Premier właśnie wyliczył sukcesy rządu w ciągu pierwszych 100 dni rządzenia. Wczoraj napisałem, że był to zmarnowany rok. Połowa czasy zmarnowana na jałowe awantury. Te 100 dni też było zmarnowane. I to nie dlatego, że Jarosław Kaczyński jest złym premierem. Nie, Kaczyński przy wszystkich swoich wadach to jeden z najwybitniejszych polskich polityków. I wierzę w to, że mógłby być szefem całkiem niezłego rządu. Po dwoma jednak warunkami. Po pierwsze i najważniejsze, kiedy miałby lepszych, bardziej wiarygodnych i lojalnych koalicjantów. Lepszych to znaczy także takich, którzy nie wystawiają Giertycha na stanowisko ministra edukacji. Po drugie, kiedy Kaczyński przełamałby swoją nieufność wobec ludzi, których nie zna i wobec instytucji, o których działaniu nie ma pełnej wiedzy. Bo skutkiem tego jest powoływanie w różne miejsca osób do tego się nie nadających albo niepowoływanie nikogo. Przykłady? W Brukseli do dziś nie mamy ambasadora, bo premier nie jest wstanie znaleźć człowieka, który byłby i kompetentny i miałby jego zaufanie. A to kosztuje nas wiele. Podobnie jest w wielu miejscach na niższych szczeblach polskiej dyplomacji. Na czele ministerstw skarbu i spraw zagranicznych stoją natomiast osoby, które kompletnie do tego się nie nadają. Premier o tym wie, ale nie ma lepszych. Lepszych, do których miałby stuprocentowe zaufanie. Co przy stopniu nieufności premiera, jest bardzo trudne.
Autor podcastu Układ Otwarty. Prezes niezależnego think tanku Instytut Wolności
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka