Powrót Kaczmarka do kraju miał być wejściem smoka. Na konferencji prasowej miał ujawnić prawdy – to moje ulubione słowo - „porażające”. A było cieniutko. Nie powiedział nic nowego.
Do tego mówił nieskładnie, bezładnie, okropną polszczyzną, był bardzo spięty i kompletnie nie pasujący do roli, w której występował. A występował jako kandydat na premiera(!). Polityk z niego żaden, walczy bardzo nieumiejętnie.
Choć być może wie jakieś rzeczy, które być ujawni przed jakąś speckomisją, to teraz wypadł bardzo mało przekonująco. Ziobro zapewne się cieszył. Polityk, który udziela przez kilka dni tylu wywiadów, który zapowiada, że po powrocie do kraju ujawni niesamowite rzeczy, a potem nieskładnie stęka przez tłumem kamer i nie podaje konkretów, skreśla się sam.
To co piszę nie jest żadną obroną Ziobry, premiera czy prezydenta. Kiedy patrzyłem na tego faceta, który chce być nowym premierem walczącym o trwanie demokracji ramię w ramię z LPR i Samoobroną, żałość mnie ogarniała.
Ale ta żałość rosła, kiedy pomyślałem, że tego faceta wynieśli na szczyty bracia Kaczyńscy. Trzymali go tam cały czas, blisko z nim współpracowali a teraz już uważają, że to twardy element układu. A ten trzymał z nimi do końca, poczym stwierdził, że prokuratura wszystkim steruje, służby sa wykorzystywane do polityki, wszyscy są podsłuchiwani. Żałosne są obie strony.
Choć nie podejrzewam, żeby PiS skończył tak jak Akcja Wyborcza Solidarność, to kiedy słuchałem tej konferencji przypomniała mi się równie żałosna końcówka AWS.
Autor podcastu Układ Otwarty. Prezes niezależnego think tanku Instytut Wolności
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka