Krzysztof Urbanowicz napisał, że polscy dziennikarze zachowują się jak kierowcy samochodów bez hamulców, przedniej szyby i wstecznego lusterka. Coś w tym jest. Ja też mam poczucie, że od pewnego czasu przechodzimy poważny kryzys jakości polskich mediów.
Ale nie jest to kryzys związany z upolitycznieniem, czy z podziałem środowiska dziennikarskiego. To, że taki podział jest, nie jest niczym dramatycznym. To, że od pewnego czasu toczy się rzeczywista a nie udawana debata, to dobrze. To, że poglądy głoszone przez moich kolegów z „Rzeczpospolitej” nie są już traktowane jak marginesowe oszołomstwo a jeden z ważnych głosów w debacie, to świetnie. To, że środowisko „Gazety Wyborczej” jest dzisiaj tylko jednym z uczestników debaty a nie monopolistą decydującym o wszystkim, to normalnienie sytuacji.
Ostrość i zaciętość tej debaty, czasem irytująca jest odreagowaniem czasu, kiedy jej nie było. Musimy przez to przejść. To było potrzebne. Inna sprawa, jak trudne jest to do zaakceptowania przez część warszawskich elit. Nie to jest więc problemem. Nie podział i ostrość debaty.
Ale z tą jazdą bez trzymanki, o której pisze Krzysztof, coś jest na rzeczy. Mam wrażenie, że od pewnego czasu , jakieś 3-4 lata, od kiedy niezwykle nasiliła się konkurencja biznesowa na rynku medialnym, poziom warsztatu dziennikarskiego zaczął się obniżać. Coś, o czym wcześniej słyszałem od amerykańskich dziennikarzy, teraz zaczęło być problemem i u nas. Nacisk właścicieli na szybkość i atrakcyjność kosztem jakości i rzetelności.
Puszczanie niedorobionych tekstów, niesprawdzonych w dwóch źródłach informacji, niezweryfikowanych przecieków, traktowanie zeznań przestępców jako twardych informacji stało się nagminne.
Pamiętam jak jeszcze kilka lat temu, kiedy byłem szefem działu politycznego w „Rzepie” przyszedł do mnie bardzo dobry dziennikarz z materiałem śledczym, który był ewidentnie niedorobiony. Poprosiłem go, żeby jeszcze popracował nad nim. A on na to, że musimy to dać jutro, bo na pewno ma to TVN, a może i „Wyborcza”. I oni to dadzą. Mówię mu na to, że przecież nie mamy pewności, że to jest prawda i że puszczając materiał w takiej formie, może na końcu stracić. A on, że TVN i „Wyborcza”... A był to naprawdę dobry i doświadczony dziennikarz. Potem takie sytuacje obserwowałem coraz częściej.
Kiedy na rynku pojawił się „Dziennik” i rozpoczęła się prawdziwa walka z „Gazetą”, do której potem dołączyła „Rzepa” (która w końcu zdecydowała się walczyć o miejsce na rynku gazet ogólnoinformacyjnych) to zjawisko się nasiliło.
Widoczne to było zwłaszcza w „:Dzienniku”, który stając na głowie, by pokazać, że ma własne newsy, puszczał ,co tylko reporterom wpadło albo co włożono im w ręce. Niestety pozostałe dwie najważniejsze gazety szybko stanęły do tego wyścigu.
A w takiej atmosferze rozmaici spin doktorzy, a zwłaszcza słynni dwaj, czuli się jak ryby w wodzie. Wypuszczali na lewo i prawo rozmaite niby-newsy, które bezkrytycznie były podchwytywane przez niedoświadczonych reporterów. Politycy coraz częściej sterowali mediami wpuszczając do obiegu to, co chcieli. Plotki, podawane jako twarde newsy, zalały gazety i stacje radiowe. Przecieki, często niesprawdzone, były traktowane jako materiały śledcze.
Ten wyścig, podgrzany jeszcze emocjami politycznymi, doprawiony tabloidyzacją wszystkich mediów staje się coraz bardziej niebezpieczny. A jeśli dołożyć do tego bezkrytycyzm części dziennikarzy wobec swoich politycznych ulubieńców, stosowanie taryfy ulgowej wobec cenionych przez własne środowisko polityków to trudno się dziwić coraz bardziej powszechnym narzekaniom.
Media drukowane, które od połowy lat 90. do pierwszych lat nowego wieku, mniej więcej do czasu afery Rywina i upadku rządu Millera, bardzo podciągnęły się warsztatowo, potem zaczęły ten poziom niebezpiecznie obniżać.
Podobnie ma się rzecz z telewizjami. Powstanie „Faktów” TVN a potem TVN24 było przełomem, który wprowadził telewizyjne dziennikarstwo na inny poziom. TVP musiała zacząć się zmieniać właśnie pod wpływem prywatnych stacji. Ale potem – poza politycznymi emocjami, które coraz częściej można było obserwować w prywatnych stacjach – coraz bardziej zaczął obniżać się poziom np. telewizyjnej publicystyki. I podobnie jak w mediach drukowanych i tu jest widoczny gołym okiem nacisk właścicieli na oglądalność, udziały w rynku itp.
Tomasz Lis poza tym, że coraz bardziej wczuwał się w rolę polityka i dawał wzorcowe pokazy nierównego traktowania swoich gości, to robił program, który miał coraz mniej wspólnego z rozmową o polityce. Liczyło się tylko budowanie napięcia i awantura w studiu, podczas której rosły słupki. Goście zapraszani byli przede wszystkim pod kątem możliwości wywołania emocji i kłótni, a nie przedstawienia merytorycznych racji. Ten sam dziennikarz, który stworzył „Fakty”, co jest wielką jego zasługą, teraz skutecznie psuł telewizyjną publicystykę. I był za to doceniany przez dużą część środowiska.
Andrzej Morozowski i Tomek Sekielski, który kiedyś prowadzili świetne „Prześwietlenie”, dziś robią program, który z publicystyką polityczną ma coraz mniej wspólnego. W „Teraz my” ważny jest gadżet, greps, dowcip, rozrywka. Nawet z premierem rządu rozmawiają o cenie ogórków i słuchają śpiewu Dody. O polityce, planach rządu, problemach kraju – niewiele.
Mógłbym mnożyć przykłady. Czy to jest normalne zjawisko? Moim zdaniem nie. Tak długo się nie da. Brutalny rynek, który dziś wymusza takie działania, wkrótce zażąda także szacunku dla widzów/słuchaczy/czytelników. Tabloidy i polityczna rozrywka nie znikną, ale za chwilę klienci zaczną podwyższać swoje oczekiwania i żądać nie tylko igrzysk, ale i chleba. Nie tylko rozrywki ale i treści. Także my w Salonie – oprócz wolności wypowiedzi, musimy zapewnić odpowiedni jej poziom.
Mam nadzieję, że taka ewolucja mediów – wymuszona przez rynek – nastąpi. Wyścig będzie trwał, ale może właściciele mediów postanowią zainwestować w zakup lusterek, szyb i hamulców dla swoich dziennikarzy.
P.S. Z jednym tylko zupełnie nie rozumiem Krysztofa Urbanowicza. O jakich uniwersyteckich ekspertach piszesz, Krzysztof? Kiedy czytam w prasie wypowiedzi tzw naszych "medioznawców" pusty śmiech mnie bierze. Jednym z bardzo niewielu znanych mi (zapewne sa tacy, o których nie wiem) medioznawców, który rzeczywiście się na tym zna i śledzi pilnie co się dzieje na świecie jest właśnie Urbanowicz:). I dlatego cieszy mnie bardzo, że zagościł w Salonie.
P.S.2. Ponieważ kilku komentatorów (zwłaszcza Kataryna) już o tym wspomniało - więc dodaję. Pod jednym względem jest wiele lepiej - pluralizmu mediów. To wielka zdobycz. Nie ma porównania z tym, co było jeszcze kilka lat temu. I tu akurat rynek działa ozdrowieńczo.
Autor podcastu Układ Otwarty. Prezes niezależnego think tanku Instytut Wolności
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka