Pływałem przez tydzień kajakiem po kaszubskiej Wdzie z nadzieją na odcięcie się od rzeczywistości politycznej. Zwykle wybieramy z przyjaciółmi rzeki dzikie i mało znane, gdzie ludzi i sklepów brak. A tu, na Wdzie, co i rusz przepływaliśmy przez wioskę ze sklepem. A w sklepie nie tylko chleb i piwo, ale i - na złość mi - czasem dowozili gazety. I jako dość słaba istota, skusiłem się ze trzy razy.
Sunąłem potem w ciszy podpatrując jednym okiem ryby, kaczki, kormorany, dzięcioły a czasem nawet sarny, a drugim łypałem na produkcje moich kolegów, co zostali w redakcjach i wydzwaniali po kolei do jednego byłego ministra. I mnie więcej wiem, co się działo.
I dochodzę do wniosku, że jednak polska prawica ciągle nie pozbyła się genu samozniszczenia. Ile razy coś się jej zaczynało udawać, tyle razy dokonywała aktu rozprucia brzucha własnymi narzędziami.
Jakieś dwa tygodnie temu, w rozmowie z kimś przewidywałem (w czym nie byłem bardzo oryginalny), że kiedykolwiek nie odbyłyby się wybory, to PiS utrzyma swoje poparcie, bo jego elektorat głosował na te partię właśnie z powodu Ziobry, a nie Marcinkiewicza czy Zalewskiego. Innymi słowy, dla obecnych sympatyków Kaczyńskich najważniejsze jest to co robią w sferze prawa i bezpieczeństwa nie gospodarki, edukacji czy czegoś innego. Powiedziałem, że klęskę PiS wyobrażam sobie tylko w sytuacji, gdyby wybuchła jakaś afera wokół Samego Kaczyńskiego albo Ziobry, a w to – dodałem wtedy – trudno uwierzyć.
No i minął tydzień, płynę sobie ja między drzewami, ważki siadają mi na wiosłach, a dwaj ludzie odpowiadający w Polsce za prawo i porządek zaczynaj się atakować w sposób doskonale nam znany z przeszłości polskiej prawicy, ale czynią to w sposób jeszcze bardziej spektakularny niż zwykle.
Inteligentny i doświadczony prokurator, wydawałoby się – stojący trochę obok polityki – Kaczmarek zaczyna mówić o państwie totalitarnym (z tego już kpiłem tydzień temu), ale teraz dodał jeszcze do pieca, bo z tym totalitarnym reżimem, który tworzył, chce walczyć ramię w ramię ze znanymi demokratami i miłośnikami wolności z Samoobrony i LPR. Śmiałem się z niego wieczorami przy kolejnym ogniskowym piwie a moi kumple wściekali się, że ja znowu o pracy.
Ale, jest też zasadnicze „ale”. Niezależnie od żałosności i śmieszności zachowania Kaczmarka, mówi on masę ciekawych rzeczy o tym, co się dzieje (działo) w rządzie. I dlatego tych gazet nie wyrzuciłem, tylko czytałem dalej. Zakładam, że duża część z tego co mówi, może być nieprawdziwa. Ale nawet jeśli tylko jedna trzecia z tego co mówi, to prawda, brzmi to ponuro. Niektóre sprzeczności z wypowiedzi Ziobry już wychodzą na jaw (np. o tym, że nie wiedział nic wcześniej o akcji z aresztowanie Blidy). Opis niektórych metod puszczania przecieków do prasy na temat zwalczanych przez siebie osób też wydaje się prawdopodobny, potwierdza to moje własne zupełnie niespływowe, obserwacje.
Podejrzewam, że wizerunek Ziobry, tej głównej dziś lokomotywy PiS, może zacząć się walić. Jeśli choć część zarzutów wobec niego okaże się prawdziwa, to oznacza, że bardzo ambitny minister sprawiedliwości zdrowo przeholował. A to wszystko może oznaczać spore kłopoty dla PiS. Komisję śledczą – teraz czy po wyborach – trzeba powołać, bo za wiele rzeczy jest niejasnych. I pewnie do tego dojdzie.
I może okazać się to bolesne dla partii Kaczyńskiego. Bo ta historia sięga w samo serce tego, co jest ważne dla wyborców PiS – kwestii prawa i sprawiedliwości.
A ja w ten sposób, z pięknych Borów Tucholskich miękko wypłynąłem do warszawskiej rzeczywistości.
P.S. W środku nocy i lasu, przy ognisku na pustkowiu, poznaliśmy miłą parę psychologów ze Śląska, strasznych lewaków, którzy okazali się też salonowiczami24. Pozdrowienia!
Autor podcastu Układ Otwarty. Prezes niezależnego think tanku Instytut Wolności
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka