów i telewizyjnych kamer, wymieniają uszkodzone żarówki na pasie startowym.
Dochodzi do cyrkowego przedstawienia z ‘szympansami’ z budy kontrolnej w roli głównej. Przy okazji znikają zapisy rozmów z załogą TU-154M. Znaczy pozostają tylko te, które wskazują na to, że samolot faktycznie podchodził do lądowania i był na ścieżce...
Zapisy z czarnej skrzynki są wielokrotnie kopiowane, przesłuchiwane, i za każdym razem, za sprawą najwyższej klasy ekspertów dopasowywane do najnowszych wersji wydarzeń. Generał Błasik był pijany, potem był w kokpicie, potem zniknął – kokpit zresztą też... To bez znaczenia. Istotna jest ciągla obecność generała, nawet ta cicha, bo głównym celem jest uwiarygodnie zapisów...
Wrak leży sobie w magazynie na świeżym powietrzu, i w zależności od pogody, albo praży się w słoneczku, albo marżnie pod kilkoma metrami śniegu. Ważne, że tam jest, i pozostaje, jako niemy dowód tragedii. Co jakiś czas rzuca się kilka zdjęć na szpalty popularnych gazet, by pamięć nie zagasła.
A jakby tego było za mało, to wyskakują radni z Ursynowa z nowymi rewelacjami o szczątkach Tupolewa ukrytych w smoleńskim garażu. Jakiś dobrotliwy obywatel specjalnie czekał na ich przyjazd, by zaoferować skrzętnie przechowane relikwie...
Po dwóch latach od katastrofy dokonuje się ekshumacji trzech ciał, a ponownie przeprowadzone sekcje zwłok ujawniają kardynalne błędy popełnione przez rosyjskich patologów. Do tego w ciele śp. Przemysława Gosiewskiego znaleziono obce przedmioty, w tym nieco ziemi ze Smoleńska... Rosjanie zbeszcześcili ofiary katastrofy! Podnosi się wrzawa i zrozumiałe oburzenie. I oto chodzi, bo mamy kolejny dowód - odrażający, ale jeszcze raz potwierdzający prawdziwość i miejsce wydarzeń. Znowu wszystkie oczy skierowane na Smoleńsk...
No właśnie. Od dwóch lat z uporem maniaka, dostarcza się kolejnych, często sprzecznych z oficjalną wersją dowodów, że doszło do katastrofy lotniczej na Seviernym. Ta uporczywość, doprowadzona niemal do obłędu, musi budzić podejrzenia, a w najlepszym wypadku - krytyczny sceptycyzm. To już nie jest prezentacja spójnych faktów, ale siłowe faszerowanie indyka...
Coś tu nie gra.
Gdy wieją wichry zmian, jedni wznoszą mury, inni budują wiatraki, a ja? dbam o duszę...
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości