Fala politycznego tsunami, które przeszła przez Polskę, po nominacji premiera Tuska na przewodniczącego komisji europejskiej, dokonała dużego spustoszenia w szeregach PiS, a jednocześnie wzmocniła fundamenty partii władzy (tak na prawdę to ‘wieś’ urosła w siłę). Tak przynajmniej wykazały ostatnie sondaże. Europolacy zapomnieli o aferach, taśmach i innych medialnych tytułach, bo według słupków poparcia – najważniejsze jest dobre samopoczucie rodaka, kiedy rusza na podbój zmywaków w Rotterdamie, Paryżu czy Lizbonie (Londyn już zdobyty, a Berlin pozostaje w objęciu Rosjan i Turków). Wynika z tego jeszcze jedna nauka, a mianowicie to, że bisko 38 procent głosującego społeczeństwa, czuło się mocno niedowartościowane przez rdzennych Europejczyków – tych na zachód od Łaby. Na poprawę samopoczucia, nie zdołały wpłynąć wysokie pozycje Buzka i Bieńkowskiej w administracji brukselskiej, ani dwuletnia prezydentura EU. Dopiero zdecydowana akcja samego premiera, zmieniła poczucie alienacji w dumę płynącą szerokim strumieniem do serc.
Kim jest ten wróż, merlin, któryjak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, odmienił naszą pozycję w Europie. Do tego stopnia, że żołnierze NATO gotowi są ginąć za Gdańsk i Przemyśl. Szczecińska szpica jest tego pewnym gwarantem. Wykorzystując chwilową ciszę w głoszonych opiniach i komentarzach, wrzucę swojego szwajcarskiego franka do fontanny natchnienia.
Wbrew wielu spekulacjom, wybór Tuska nie był docenieniem polskiej pozycji w EU, ale efektem kompromisu osiągniętego na spotkaniu Merkel z Putinem, gdzie Holland odegrał rolę przystawki, mającej stworzyć wrażenie, że kanclerz Niemiec reprezentuje interesy całej Europy, a nie tylko Niemiec. W rzeczywistości w grę wchodziły jedynie interesy Rosji i nowej Rzeszy. Osiągnięto porozumienie, w którym Polska została podzielona na strefy wpływów (kolejny rozbiór, tym razem ekonomiczny), a człowieka, który był desygnowany do utrzymywania dotychczasowego balansu, zwolniono ze stanowiska i z sutą rekompensatą wysłano do Brukselii. Nic więc dziwnego, że Komorowski szaleje w Warszawie, a NATO gotowe jest stanąć w obronie niemieckich łabędzi w Szczecinie...
Wracając do Tuska. Wybór padł na kogoś, którego całe życie, to kompromis. Na kogoś, kogo bezkompromisowo postawiono pod ścianą, po smoleńskiej aranżacji. Kogoś po uszy uzależnionego od innych – na polskiego Obamę. Od młodości wykazywał zmysł do konformizmu, co okazało się - nieco później - kluczem do politycznej kariery, w czasach globalnego kompromisowania się elit... Jak Zelig, tytułowy bohater filmu Woody Allena, płynął z nurtem - kameleon nie zwracający na siebie uwagi, choć zawsze w centrum akcji. Istniał, żywiąc się kompromisem. Kiedy popularni stali się hippisi, to on pierwszy pojawił się z fryzurą afro i zaczął handlować dewocjonaliami, nie dlatego, że chciał zarobić na kolejną dawkę stymulanta dopaminy czy na kubańskie cygaro, ale aby nie wypaść z głównego nurtu – ugrząść na mieliznie, stać się innym. Potem, ten sam strumień 'porwał' go w objęcia Solidarności – gwaranta uczestnictwa w wirze dziejowych wydarzeń. Podobnie, jak we Wrocławiu, ten sam potok kompromisu, choć po drugiej stronie kurtyny, porwał Schetynę. Cóż za zbieg okoliczności...
W latach 80-tych uczestniczył w organizowaniu pomocy dla strajkujących stoczniowców. Co w 1991 roku zagwarantowało mu przepustkę do Parlamentu, reprezentując partię, której był ‘współtworcą’, i dzięki której – po dwudziestu latach pobierania nauk – zdobył polityczne ostrogi. Z uwagą śledził lekcje kompromisu podczas spotkań w Magdalence. Nie odchodził na krok od Wałęsy, poznając niuanse sztuki kompromisu podczas ‘nocnej zmiany’. Kiedy obrósl w piórka, stworzył własne zaplecze – PO, i rzucił się na słońce, czyli wystartował w wyborach prezydenckich. Niestety, dla niego, sama motyka nie zapewniała wtedy pewnego sukcesu. Nie tak, jak obecnie, kiedy wystarczy dziecięca szufelka z piaskownicy, by rozprowadzić konkurencję po kątach...
Potem osiągnął pierwszy sukces - wypuścił bliźniaków w maliny. Popisowo wrzucił ich w objęcia Giertycha i Leppera, kiedy prowokacyjnie zażądał więcej niż mogli mu zaoferować. Dzięki temu, zdołał zapewnić sobie długoletnie uznanie całej wiochy – na dwie bite kadencje. Wtedy, po raz pierwszy i ostatni, nie pokierował się zasadą kompromisu, bo obrona tego jedynego i najważniejszego kompromisu, przez duże M, jak Magdalenka, była jego gwiazdą sukcesu.
Odejście, a raczej zwolnienie Tuska ze stanowiska i danie mu brukselskiej posadki, to zachwianie równowagi ukladów w Polsce, na korzyść Putina, kosztem Obamy i jego protegowanego – Sikorskiego. To wynik globalnej przepychanki – walki o nowy podział, gdzie Niemcy w partnerstwie z Rosją chcą odgrywać rolę równą Chinom i USA.
Szpica w Szczecinie i referendum w Szkocji, gdzie znajduje się cały arsenał atomowy GB, powinno dać wiele do myślenia. No i ten ISIS szerzący terror, tuż pod brzuchem putinowskiej Rosji.
Pozdrawiam ze Szwajcarii...
Gdy wieją wichry zmian, jedni wznoszą mury, inni budują wiatraki, a ja? dbam o duszę...
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka