Mamy dwa serca. Jedno małe - pełne małostkowości, drugie wielkie – hojne i szlachetne. Jak zachowywujemy się w danej sytuacji, zależy od tego, które serce bije mocniej w owej chwili.
Kiedy jesteśmy zmęczeni, w stressie, albo czujemy się niedocenieni i niekochani, wtedy reagujemy pełni negacji i złości. Właśnie wtedy do akcji wkracza to małe serce, które uderza wzmożone, bo jest w dołku. To jest serce, które tętni na widok doznanych ran i niepowodzeń. To jest serce, które jest stale drażnione i wściekłe. To jest serce, które czuje niesprawiedliwość życia i postrzega innych, jako zagrożenie dla własnej egzystencji.
Na szczęście jest jeszcze to drugie serce – wielkie, przepastne, hojne i pełne szlachetności. To jest serce, które zaczyna bić, kiedy rozwijamy skrzydła i niczym Ikar ulatujemy w przestworza. To jest serce, które czuje empatię i współczucie. To jest serce, które jest przepełnione płomiennymi ideami. To jest serce, które ma nadzieję, że jesteśmy zdolni przekonać innych do miłosierdzia i przebaczenia. Wyzwaniem jest, by to serce bilo częściej, niż to pełne goryczy i jadu…
Tu ujawnia się wyrazisty konflikt. Z jednej strony tkwi w nas poczucie świętości, które jest zwierciedlanym odbiciem piękna i czystości życia. Z drugiej strony – jest ten ktoś, który wyznaje, że nie chce przegapić zabawy grzeszników. Pragniemy zbawienia, a jednocześnie chcemy doznać piekielnych emocji. Jednym słowem, gramy w ping-ponga z naszymi zmysłami. O poranku powiewamy habitem matki Teresy, a wieczorem przepoczwarzamy się w terrorystę. Możemy czuć się, jak balon ideałów - Don Kichote, albo wieść żywot cynika zaspokojonego brudami niesionymi przez rzekę codziennych doznań.
Jedno dobre, drugie złe., Nieustanna walka o kontrolę naszych serc i duszy. Wielkie serce nie jest jedynie prawdziwym wizerunkiem naszego ja, ale ekspresją nas samych. Małostkowe serce nie jest oddzielnym bytem, czy innym moralnym dogmatem toczącym walkę z uświęconymi cnotami. To nic innego, jak zraniona część naszego bytu - przeklętego i poniżanego, kto wie z jakiej przyczyny. Trzeba uznać za fakt, że nasza rana nie powinna być demonizowana i ponownie wieszana na krzyżu. Wręcz przeciwnie – powinna być pobłogosławiona. Najlepszą drogą do uzdrowienia nie jest odwoływanie się do wartości moralnych i duchowych, ale poprzez eliminację błędów. Rozpalmy, to co już posiadamy – co jest w nas najlepsze.
Kiedy płomień wypali nasz egoizm i rany, dopiero wtedy małostkowość i niefrasobliwość, nie będą w stanie znaleźć sobie u nas miejsca. Nie jesteśmy przecież małostkowymi duszami, które okazjonalnie dokonują szlachetnych czynów. Jesteśmy raczej szlachetnymi duszami, które - niestety - od czasu do czasu popełniają małostkowe czyny...
Gdy wieją wichry zmian, jedni wznoszą mury, inni budują wiatraki, a ja? dbam o duszę...
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości