Nie miałem zamiaru zabierać głosu w obszczekiwaniu wyprawy posłów PiS na obrady w Madrycie, gdyby nie to, że medialna diaspora uczyniła z tego sensację przedwyborczą. Rzecz jasna na pożytek własny i ku uciesze otumanionych durniów. Zostałem więc zmuszony do wypowiedzenia swojej opinii, bo jestem zwolennikiem dewizy, że jak biją naszych, to najpierw walę w ryło, a potem pytam o przyczynę bijatyki z obcymi – a tych u nas wielu. W tym miejscu wyjaśniam niekumatym i mało obytym w szerokim świecie, że standardy medialnej diaspory dotyczące wędrówek Polaków po kontynencie europejskim, są niezwykle proste: Polak podróżuje zdezelowanym autobusem, prowadzonym przez śpiącego kierowcę; wałówka, to butelka wódki, pętko kiełbachy na zagrychę i kilo bananów z Biedronki; zakwaterowanie na ławce w parku, a co bardziej objeżdżeni mogą skorzystać z ocieplanych ławeczek na dworcu kolejowym. Całość kosztów tygodniowej wyprawy, na przykład do takiego Madrytu, nie powinna przekroczyć 1000 złotych od łebka. Co i tak, jak na portfel emeryta, wydaje się być sumą niewyobrażalną. A kiedy dla kontrastu rzuci się kwotą 20 tysięcy, jak to było w przypadku posłów podróżników, to nawet, jeśli tylko wychodzi 6,600 złotych na posła, to i tak oburzenie i reakcje, nawet samego Prezesa żyjącego w niemal spartańskich warunkach, są wprost nieproporcjonalne. I w tym rzecz...
Tyle że sprawy mają się nieco inaczej, kiedy to przedstawiciele diaspory medialnej udają się w wojaże, wtedy życie i standardy powracają do normalności. Marne 7 tysiaków nie wystarczy nawet na pokrycie dziennej diety... Wiem z doświadczenia, choć do diaspory medialnej nie należę. Kiedy wypadam na weekend do Warszawy, to zawsze w portfelu mam parę tysiaków szwajcarskich franków –pomijam koszty przelotu, wynajmu samochodu i hotelu, które zamykają się w granicy tysiąca franciszków. Jedną z przyczyn jest rozbój w biały dzień – obce banki nakładają 8 procent haraczu od każdej wypłaty z ulicznego bankomatu, wolę więc wzbogacać kantor znajomego. Drugą – mój wystawny, choć bez szaleństwa, styl życia. Ci co mnie znają, wiedzą o czym piszę – ułańska fantazja. Jakby nie liczyć, to 10 tysięcy złotych pęka, jak balon...
Kiedy więc czytam, że moi posłowie – przedstawiciele polskiego narodu, lecą z Modlina do Madrytu (każdy kto latał z Modlina tanimi liniami, wie jaki to obciach i chamskie szarpanie po kieszeni – bagaż za 250, a piwo za 15 złotych!!!), to już mnie w tym miejscu krew zalewa. A kiedy policzę, ile im zostało po opłaceniu biletów, taryfy do miasta i hotelu - niecałe 500 euro - to mnie się robi przykro, że chłopaki nie mogli, przynajmniej raz, pokazać się w wykwintnej restauracji ala Sowa, i musieli zadowolić się cuchnącymi tappas w lokalnych tawernach. Czy to godne polskiego posła? Według medialnej diaspory, to życie ponad stan i kryminał. Według mnie, to kryminal dla medialnej diaspory, a duże brawa dla posłów i małżonek za ułańską fantazję, choć nieco przytłumioną ograniczonymi środkami i komunistyczną propagandą...
PS.
Widać Prezes piechur, skoro ułanów wyrzucił z szeregów...
Gdy wieją wichry zmian, jedni wznoszą mury, inni budują wiatraki, a ja? dbam o duszę...
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka