Nie chcę uchodzić za mało oryginalnego, ale aby zawrzeć w jednym zdaniu wrażenia z mojej ostatniej wizyty w Warszawie i ukazać powyborczy krajobraz, muszę odwołać do znanego przysłowia –„Najciemniej jest zawsze pod latarnią”. I wcale nie mam na myśli kakafonii kłamstw po wyborach samorządowych – ordynarna wypowiedź prezydenta Komorowskiego, ciuciubabka PKW, kreatywne „doskonalenie” ordynacji wyborczej, czy bezczelność polityków koalicji wciskających społeczeństwu, że 2.5 miliona nieważnych głosów jest winą samych głosujacych, a jeśli są dowody na rażące nieprawidłowości czy manipulacje, to niech ludziska zbiorą podpisy i złożą protesty wyborcze w sądach rejonowych, skoro czują się tacy oszukani - bo to, na okrągło i do znudzenia, mielają młyny medialne robiąc ludziom szambo z mózgu, tak że trudno jest już w tym ścieku odróżnić prawdę od kłamstwa. Mam raczej na uwadze coś pozornie innego, a mianowicie codzienne wybory dokonywane przez nas w obliczu wydarzeń, które zachodzą na naszych oczach.
Właśnie te decyzje – najczęściej niedoskonałe wybory - niby mało ważne i nieistotne z punktu widzenia rządu, determinują w późniejszym czasie stosunek do tych „wielkich” i ich rezultatów. Jak każde zachowanie, tak i odpowiedzialność za wspólne dobro, trzeba ćwiczyć, by nie ulec chciejstwu, tumiwisizmowi i apatii – postaw, o utrzymanie których tak bardzo troszczą się w codziennych dawkach propagandowej medycyny ośrodki przychylne (czerpiące korzyści) obecnej władzy. Na kultywowaniu poczucia słabości i niemożności zbudowana jest siła i arogancja władzy, którą w ostatnich dniach, w całej swej okazałości i glorii, mogli podziwiać wszyscy Polacy. A przecież źródła tej potęgi leżą w akceptacji naszej pozornej bezsilności...
Pstryk
Zatrzymałem się w centrum miasta. Nowoczesny hotel usytuowany w byłej kamiennicy rodziny Glassów. Przed wojną była, to siedziba ambasady ZSRR, potem kwatera główna Wermachtu, a podczas powstania warszawskiego punkt skąd nadawała radiostacja AK – „Błyskawica”. Po wojnie gościły tu różne ministerstwa, a kiedy padł mur berliński - firma Hartwig, by na koniec przejść w ręce żydowskiego inwestora z USA - zasługa prezydent Warszawy, pani Hani i jej szczodrej polityki zwrotu nieruchomości, o dziwo także z zyskiem dla własnej rodziny. Historia ostatniego stulecia miasta zawarta w jednym budynku...
Pstryk
Podczas porannego spaceru wpadam na Dworzec Centralny – zachciało mi się kawy. W dworcowej kafejce zamawiam Caffe Latte na wynos i płacę. Obsługująca dziewczyna pyta, czy chcę paragon, macham ręką i wychodzę. Po chwili słyszę z daleka jakieś zamieszanie. Zawracam. Okazuje się, że straż miejska namierzyła „nieuczciwą” sprzedawczynię i zamierza dać jej mandat za niewydany paragon. Interweniuję – są zaskoczeni i odchodzą niepyszni. Tym razem polowanie kończy się niepowodzeniem...
Pstryk
Wracam z wizyty u mamy. Tuż pod domem jestem świadkiem scenki rodzajowej. Facet idzie z pieskiem, piesek robi kupkę na chodniku, facet idzie dalej. Starsza pani zwraca mu uwagę, że powinien sprzątnąć. On ją gasi niewybrednym bluzgiem i umyka w siną dal. Ona pakuje produkt psiej przemiany materii w plastykowa torebkę i za nim – ja też. Facet otwiera drzwi do klatki w swoim bloku. Jeszcze nie zdążył ich zamknąć, gdy na podłodze ląduje zawartość torebki. Facet jest oburzony, ale szybko przerabia lekcję, kiedy widzi moją cieniową asystę...
Pstryk
Zamawiam taryfę na lotnisko. Piętnaście minut – informuje kobiecy głos z centrali. Mija blisko pół godziny – nic. Po chwili telefon. Kierowca stoi w korku na pańskiej ulicy – ten sam miły głos, nieco poirytowany, przekazuje mi hiobową wiadomość. Wychodzę przed hotel. Ulica jednokierunkowa, po obu stronach zaparkowane samochody, i ciężarówka blokująca ruch – wyładowują materiały budowlane. Dalej sznur zablokowanych aut, w tym moja taryfa. Podchodzę do robotnika nadzorujacego rozładunek, pytam – Jak długo to jeszcze potrwa, bo blokujesz ruch? Zbywa mnie milczeniem. Podchodzę do kabiny i otwieram drzwi, co zwraca jego uwagę – Co Ty k..wa robisz?! Jak to co, ruszam twoją łepetyną – odpowiadam. Niepyszny przetacza swojego zawalidrogę na puste miejsce parkingowe – niecałe dwadzieścia metrów dalej... Wsiadam do taryfy i opierniczam kierowcę, że taki ciamajda. Ten tłumaczy, że jego interwencja nic by nie dała...!?
Pstryk, pstryk, pstryk... Ale nas wypstrykali.
PS.
To nie ja byłem bohaterem tych wydarzeń, a jedynie ich cieniem...
Gdy wieją wichry zmian, jedni wznoszą mury, inni budują wiatraki, a ja? dbam o duszę...
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo