Janusz Wojciechowski Janusz Wojciechowski
179
BLOG

American dream

Janusz Wojciechowski Janusz Wojciechowski Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 1

    Nie było mnie na moim blogu prawie 2 tygodnie i mało kto zauważył. Mój blog funkcjonuje całkiem nieźle i beze mnie. Dobrze  to świadczy o Czytelnikach, którzy potrafią w pełni zagospodarować przestrzeń bloga, podczas gdy autor...

 
   American dream
   
   ...Podczasgdy autor zrealizował wreszcie swoje chłopięce marzenie...Naoglądawszy się w dzieciństwie westernów, w marzeniach podróżowałem po prerii i Górach Skalistych. No i wreszcie tam pojechałem. Przyleciałem do Nowego Jorku, wynająłem samochód i przejechałem Amerykę wszerz, w głąb i na wskroś, do Los Angeles i nawet dalej, do granicy meksykańskiej za San Diego. 
 
   4 tysiące mil, 15 stanów plus dystrrykt federalny Columbia.
 
   Wielki kraj!
 
   Z Brukseli do najodleglejszego zakątka tego rozpadającego się państwa dojedziesz w godzine, maksimum w półtorej godziny. Bo Belgia jest mała.
 
   Polska jest przy niej wielka. Od granicy w Świecku do mojej Rawy jadę i jadę,dojechać nie moge. Pięć godzin, jeśli nie dłużźej.
 
   A cóż to są w Polsce za odległości...siedemset kilometrów z północy na południe i ze wschodu na zachód. W Ameryce jedziesz, jedziesz,jedziesz, przejechałeś siedemset mil (mil, nie kilometrów!), patrzysz na mapę i przejechałeś tyle, co nic, co kot napłakał.
 
   Wypatrzysz na mapie coś ciekawego, na przykład Monument Valley z jej fantazyjnymi skałami, myslisz-wpadnęę, zobaczę - a okazuje się, że to tak jakbyś jadąc trasą Warszawa–Poznań pomyślał – wpadnę przy okazji do Zakopanego, zobaczę sobie Giewont.
 
   American view
 
   Jest taka piosenka Okudżawy „Przy drodze smoleńskiej” . Po smolenskoj darogie liesa, liesa, liesa... po smolenskoj darogie stałby, stałby,stałby... - tak właśnie wygląda Ameryka od Nowego Jorku doTeksasu. Przejechałęm stan Maryland, Wirginie, Karolinę Północną i Południową, Georgię, Alabamę, Missisipi, Luizjanę – i szędzie to samo – liesa, liesa, liesa, stałby, stałby, stałby!Wciąż las i las i las i słupów długirząd...
 
   Nabrałem podejrzeń, zwłaszcza w Georgii i Alabamie, czy za tymi drzewami coś się wstydliwie nie kryje, może niewolnictwo na plantacjach bawełny...Bo obsadzają te drogi drzewami, jak w Związku Radzieckim...
Za to od Teksasu poczynając widoki niesamowite. W Teksasie jak w Kazachstanie (byłem), w Nowym Meksyku i Arizonie jak na Księżycu (nie byłem), a w Kalifornii to już wszystkie widoki świata.  
 
   Ktoś zapyta dlaczego nie jechałem słynna droga 66. W zachodniej części nią właśnie jechałem, a ściślej jechałem jej odcinkami, które jeszcze istnieją. Ale całej drogi jako takiej już nie ma, za to w sklepach pełno o niej pamiątek.
 
   American people
 
   Ludność Ameryki dzieli się na dwie kategorie. Połowa z obłędem w oczach biega, a druga połowa z podobnym obłędem się obżera. Im dalej od Nowego Jorku napołudnie i zachód, tym biegających mniej, a obżerających się więcej. 
 
   To nie są grubasy, to są góry tłuszczu, widoczne na każdym kroku. Tych najgrubszych chyba się zresztą nie widzi, bo nie wychodzą z domów. 
 
   Tak sobie myślę - wstąpiliśmy do NATO, jesteśmy na każdy amerykański gwizdek, jak nie w Iraku to w Afganistanie, wszystko to w nadziei, że w razie czego Ameryka nas obroni..,. Kto nas obroni?Te grubasy? Zatrzymają się w najbliższym Mc Donaldzie,zamówią po siedem hamburgerów i po dwa litry coca-coli i tyle będzietej obrony.
 
   Potylu grubasach, ilu zobaczyłem, wcale się nie dziwię, że Amerykanie od 65 lat nie wygrali żadnej wojny, z wyjątkiem zimnej.
 
   Muszę jednak oddać Amerykanom, żę są spokojni, uprzejmi i życzliwi. Amerykańska buta? Nie, czegoś takiego nigdzie nie spotkałem, wręcz przeciwnie, spotkałem tylko skromnych i uprzejmych Amerykanów.
 
   American roads
 
   W Rzymie wszystkie drogi prowadziły do Rzymu, a w Stanach wszystkie drogi prowadza do jednej z czterech miejscowości: South, North, East albo West. Z rzadka pojawia się na drogowskazach inne miasto.
Przepraszam... właśnie słyszę w telewizji wiadomość, że Polska jest na niechlubnym pierwszym miejscu w Unii Europejskiej pod względem liczby ofiar wypadków drogowych.
 
   W Ameryce też ludzie giną na drogach, o czym świadczą wcale nie rzadkie krzyże przydrożne, upamiętniające, tak jak u nas, miejsca śmierci ofiar. Generalnie jednak amerykańskie drogi są bezpieczne. Dopuszczalna prędkość na autostradach to 65-70 mil na godzinę, czyli mniej niż 120 kilometrów,gdzieniegdzie tylko dopuszczają 75 mil. I wszyscy tak jadą, nie próbują szybciej. 
Amerykańska policja ma na samochodach wymalowany napis „Courtesy, professionalism, respect”. Wolałem tej ich grzeczności i tego ich szacunku nie sprawdzać i też jechałem tak, żeby nie podpaść. 
 
   Jeśli w Stanach jedziesz 100 na godzinę i ktoś cię wyprzedza, to słyszysz  taki dźwięk - ziuuuuuuuuuu!
 
   W Polsce jedziesz 140, ktoś cię wyprzedza i słyszysz - ziuuuu!
 
   W Niemczech jedziesz 180, ktoś cię wyprzedza i słyszysz - ziu!
 
   My Polacy jesteśmy wariaci za kierownicą i małą pociecha, że Niemcy są wariaci jeszcze więksi. Oni maja lepsze drogi, wiec to wariactwo przynosi mniej szkody, niż nasze. 
 
   Jeśli chcemy stracić przodownictwo w statystyce wypadków, bierzmy przykład z Amerykanów i też jedźmy 65 mil na godzinę. Z taka prędkością też można daleko zajechać. Ja od Atlantyku do Pacyfiku dojechałem i wróciłem z mocnym postanowieniem poprawy, że w Polsce też nie będę jeździł szybciej. Ciekawe jak długo w tym wytrwam.... 
 
   Pod jednym względem Amerykanie jeżdżą nieprzyjemnie – nie ustępują drogi.Zmiana pasa na autostradzie to operacja wysokiego ryzyka. Włączasz kierunkowskaz, próbujesz delikatnie wjechać – gdzie tam! Gość za tobą jedzie swoje 65-70 mil i ani myśli cię wpuścić. Na amerykańskich drogach trzeba mieć oczy raczej z tyłu, niż z przodu głowy. Nie podoba mi się to. Wolę obyczaj arabski, gdzie ten z tyłu ma uważać na tego z przodu, a nie odwrotnie.  
 
   A może Amerykanie nie wpuszczali mnie dlatego, że miałem rejestrację nowojorską, niezbyt ponoć lubianą?
I jeszcze jedna obserwacja - dojazdy i zjazdy z autostrady są w Stanach co milę, albo i gęściej. Bywają cztery, albi pięc zjazdów w obrębie jednej mili. Na bezludziu rzadziej, jeden zjazd co cztery, pięć mil. Potrzebuje farmer  wjazd z pola na autostradę, to go ma - żaden problem. Ruchu to wniczym nie utrudnia, sam się o tym przekonałem.
 
   U nas, choć bezludzia nie ma nigdzie, wjazdy na autostrady są co trzydzieści kilometrów, albo rzadziej..
Gdy w 2049 roku, na 40-rocznice nieprzerwanych rządów Platformy  Obywatelskiej i Donalda Tuska zbudowana zostanie wreszcie autostrada z Warszawy do Krakowa, wnuk śp. Przemysława Gosiewskiego zostanie  odżegnany od czci i wiary za to, że chciał zrobić zjazd z autostrady we Włoszczowie.
 
   No bo po co wieśniakom autostrada?
 
   ...No i już mnie znosi do naszych polskich wojenek politycznych. Więc na tym dziś zakończę moje amerykańskie wspomnienia. Może jeszcze do nich wrócę, albo i nie, zastanowię się...

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Rozmaitości