1. Kaczyński nie może wygrać debaty z Tuskiem. Nawet jeśli go zamroczy, zapędzi do narożnika i tam wyłomoce niemiłosiernie - media ogłoszą remis, a jeśli Tusk na oślep trafi jakimś lewym czerwcowym... przepraszam - lewym sierpowym - ogłoszone zostanie zwycięstwo Tuska.
Nieważne bowiem kto debatuje, ważne kto ustala wynik debaty.
A ustalać będzie Żakowski, Olejnik, Lis...
2. Podobnie będzie w debatach sektorowych. Choćby kolejna kolej się wykoleiła, choćby spadły kolejne samoloty (w ostatni weekend spadły dwa, plus jedna motolotnia), jurorzy debaty i tak odtrąbią sukces Grabarczyka.
Rostowski wyłga się z odpowiedzialności za ceny benzyny, Sawicki drożyznę żywności zwali na Jurgiela, a nierówność dopłat rolniczych na Wojciechowskiego. Co by im nie wytknąć, jaką przedstawic liste niespełnionych obietnic, niezrealizowanych zapowiedzi - odwrócą kota ogonem i zwalą wszystko na PiS. Zaatakują PiS, tak jakby to on rządził przez ostatnie cztery lata. A media im przyklasną.
3. No i będą pleść wkoło Macieju o tej Polsce w budowie. Owszem - w budowie jest stadion w Warszawie oraz kilka kawałków autostrad, plus "gierkówka" (ta ostatnia w przebudowie). Wspólną cechą wszystkich tych inweestycji stadionowych i drogowych jest to, że gdy już zostaną oddane do użytku, to żadna laska, gdyż za wstep na nie trzeba będzie słono płacić. Płatny stadion można omijać, gorzej z płatnymi drogami.
4. Dlatego ostrożnie z tymi debatami. Niech najpierw przedstawią sprawozdanie z własnych działań. Niech premier Tusk i jego ministrowie punkt po punkcie rozliczą wszystkie swoje obietnice, na których realizację mieli długie cztery lata. I dopiero wtedy można będzie porozmawiać o tym, jak rządzili. Na razie nie ma do czego się śpieszyć.
Inne tematy w dziale Polityka