Wszystkim narzekającym na straszliwe przestępstwa na demokracji, jakich dokonuje krwawy reżim braci Kaczyńskich, chciałbym przypomnieć kilka faktów z czasów rządów SLD pod światłym przywództwem Leszka Millera. Bo akurat kilka z tych spraw znowu powróciło.
Mazur, który miał zlecić zamordowanie szefa polskiej policji, był kumplem jednego z doradców ministra spraw wewnętrznych. Pozwolono mu wyjechać za granicę.
Jakubowska, która miała żądać łapówek, była szefem gabinetu politycznego premiera. Opole, w którym działała pani poseł i kilku jej przyjaciół i członków rodziny, było opleciony regularną mafijną siecią według najlepszych wzorów włoskich.
Wiceminister spraw wewnętrznych za pośrednictwem posłów rządzącej partii dał cynk gangsterom ze Starachowic, że policja chce ich zamykać. Ta sama pani, co była szefem gabinetu politycznego, wcześniej była wiceministrem kultury i targowała się z prywatnym koncernem jak ma wyglądać ustawa o mediach.
Nie wiemy jeszcze dokładnie kto, ale na pewno ludzie z tego środowiska wysłali Rywina do Michnika po 17 i pól bańki. W ministerstwie zdrowia też kręcono niezłe lody z producentami leków a łapówy fruwały, że hej. A gdzie ich wtedy nie kręcono..?
I jak teraz zobaczymy na ich tle Adama Lipińskego, który coś tam targuje z Renatą Beger, i zastanawia się, czy Sejm mógłby wyasygnować pieniądze na spłacenie weksli ludzi od Leppera. Warto widzieć właściwą miarę rzeczy.
Czy to, co zrobił Lipiński jest akceptowalne? Nie, w żadnym wypadku. Nie powinien tak robić.
Tylko zestawienie „przestępstw” ludzi Kaczyńskiego i ludzi Millera, to tak jak porównanie dziecka, które ukradło cukierek drugiemu dziecku z facetem, który obrabował bank i skatował przy tym dziesięć pań kasjerek. Żeby było jasne – nie bronię Lipińskiego.
Autor podcastu Układ Otwarty. Prezes niezależnego think tanku Instytut Wolności
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka