Czwarta wladza nie dość, że nie jest kontrolowana to jeszcze panuje nad systemem obiegu informacji, mogąc skutecznie tłumić krytykę swojej omnipotencji. [...] Gdzie i jak można dziś przeprowadzić dyskusję o uprawnieniach i obowiązkach coraz potężniejszej czwartej władzy? -
pyta w komentarzu Mawar, po czym sam odpowiada:
Tylko na blogach.
Na szczęście to nie jest "tylko". Kilka dni temu odpowiedziałem na ankietę akademickiego pisma
"Societas/Communitas" dotyczącą obecnej roli IV władzy. Zamiast odpowiedzi na pytania wyszedł mi tekścik, który pozwalam sobie zamieścić poniżej. Lektura ciut długa jak na bloga, ale chyba warto się zastanowić jak pojawienie się internetu całkowicie zmienia układ sił w sferze medialnej.
“Gdybym miał zdecydować, czy powinniśmy mieć rząd bez prasy, czy prasę bez rządu, nie wahałbym się ani chwili i wybrałbym to drugie.” powiedział Thomas Jefferson. W czasach Jeffersona media i prasa były synonimami. Nie istniały wtedy potężne, inwazyjne media audiowizualne. Na pejzaż wolnej prasy składały się tysiące lokalnych gazet tworzonych blisko społeczności, której służyły – nie tyle biznes, co ogromny, zdecentralizowany i praktycznie niemożliwy do kontrolowania ruch społeczny.
Jefferson miał na myśli zupełnie inne media niż te, które znamy dziś.
Media są nie czwartą władzą, ale pierwszą. We współczesnej demokracji opinia publiczna jest siłą absolutną, wobec której pozostałe trzy monteskiuszowskie filary władzy znajdują się w rosnącym uzależnieniu. Wizja świata, sądy i opinie kształtowane przez media – pośrednio poprzez kształtowanie języka publicznej debaty i bezpośrednio poprzez kreowanie w sferze publicznej medialnych faktów – od lat 30. aż po dzień dzisiejszy są najważniejszym czynnikiem wpływania na ducha i literę rządów.
Jednokierunkowe media masowe – czyli przede wszystkim kino, radio i telewizja – umożliwiły na niespotykaną skalę kontrolowanie stanu społecznego ducha. Udział społeczności w procesie tworzenia informacji w świecie mediów masowych jest niemożliwy z przyczyn technicznych. Pasmo radiowe i telewizyjne jest pasmem bardzo wąskim, mało pojemnym. Nic dziwnego że od czasów Goebbelsa redaktorzy naczelni i właściciele dużych stacji telewizyjnymi są nie tylko osobami potężnymi, ale także – w społecznej świadomości - demonicznymi.
Paradoks jajka i kury: czy media poświęcają swoją uwagę tym ideom które stoją wysoko w sondażach popularności, czy też stoją one wysoko, bo media poświęcają im tyle uwagi? Tego się nie dowiemy, bo media jednokierunkowe nie są i nie mogą być mediami obywatelskimi. Jest naiwnością sądzić, że są wyrazicielem woli i sądów opinii publicznej, bo w masowych mediach jednokierunkowych nadawcy są nieliczni. Masowy jest tylko odbiorca.
Z tego powodu wolność mediów jest demokratycznego społeczeństwa warunkiem koniecznym, ale daleko niewystarczającym. W świecie mediów jednokierunkowych nasz wybór jest ograniczony, bo wybieramy ze spektrum wykreowanego przez media. Czy mamy więc sytuację patologiczną, sytuację w której “ogon macha psem”, a potęga mediów jest zagrożeniem dla ideałów samostanowienia społeczeństwa?
Lawrence Lessig w swojej przemowie podczas tegorocznych konferencji
Wikimania w Bostonie i
Wizards of OS 4 w Berlinie zauważył, że wiek XX był dziwną epoką: stuleciem stopniowej centralizacji i poddaniu kontroli nie tylko przekazu medialnego, ale także życia politycznego, gospodarczego i społecznego. Tę jednokierunkową, przeciwną partycypacyjnym ideałom demokratycznego społeczeństwa przemianę nazwał on “kulturą tylko do odczytu” (Read-Only Culture). Kulturą pojęta bardzo szeroko: w jej skład wchodzi też poddana kontroli praca w której pracownik jest tylko wykonawcą poleceń szefa, handel w którym supermarket wypiera bazar, i tak dalej. Wszystko to składa się na pejzaż “społeczeństwa tylko do odczytu” - społeczeństwa, w którym obywatele są biernymi odbiorcami przekazów medialnych, biernymi konsumentami produktów, biernymi wykonawcami poleceń, biernymi wyborcami których udział w kształtowaniu instytucji społecznych sprowadza się do zakreślenia nazwisk na wyborczej kartce. Intuicja podpowiada, że jednokierunkowa charakterystyka XX-wiecznej przestrzeni medialnej i całość przemian społecznych pozostają ze sobą w silnym związku.
Jednak Lessig zauważa optymistycznie, że wiek XX się skończył. Ten sam postęp technologiczny, który na niespotykaną skalę umożliwił kontrolę poczynań ludzi i uprzedmiotowił ich w ich decyzjach, teraz staje się powoli narzędziem wyzwolenia.
Sieci komputerowe mają zupełnie inną charakterystykę niż media XX-wieczne: umożliwiają tworzenie pojemnych mediów wielokierunkowych. Mediów, w których odbiorcą można być tak samo łatwo, jak nadawcą. Mediów, w których same pojęcia nadawcy i odbiorcy tracą sens, bo wszyscy stają się użytkownikami - aktywnymi uczestnikami procesu przetwarzania informacji. Te media nazywamy internetem.
Dan Gillmor opisał zmianę przestrzeni informacyjnej w książce
“We, the media”. Jego zdaniem pojawienie się nowego zjawiska – nazwanego dziennikarstwem obywatelskim (citizen journalism) – już teraz ma znaczący wpływ na sposoby relacjonowania i model udziału w życiu społecznym. Politycy nie mogą już skupiać się tylko na telewizyjnych debatach, nie mogą ignorować głosu społeczeństwa, bo społeczeństwo komunikuje się ze sobą bez pośrednictwa mediów masowych na tysiącach politycznych blogów i w milionach komentarzy. Podobnie zresztą przedsiębiorcy nie mogą ignorować opinii o swoich produktach, bo ich klienci nie polegają już na ich materiałach reklamowych jako jedynym źródle informacji. Listy dyskusyjne, blogi, kanały IRC i czaty, strony www, fora – to wszystko składa się na pejzaż zdecentralizowanej, niemożliwej do kontrolowania przestrzeni informacyjnej w której wykluczenie pewnych opinii staje się po prostu niemożliwe.
Nie tylko o egalitarność tu chodzi – także o szczególny rodzaj komunikacji zwrotnej, w jakiej znajduje się każda występująca publicznie osoba. Media jednokierunkowe były mediami monologu. Polityk wygłaszający orędzie nie słyszy – a więc nie musi brać pod uwagę – głosów sprzeciwu swoich oponentów. Media wielokierunkowe nie dają takiego komfortu, są mediami dialogu. Jeśli każdą opinię można skomentować, każde twierdzenie obalić, a każde kłamstwo obnażyć niemal w czasie rzeczywistym, to kontrolowanie opinii publicznej staje się daleko trudniejsze.
Tak jak media jednokierunkowe nadały ton wiekowi XX, tak i media wielokierunkowe w najbliższej przyszłości przeorzą świat społeczny. Yochai Benkler w książce
“Wealth of networks” daje przedsmak czekających nas zmian: media wielokierunkowe obiecują radykalną decentralizację władzy we wszystkich dziedzinach życia.
Na przykład praca: największa encyklopedia na świecie to
Wikipedia. Tworzona przez setki tysięcy wolontariuszy przy pomocy oprogramowania nazywanego wiki umożliwiającego kolektywne autorstwo i masowy udział. Jej doniosłość polega nie tylko na tym, że już dawno swoją objętością przewyższyła jakąkolwiek inną encyklopedię i zdetronizowała w rankingach popularności inne źródła informacji referencyjnej. Wikipedia jest ważna przede wszystkim dlatego, że pokazała ekonomiczną i kulturową siłę modelu masowej, kolektywnej pracy, modelu oddolnego (Fundacja Wikimedia zatrudnia na etacie pięć osób), zdecentralizowanego, opartego tylko na wspólnocie interesów, potrzeb i ideałów.
Co ciekawe: choć model produkcji społecznej – jak nazywa go Benkler - ma znaczenie polityczne, to zazwyczaj nie jest bezpośrednio owocem postawy politycznej. Uczestnicy takich projektów mają szereg bardzo różnych motywacji, z których najważniejsza jest
intelektualna przyjemność udziału w ciekawym przedsięwzięciu.
Ekonomiczny potencjał decentralizacji zmienia zupełnie układ sił na rynkach. Do tej pory na tworzenie gigantycznych projektów stać było tylko wielkie organizacje - rządy i korporacje. Stawiało to klientów takich produktów w trudnej sytuacji. Wie o tym każdy, kto zadał sobie trud przeczytania umowy licencyjnej określającej warunki korzystania z systemu Microsoft Windows. Klienci tej firmy są zdani na jej łaskę lub niełaskę, a lista rzeczy których nie wolno im robić jest znacznie dłuższa od listy rzeczy które wolno. Dziś jednak mamy działający, wolny system operacyjny GNU/Linux stworzony przez tysiące niezależnych programistów i zainteresowanych firm. Gdyby chciano go wyprodukować tradycyjnymi metodami to
szacowany koszt wyniósłby 1,891,990,000 dolarów, czas wykonania ponad 6 lat, a konieczny zespół ponad 2 tysiące najlepszych informatyków na świecie. Nikt tego kosztu nie musiał jednak ponosić, a system dostępny jest za darmo. Beneficjentami tego modelu są więc wszyscy – nie tylko użytkownicy systemu, także ci którzy korzystają z przywrócenia warunków konkurencyjności na rynku oprogramowania.
Model produkcji społecznej dziś nie wydaje się uniwersalny, nie zmieni wszystkich rynków natychmiast, ale jego stopniowe rozszerzanie się na inne pola wydaje się być nieuniknione.
Media wielokierunkowe zmienią nie tylko metody komunikacji i pracy. Zmienią przede wszystkim samą wizję struktury społecznej, zmienią paradygmat komunikacyjny. Jeśli dziś łatwo podpisać się pod zdaniem Jeffersona, to tylko dlatego, że internet przywrócił wiarę w możliwość uczestnictwa w procesie tworzenia kultury. I tak, jak jednokierunkowe media masowe umożliwiły centralizację i totalitaryzację społeczeństw XX-wiecznych, tak media wielokierunkowe umożliwiają przedefiniowanie kształtu społecznych instytucji i reguł życia społecznego według wzorców znacznie bliższych ideałom demokratycznym: prawa do samostanowienia, wolności słowa i poglądów, godności pracy.
Jeśli zarysowany przeze mnie trend przemian nie jest jeszcze wyraźny, to dlatego że telewizja i radio nie oddają swoich pozycji bez walki. Przejmowanie władzy przez model wielokierunkowy jest spowalniane poprzez ciągłe zwiększanie kontroli nad spektrum elektromagnetycznym (czyli kanałami komunikacyjnymi) i procesem dystrybucji informacji za pomocą zabiegów na prawie autorskim, patentowym, prasowym i setkami innych praw. W ostatecznym rozrachunku jednak dni mediów jednokierunkowych są policzone. A w efekcie – także jednokierunkowego społeczeństwa.
Inne tematy w dziale Polityka